Koniec roku to czas podsumowań. Zanim przejdę jednak do tych najlepszych książek 2016 roku pomyślałam, że po raz pierwszy zrobię listę tych według mnie najgorszych.
Niestety nie jest tak, że wszystkie książki jakie przeczytałam były dobre. W cumie całe szczęście że nie było idealnie. Tych złych było jednak znacznie mniej.
Nie oszukujmy się, że każda książka jest świetna. Niestety książki na tej liście wyjątkowo mnie zmęczyły, problem nawet nie jest w tym że zostały źle napisane, co po prostu były albo banalne, albo miały motywy które ciężko mi strawić.
Biorąc pod uwagę fakt, że 2016 nie był rewelacyjny, co to jest 5 słabych książek?
Pamiętajcie- każdy może mieć swoją opinię. Nie chcę tu nikogo urazić. Jeżeli lubicie te książki to super!
A i jeszcze zbaczając z tematu - wybaczcie, że Blogmas w ostatnim tygodniu nie wypaliło. Przed świętami rozchorowałam się i pisane to była ostatnia rzecz na którą miałam siłę.
Ne przedłużając:
Niechlubna lista 5 najgorszych książek 2016 roku
(w przypadkowej kolejności)
Perypetie czeskiej rodziny na tle bolesnych wydarzeń politycznych lat 1968-1989. Gdy w 1968 roku rodzina kilkuletniej Oleny zmuszona jest przerwać wakacje i wracać do Pragi, dziewczynka obawia się tylko o jedno: czy żołnierze obcych armii nie zechcą zjeść jej kotka. Dojrzewanie Oleny przypada na czasy normalizacji, wszechobecny strach skłania do zachowań konformistycznych, ulegają mu nauczyciele, koledzy, zaprzyjaźnieni dorośli. Szkoła filmowa, do której bohaterka pomyślnie zdała egzaminy, anuluje jej przyjęcie, gdy ujawnione zostają kompromitujące dokumenty o burżuazyjnej i nacjonalistycznej przeszłości stryja dziewczyny. Ojciec Oleny musi zebrać od znajomych oskarżonego ponad sto poświadczonych notarialnie oświadczeń, by córka mogła wrócić na uczelnię. W powieści Pawlowskiej, bardzo osobistej i w dużej mierze autobiograficznej, koleje losu bohaterki splatają się z historią społeczną i polityczną kraju.
Ta maleńka książeczka jest u mnie dobrych kilka lat. Kupiłam ją za złotówkę jeszcze na studiach, gdy tak naprawdę zaczynałam swoją przygodę z kupowaniem książek na poważne. Cieszę się, że nie wydałam więcej.
Jest to zbiór chaosu który męczy. Totalnie nie mój klimat chociaż po pierwszym rozdziale miałam nadzieje na coś ciekawego. Miała być to intelektualna lektura o życiu, a wyszedł miszmasz historii które miały mało sensu i tak naprawdę nic nie wniosło do mojego życia poza bólem głowy.
Lele Pons – „jedna z najfajniejszych dziewczyn w sieci” (Teen Vogue) w duecie z bestsellerową autorką serii „Błękitnokrwiści” – Melisą de la Cruz w debiutanckiej powieści o szalonych chwilach spędzonych w liceum. Zabawne historie w formie wspomnień oparte na popularnych filmikach umieszczanych przez Lele na portalu Vine plus pisarski kunszt Melisy tworzą fabularną mieszankę wybuchową.
Po pierwsze ten opis - nie sugerujcie się za bardzo. Po drugie nie miałam pojęcia kim jest Lele Pons. Miałam cichą nadzieję, że może będzie to zabawna powieść YA. A tymczasem zostałam tylko podirytowana do kwadratu. Książka była banalna, nie najlepiej napisana, a główna bohaterka... nawet nie zacznę. Lele opisała swoje życie tak jakby jednocześnie była i nie była to historia o niej. Posiadała wszystkie cechy złej bohaterki. Jeżeli ta książka miała mnie przekonać do Lele to raczej mamy odwrotny efekt. Książka jest po prostu kiepska. Nie warta uwagi. Szkoda, że wydano ją u nas bo naprawdę są lepsze powieści. Marnotrawstwo papieru i utrwalanie przekonana że pisarzem może być każdy. (ciekawe ile słów Lele napisała samodzielnie). Pewnie po tym jak Zoella stała się bestsellerową autorką każdy uważa, że może.
Weronika, Ola, Kornelia i Anna mają za sobą trudną przeszłość i wciąż muszą zmagać się z przeciwnościami losu. Weronika, choć spełnia się zawodowo, nie odnajduje się w roli matki. Ola wpada we własną intrygę, która prawie rujnuje jej życie. Kornelię nawiedzają demony sprzed lat, a Anna usiłuje uwolnić się spod władzy męża tyrana. Niedomówienia, spiski i ciągłe przeczuwanie najgorszego niemal zmieniają świat czterech bohaterek w koszmar. Okazuje się jednak, że moc kobiecej przyjaźni daje siłę, by walczyć o miłość i szczęście.
W momentach jak te wiem dlaczego nie czytam polskiej literatury obyczajowej. Niestety te książki maja w sobie "to coś" co całkowicie mnie odrzuca. Nie poddam się,znajdę coś właściwego, ale ta książka tą nie jest. Autorka po pierwsze ujawnia kompleks polskości co jest strasznie irytujące. Wprost pisze, że ludzie źle oceniają polska literaturę, uważając ją za gorszą, a następnie pisze o wspaniałej autorce, ożywając zbyt wielu epitetów. Jak to odczytać jak nie aluzja do samej siebie. Bohaterki są bardzo do siebie podobne i chociaż mają różną przeszłość koniec końców się zlewają. Gdyby nie to że podawane są imiona pogubiłam się. Każda ma faceta, każda ma dramat. I tego jest trochę za dużo. Akcja toczy się tak, że trudno nadążyć, a żaden człowiek nie wytrzymałby tylu zawirowań. Jak w Modzie na sukces. Do tego cała masa słabych dialogów i naprawdę tanich chwytów. Książka totalnie mi nie odeszła. Ok, wiem że pewnie znajdzie się milion kobiet które ją pokochają, ale wydaje mi się, że to nie mój czas. Dla mnie stanowczo wszystkiego za dużo, robieni z igły widły i na siłę przekształcanie dramatu w większy dramat. Kończąc książkę nie wiedziałam kto był kim. Pomieszały mi się wątki. Niektóre bohaterki zmieniały swój charakter ze strony na stronę. Nagle jak z rękawa wyciągane były nowe zwroty akcji. Kompletnie nie moja bajka.
Jeżeli ktoś oglądał filmiki Pawła Opydo "Złe książki", szczególnie o ksiażce Katarzyny Michalak to to mniej więcej może sobie wyobrazić styl tek książki.
Rok 1920. Tom Sherbourne, inżynier z Sydney, wciąż nie może się uporać ze wspomnieniami z Wielkiej Wojny. Posada latarnika na oddalonej o 100 mil od wybrzeży Australii niezamieszkanej wysepce Janus Rock i kochająca żona Isabel, która decyduje się dzielić z nim samotność, stopniowo przynoszą mu spokój i pozwalają pokonać upiory przeszłości.
Los wystawia ich jednak na ciężką próbę. Po dwóch poronieniach i wydaniu na świat martwego chłopca, Isabel dowiaduje się, że nie będzie mogła mieć dzieci, i popada w depresję. I wówczas zdarza się cud: do brzegu wyspy przybija łódź ze zwłokami mężczyzny i płaczącym niemowlęciem. Ulegając namowom żony, kierując się głosem serca, a nie zasadami moralnymi, Tom podejmuje decyzję, której konsekwencje położą się cieniem na życiu wielu ludzi...
Chyba najbardziej kontrowersyjny wybór, w końcu to najlepsza książka 2012 w kategorii fikcja historyczna wg Goodreads. I troszkę rozumiem dlaczego ludzie ją polubili. Mnie niestety szlag chciał trafić i w połowie byłam bardzo blisko rezygnacji i porzucenia tego w pieron. Nie zrozumcie mnie źle, doceniam to, że książka jest dobrze napisana pod względem technicznym. Autorka ma całkiem dobry styl. Polubiłam też Toma. Jednak nie znoszę Isobel, nie byłam jej w stanie strawić. Każdy moment w którym się pojawiała irytował mnie niesamowicie. Dodatkowo książka porusza pewien wątek który moralnie jest bardzo wątpliwy. Nie do końca znajduję powód by bronić bohaterów w tym co zrobili i nie rozumiem dlaczego miałabym im kibicować w jakikolwiek sposób. Tak więc książka zamiast mnie zachwycać, wzruszać wzbudzała w większości negatywne emocje. Może jestem przewrażliwiona i się czepiam, ale kompletnie nie rozumiem co w tej historii zachwyca. Jedyny plus? Słuchałam audiobooka czytanego przez Annę Dereszowską i tylko to motywowało mnie do skończenia jej. Bardzo dobrze nagrany i zagrany.
Życie poza domem jest dla Delli Sloane nowym doświadczeniem. Mroczne sekrety jej przeszłości nie były czymś, czym miała ochotę się dzielić z kimkolwiek. Nigdy by nie zrozumieli.
Woods Kerrington nigdy nie był tym, którego przyciągały słabe kobiety. Wydawało mu się, że z nimi trzeba obchodzić się jak z jajkiem. A jemu nie chodziło o zaangażowanie, tylko o przyjemność. Noce pełne niegrzecznych zabaw to dokładnie to, co chciał, kiedy lustrował wzrokiem każdą gorącą laskę jaką spotkał na swojej drodze
To, z czego nie zdawał sobie sprawy to to, że ona była krucha od pierwszego spotkania. Beztroska dziewczyna, która nie przejmuje się tym, co świat o niej myśli, była bardziej krucha niż mógłby sobie kiedykolwiek wyobrazić…
Nie jestem w stanie nawet określić jak bardzo się zawiodłam... Patrząc z perspektywy wiem, że była to książka która pozostawiła więcej negatywnych niż pozytywnych wspomnień. Trudno ją nawet ocenić. Z jednej strony historia nie była całkowicie beznadziejna, bohaterowie też, ale od samego pomysłu do realizacji kilka rzeczy nie wyszło. To ile razy przewracałam oczami, powodowało, że aż nie gałki oczne bolały. Kilka razy miałam ochotę rzucić książką przez pokój. Tak jak mówiłam idea była ok, ALE. Nie jestem pewna czy pisane z męskiej perspektywy to to czym powinna zajmować się Abbie Glines Tak to wyglądało jakby facet myślał tylko swoim penisem i niektóre kwestie... najbanalniejsze grafomaństwo. Po drugie, wiele rzeczy po prostu tu nie pasowało. Postacie czasami zapominały że mówiły coś kilka chwil wcześniej, jakby autorka napisała fragment i do pisania kolejnego siadła po paru tygodniach zapominając co było wcześniej. Poza tym myślę, że gdyby nie ta mnogość opisu życia seksualnego bohaterów byłaby to lepsza książka. Nie mam nic przeciwko opisom seksu. Ale autorka chciała z tego stworzyć epicki romans o bratnich duszach a tak naprawdę bardziej zakrawało to o tanią historię o seksie z maleńką dozą dramatyzmu fabuły. Spory brak wyczucia. Romans koniec końców mało mnie przekonał, a całkiem spory potencjał znikł. Oczekiwałam czegoś innego i dlatego się zawiodłam.
Nie lubię mówić o złych książkach, ale czasem jednak trzeba. Czasami każdy z nas jest Patem z Poradnika pozytywnego myślenia
A jaka była najgorsza książka jaka Wy przeczytaliście w tym roku?
Nie znam żadnej z wymienionych przez ciebie pozycji i jak widać to dobrze :D Złe książki, które przeczytałam? Na pewno ''Krwawy doping'' to było złe, bardzo. Nie podobała mi się także książka ''Zapomniane dzieję'' oraz ''Zdobywcy oddechu''. Było też kilka rozczarowań i nie było to złe książki tylko po prostu nie do końca tego się spodziewałam tudzież do mnie nie trafiły, do tej listy należy m.in. Wszystkie jasne miejsca czy Światło, którego nie widać. Pozdrawiam, Wielopasja
OdpowiedzUsuńCzytałam tylko "Szkołę przetrwania" i "Przypadkowe szczęście". O ile pierwsza książka przypadła mi do gustu, o tyle "Przypadkowe szczęście" ustawiłabym na miejscu pierwszym w swoim zestawieniu najgorszych książek. Całkowicie zgadzam się z Twoją opinią na temat tej pozycji.
OdpowiedzUsuń