sobota, 24 marca 2018

Book to Vlog czyli youtubowe adaptacje klasycznej literatury

Post który zapowiadałam już jakiś czas, który dość długo przygotowywałam i który planowałam i wybaczcie jeśli mimo to nie napiszę wszystkiego, ale moje fanowskie serduszko bije przy tym temacie bardzo mocno. Dziś o youtubowych adaptacjach klasycznej literatury.


Zanim przejdziemy do głębszego analizowania przykładów wypada powiedzieć czym są "web series", co charakteryzuje youtubowe adaptacje klasycznej literatury itd.

Zacznijmy od pojęcia. Web Series aka Serial internetowy to jak podaje Wikipedia seria filmików publikowana w internecie, składająca się z odcinków opartych, lub nie, na scenariuszu. Od czasów Netflixa seriale tego typu są nawet popularniejsze od seriali telewizyjnych. Nie chcę tu jednak mówić o tych wielkich produkcjach, które tak naprawdę od klasycznych seriali różnią się tylko sposobem dystrybucji.
Dziś będę mówić o serialach wypuszczanych na YouTube, które składają się z kilkudziesięciu odcinków, najczęściej krótszych niż 10 min, wypuszczanych regularnie i prowadzonych w formie vlogów, gdzie główny bohater, w tym przypadku główny bohater klasycznej powieści, jest ich autorem. W filmiku bierze udział zazwyczaj niewielu bohaterów, wiele wydarzeń poznajemy z opowieść autora, a ich akcja zazwyczaj toczy się w jednym miejscu, chyba że bohater zabiera kamerę ze sobą. 
Charakterystyką tych adaptacji jest to, że bohaterowie zachowują się tak jakby byli realnymi postaciami i częścią naszego świata, a ich interakcja z widzami przenosi się też na inne platformy i media społecznościowe. Dlatego też by w pełni odbierać sens adaptacji powinniśmy śledzić Twittera, Tumblra, Facebooka, Instagrama itd bohaterów bo własne wtedy doświadczenie to jest pełne i dużo ciekawsze. Wiele z tych produkcji jest tak realna, że podejrzewam, że mogliby znaleźć się tacy widzowie którzy wzięliby to całkiem na serio.

Ale przechodząc już do konkretów, dziś przedstawię wam 5 adaptacji klasyków które wywróciły mój świat do góry nogami i mam nadzieję, że tak będzie i w waszym wypadku. No i najlepiej teorię poznawać na konkretnych przykładach.

Anne With An E


Nie zaczynam od adaptacji Ani z Zielonego Wzgórza ponieważ to moja ulubiona seria, ale po prostu jest to też pierwsza youtubowa adaptacja jaką obejrzałam.

Jest to współczesna adaptacja trzech pierwszych powieści L.M. Montgomery o przygodach Ani Shirley. Premierę miała 8 stycznia 2014 roku. Składa się z 2 sezonów, 80 odcinków. Naszą vlogerką jest Ania, która właśnie zamieszkała w rodzinie zastępczej i postanawia uwiecznić swój pierwszy rok w Avonlea właśnie za pomocą krótkich filmików. 

Seria ta to bardzo dokładna i rzetelna historia Ani, do tego stopnia, że chyba najdokładniej oddaje historię napisaną przez Montgomery. Oczywiście wszystko jest uwspółcześnione, ale sens historii, bohaterowie i tok wydarzeń pozostał niezmieniony. Wszystkie najważniejsze wydarzenia mają miejsce, niektóre teksty też zostały niezmienione, a przynajmniej ich sens.
Odcinki vloga pojawiały się raz w tygodniu, w między czasie mogliśmy śledzić bohaterów poprzez ich konta na twitterze.




Sama zaczęłam oglądać od połowy pierwszego sezonu i muszę przyznać, że oglądanie tych seriali na żywo, śledząc wszystkie social media to najlepsze doświadczenie. Jeżeli znało się oryginał to te krótkie tweety, wiadomości podsycały jeszcze bardziej moją ekscytację.


Ale nie martwcie się, teraz przyjemność będzie nie mniejsza.

Seria jest oczywiście produkcją na wpół amatorską. Mówię na wpół, bo szybko zobaczycie, że zarówno aktorzy jak i produkcja ma całkiem wysoki poziom. Seria podobno niemal całkowicie tworzona była przez internet, do tego stopnia, że producentki spotkały się w realu dopiero po zakończonym 1 sezonie. 
By utrzymać wysoki poziom wystartował nawet Kickstarter i ostatecznie uzbierano ponad 15tys dolarów.

Mimo, że widziałam chyba wszystkie adaptacja/ekranizacje powieści, ta była wyjątkowa. Bardzo mi bliska, niemal mogłam porozmawiać ze swoimi ulubionymi bohaterami (Gilbert nawet raz mi odpowiedział), wydarzenia były bardzo realne, chociaż wiemy, że to fikcja. 

Jeżeli zastanawiacie się jak dobrze została ksiażka przetłumaczona na potrzeby współczesności, przytoczę chyba jedną z najpopularniejszych scen:



Seria się w trakcie rozwijała, mieliśmy kilka filmików od Gilberta, Diany, Ruby Gillis, Josey Pye czy Jane Andrews. Wszystko to tworzyło bardzo spójną całość. 

Musicie mi uwierzyć na słowo że jest to ŚWIETNA adaptacja. Emocjonalna, wciągająca i bardzo dobrze przemyślana.

Najlepiej jednak będzie jak po prostu obejrzycie pierwszy odcinek i sami się przekonacie.


Pełna playlista TU.

I pierwszy odcinek może być tym najsłabszym więc konieczne obejrzyjcie kilka. Gdy skończycie po 80 wtedy możecie mi podziękować. 

The Lizzie Bennet Daries


Matka wszystkich youtubowych adaptacji klasyków. Klasyk serialu internetowego. Którego odkryłam 6 lat za późno... 

Youtubowa adaptacja powieści Jane Austen Duma i uprzedzenie swoją premierę miła 9 kwietnia 2012 roku. Jego twórcami są Barnie Su i Hank Green. Tak, tak, ten Hank Green. Składa się ze 100 kilkuminutowych odcinków. A w 2013 roku, jako pierwszy serial internetowy wygrał nagrodę Emmy dla Oryginalnego Interaktywnego Programu!


Już to mogłoby być wystarczającą zachętą, ale przejdźmy do tego co najważniejsze, do historii. Wszystko zaczyna się od tego, że Lizzie Bennet postanawia stworzyć video-pamiętnik w którym przedstawiać będzie swoje życie. Jest to też część jej pracy na studia, bo studiuje komunikację społeczną a jej rodzina (szczególnie matka) to idealny obiekt badawczy. Z pomocą swojej przyjaciółki Charlotte tworzy swoje filmiki, gdzie czasami możemy spotkać jej dwie siostry Jane i Lydie. Akcja początkowo toczy się w pokoju Lizzie, w późniejszych odcinkach przenosi się (tak jak w ksiażce) w inne miejsca, ale nie chcę wam nic zdradzać bo mimo, że to adaptacja możecie być zaskoczeni ja to zostało ujęte. Mimo, że w powieści od razu (w odpowiednim momencie) poznajemy innych bohaterów, ze względu na vlogową formę tu jest to niemożliwe (bo wiecie, nie zaprosi połowy miasta do swojego pokoju, szczególnie gdyby chciała ponarzekać na Darcy'ego), ale gdy Lizzie chce przedstawić jakieś wydarzenie przedstawia to za pomocą kostiumów i napisanego przez nią scenariusza.


Wszystkie wydarzenia, bohaterowie i tok akcji jest taki jak w ksiażce. Nie pominięto chyba nikogo. Tak ta Lizzie ma tylko dwie siostry, ale nie martwcie się, Kitty i Mary też się pojawią, chociaż może nie tak jak wam się to wydaje. 
Bardzo podoba mi się jak dostosowano do współczesności niektóre elementy i jak inteligentnie pozmieniano kilka innych. Jednym z moich ulubionych zabiegów są imiona. Bingley tu nazywa się np. Bing Lee. Genialne.

Jedną z moich ulubionych postaci jest Lydia, która tu też jest bardzo żywiołowa i roztrzepana, ale o ile w ksiażce trudno ją było lubić, tu trudno jej nie lubić. 


I fantastyczny Darcy, ale o nim nie powiem nic więcej, bo każdy element z nim związany nie powinien być zepsuty przez moje pisanie. Musicie to po prostu zobaczyć.


Bardzo inteligentny humor, krótka forma i bardzo dokładne trzymanie się oryginału z kilkoma niezbędnymi zmianami spowodowało, że jest to chyba najlepsza rzecz jaką możecie znaleźć na YouTube. 

Tak jak w przypadku Ani, bohaterowie korzystają z różnych social mediów. Niestety ja w tym przypadku byłam spóźniona o 6 lat, więc nie doświadczyłam tych wszystkich twettów na żywo, tego wyczekiwania, aż Darcy się pojawi, komentowanie i fangirlowana. 


Ale mimo to była to fantastyczna przygoda. Krótkotrwała bardzo krótko, bo dosłownie nie mogłam przestać oglądać. 100 odcinków połknęłam... w tyle godzin ile trwają. Dosłownie oglądałam kiedy się dało i nie mogłam przestać. To miało miejsce 2 tygodnie temu. Od tego czasu znów oglądałam kilka ulubionych odcinków po kilka razy.

Naprawdę trudno jest znaleźć coś lepszego. Idealne przeniesienie powieści Austen do współczesności. Idealne pod każdym względem. 

Lizzie jest idealna, jest wspaniała vlogerką. Jej siostry są cudowne. Każdy idealnie pasuje do swojej roli i idealnie ją odgrywa.

Naprawdę, trudno jest opisać uczucia... to trzeba przeżyć.



A TU macie pełną playlistę.

A dla tych którym po serialu będzie mało, to informuję, że powstała też książka The Secret Diary of Lizzie Bennet.

Jest to idelnie uzupełnienie vlogów, bo opisuje wszystko to co działo się poza kamerą. Już planuję czytać ja ponownie, tym razem równolegle z vlogami.

I na koniec, bo serio w czasie czytania tego posta mogliście już obejrzeć pewnie z 5 odcinków, powiem tylko, że po tej serii najprawdopodobniej pokochacie Darcy'ego jeszcze bardziej.


BTW. Po sukcesie The Lizzie Bennet Diaries twórcy stworzyli studio produkcyjne Pemberley Digital. Tam zaczęto tworzyć inne adaptacje, które w pewien sposób się łączą. 

Welcome to Sandation


Jest to adaptacja nieskończonej powieści Austen Sandition. Naprawdę niewiele mogę Wam powiedzieć bo po pierwsze jest ściśle związana z The Lizzie Bennet Diaries,  w przeciwieństwie do pierwowzoru, i tak naprawdę cokolwiek nie napiszę może być spoilerem. Obejrzyjcie bo naprawę warto, ale po skończeniu LBD. Jest to całkiem zgrabna interpretacja tych niewielu stron które udało się Jane Austen napisać.

Emma Approved


Jak łatwo się domyślić jest to adaptacja Emmy Jane Austen. Premierę miała 7 października 2013 roku. Jest to również produkcja Pemberley Digital. 72 odcinki, kilka Q&A. Akurat na jeden dzień. 

Pasją książkowej Emmy było swatanie ludzi. Pasją tej Emmy jest uszczęśliwianie wszystkich w około, co też w jej mniemaniu wiąże się ze swataniem. Dlatego założyła firmę, która łączy ludzi, organizuje imprezy etc. I tak jak w książce Emmie nie zawsze to wychodzi i nie do końca odczytuje rzeczywistość tak jak jest naprawdę. 


Tym razem nie mamy do czynienia z takim standardowym vlogiem. Emma dokumentuje swoją pracę, niby na swoje potrzeby. Możliwe, że to trochę z takich narcystycznych powodów, bo Emma jest troszkę skomplikowaną bohaterką, którą nie da się lubić w sposób oczywisty, ale wraz z tokiem akcji zaczynamy ją rozumieć i z nią sympatyzować. 

Wspaniali bohaterowie drugoplanowi z świetnie dobranym panem Knightley'em to cudowne dopełnienie do Emmy.


Wydaje mi się, że Emma była też trochę mniej wdzięcznym materiałem, bo wydaje mi się, że dzieje się tam stosunkowo niewiele. Mimo to twórcom udało się bardzo zgrabnie przenieś ją do naszych czasów. 


Również w tym przypadku radziłabym Wam zabrać się za Emmę po obejrzeniu The Lizzie Bennet Diaries bo mimo, że to dwie różne historie to pojawia się kilka elementów, na które zareagujecie lepiej po obejrzeniu LBD.


Pełna playlista TU.

The New Adventures of Peter & Wendy


Co by było gdyby Piotruś Pan był dorosły, żył w naszym świecie, musiał borykać się z naszymi problemami... a mimo to nie chciał dorosnąć? Na to pytanie postanowili odpowiedzieć Kyle Walters (który wciela się w rolę Petera) i EpicRobotTV.

Koncepcja tej serii jest troszkę inna. Nie jest to ścisła ekranizacja, nawet nie do końca adaptacja. Twórcy wzięli historię i przekształcili ją tak, żeby nie tyko pasowała do naszych czasów, ale jeszcze musieli przekształcić ją tak by pasowała pod już dorosłych bohaterów. Jest to bardzo ciekawa wizja. Charakter postaci nie został zmieniony, w każdym z bohaterów możemy dopatrzeć się ich pierwowzorów, nawet bardzo wyraźnie. 



Warto zaznaczyć, że na przełomie 3 sezonów i 75 odcinków mogą pojawić wam się znane twarze z bardziej tradycyjnych seriali, co w sumie pokazuje jak takie produkcje są popularne i że nie są amatorskie.

Jest to projekt z ogromną dbałością o szczegóły. Dopieszczony i przemyślany. Bardzo przyjemny, zabawny i ciepły. Dokładnie taki jaka opowieść o przygodach Piotrusia Pana być powinna. 


Zaskakująco dobra i naprawdę trudno jest się oderwać.




I co myślicie?

Spróbujcie, naprawdę warto.


Na YouTube możecie znaleźć teraz całą masę podobnych produkcji. Te tu przeze mnie wymienione są najpopularniejsze i chyba zrobione w sposób najbardziej profesjonalny. 
Może gdy nadrobię inne też o nich napiszę.

Zanim jednak zabierzecie się za którąkolwiek z produkcji, proszę zapoznajcie się z materiałem oryginalnym. 


Przeczytajcie książkę, albo chociaż obejrzyjcie którąś z ekranizacji, takich wiecie, z kostiumami. 
Według mnie najlepiej odbiera się te youtubowe produkcje znając materiał źródłowy. W komentarzach znajdziecie wiele osób które tego nie zrobiły  myślę, ze wiele tracą. Tu nie chodzi o spoilery a o doświadczenie. Wyczucie detali, aluzji. Wyczekiwanie na to jak przedstawią daną scenę, jak przeniosą pewne elementy na ekran.
Wyczekiwanie na to kiedy pojawi się pan Darcy, co takiego zrobi Wickham Lydii, jaki przyrząd rozwali Ania na głowie Gilberta, , jak czarować Emmę będzie Frank Churchill, jak rozwiążą te wszystkie oświadczyny w każdej z tych książek gdy współcześnie raczej żaden facet tak szybko nie śpieszy się ze ślubem. Itd. 

Od dwóch tygodni nie mogę przestać myśleć o tych produkcjach i od dwóch tygodni planowałam ten post.


Jeżeli mi trochę zaufacie, wasze życie nie będzie takie samo.

Od czego zacząć?
Chyba od najwyższej półki.
Nie ma co odwlekać nieuniknionego. 


A gdy już obejrzycie, to wróćcie tu, zostawcie komentarz, bo chętne z kimś o tym porozmawiam!

Ok, więc wy macie zadanie na najbliższe dni (albo jeśli was to tak pochłonie ja mnie to na kilka godzin), a ja idę szukać kolejnych internetowych produkcji które zawładną moim życiem. Albo obejrzeć po raz kolejny te tu wymienione.

Czytaj dalej »

piątek, 23 marca 2018

"Zieleń szmaragdu" Kerstin Gier

Myślę, że każdy z nas przeżył choć raz ten moment kiedy dostaje w swoje ręce długo wyczekiwany finał ulubionej serii i z jednej strony przepełnia go radość, jednak z drugiej smutek bo to już koniec. Zapraszam Was do mojej krainy radości i smutku.


Pamiętam jak dziś pierwszy kontakt z książką Kerstin Gier. Po Silver sięgnęłam z dystansem, obawiając się, że to książeczka dla dzieci, nie dla mnie. Jednak w trakcie czytania bardzo szybko się zorientowałam, że Gier ma świetne poczucie humoru, lekkie pióro i tworzy bohaterów prawdziwych, których łatwo lubić. 

Po Trylogii Snu nadeszła Trylogia Czasu i tę polubiłam jeszcze bardziej. Może to dlatego, że Gwen była troszkę starsza, może to moja słabość do podróży w czasie. Nie zmienił się jednak humor i moja sympatia do kreowanych bohaterów. 

Trylogia Czasu jeszcze lepiej łączyła akcję i codzienne życie postaci. Była fantastyczną odskocznią, chociaż nie na długo, bo każdą kończyłam w zaledwie kilka godzin. 

O fabule Zieleni szmaragdu nie będę mówić, bo może niektórzy z Was nie czytali poprzednich części. Jeżeli tak, przeczytajcie najpierw moją recenzję Czerwieni rubinu i Błękitu szafiru, a później wróćcie tu. 

To co jest chyba charakterystyczne dla twórczości Gier, ale po 6 książkach chyba mogę to już napisać, że te książki są bardzo przemyślane i każda z tych trylogii stanowi spójną całość. Tak więc Zieleń szmaragdu, tak jak się spodziewałam, jest bardzo dobrym i momentami zaskakującym zwieńczeniem Trylogii Czasu.

Ponownie otworzyłam książkę by przeczytać kilka rozdziałów po czym ani się obejrzałam przeczytałam ostatnie jej zdanie. I tak, teraz odczuwam lekką pustkę, wiedząc, że na razie niczego więcej nie mogę się spodziewać (chociaż mam jeszcze jedną książkę Gier, dla dorosłych, ale czy to będzie to samo?). Gdy od książki nie da się oderwać est to da mnie wystarczająca recenzja i dowód, że dobrze wybrałam. Ostatnio nie zdarza mi się to jednak często, ale w przypadku tych 6 książek byłam skłonna zarywać noce. Właściwie czas się zatrzymał, co jest bardzo adekwatne do tej serii.

Zieleń szmaragdu jest jeszcze czymś innym. Bo nie tylko dopełnia to co już się wydarzyło, ale dostarcza wielu nowych informacji, wielu nowych przygód i kilku zwrotów akcji, z których niektóre mogliśmy podejrzewać, ale wiele nie przeszło nam przez myśli. 
Gwen to taka bohaterka w jaka chciałabym by stała się wzorem dla dziewczyn w podobnym do niej wieku. Pokazuje, że można być trochę dziwnym bo każdy ma swoje dziwactwa, można być czasem nieporadnym, popełniać błędy i nie wiedzieć wszystkiego. Można nie rozumieć siebie, uczyć się i poznawać świat nawet wtedy gdy wydaje nam się, że wiemy wszystko. Na przestrzeni trzech tomów dorasta, ale w taki naturalny sposób. Nie jest i pewnie długo jeszcze nie będzie niezwyciężoną, pewną siebie kobietą, ale teraz jest na najlepszej drodze ku temu. Czytam wiele powieści młodzieżowych i naprawdę trudno jest mi wymienić bohaterki, które naprawdę zasługują na miano wzorca, które nie są przerysowane i irytujące. Gwen się wyróżnia i chyba na zawsze pozostanie jedną z moich ulubionych kobiecych postaci książkowych. W niej można odnaleźć samą siebie.

Jej relacja z Gideonem też jest taka inna od tego do czego przywykłam. Słowo "naturalna" pojawia się tu bardzo często ale trudno znaleźć mi lepsze określenie. Gwen ma 16 lat i wydaje mi się, że ukazana tu miłość to jedno z najlepszych jej odzwierciedleń w literaturze YA. Chociaż ciężko też doszukiwać się tu normalności gdy mówimy o dwóch podróżnikach w czasie. 

Książka bardzo wciąga, oczekiwanie na kolejne tomy, wypatrywanie daty premiery były męczące. Więc jeśli ktokolwiek z Was, nie czytał żadnej części, wierzcie mi niczego nie straciliście, a wręcz przeciwnie, możecie od razu zaopatrzyć się we wszystkie 3 części i zniknąć na kilka godzin w wspaniałym świecie pióra Kerstin Gier. 

Koniec zastanawiania się czy warto. WARTO! Bez dwóch zdań warto.

Zieleń szmaragdu i jej poprzedniczki to lektura na jaką czekałam od lat nawet sobie z tego nie zdając sprawy. To seria którą polecam absolutnie każdemu, bo najlepiej na własnej skórze sprawdzić czy to dla Was. Mam nadzieję, że tak jest. To gwarancja dobrej zabawy, śmiania się na głos i nieźle wciągającej przygody.

Oby Kerstin Gier uraczyła nas jeszcze niejedną Trylogią. A i ona została tak pięknie wydana jak dotychczas!



Za egzemplarz dziękuję:
Czytaj dalej »

czwartek, 15 marca 2018

"Jej wysokość P." Joanne Macgregor

Dziś premiera pierwszej młodzieżowej powieści od Wydawnictwa Kobiecego/Young, której patronować mogłaby Lady GaGa i jej piosenka "Born This Way"


Siedemnastoletnia Peyton jest naprawdę wysoką nastolatką. Dziewczyna ma 180 cm wzrostu, co uniemożliwia jej skuteczne wtopienie się w tłum i sprawia, że jest ciągle obiektem docinek i kpin. Codzienne życie utrudnia też wielki rodzinny sekret, który pogrzebał jej szanse na normalne dorastanie.

Zdeterminowana, aby zmienić swoje życie, decyduje się na przyjęcie zakładu. Jeżeli pójdzie na trzy randki i bal maturalny z kimś wyższym od siebie, wygra 800$, dzięki którym wyrwie się ze swojego koszmaru. Problem jej dość spory, bo na liście kandydatów znajduje się tylko pięć nazwisk, a chłopak, który wpadł jej w oko, umawia się z dziewczyną dużo niższą od Peyton…

Chyba każdy z nas miał/ma jakiś problem ze swoim wyglądem, czegoś w sobie nie lubi. Nie wieżę, że nie. Całe życie Peyton obraca się w okół jej wzrostu. Ma 180cm, jest najwyższą dziewczyną w szkole i od zawsze musiała znosić komentarze na ten temat. Znosić, ale nie do końca sobie z tym radzić. Nawet mnie trochę to irytowało, bo Peyton jest niezwykle przewrażliwiona na tym punkcie. W zasadzie tylko o tym mówi i myśli i wszystkie niepowodzenia i problemy tym uzasadnia. Przez to początkowo trudno było mi ją zrozumieć i polubić, ale z drugiej strony trudno jest mi się z nią utożsamić z moim 1,63m. 

Zakład w który się wmieszała od początku pachnie kataklizmem, ale nawet zabawnie i ciekawie było patrzeć jak próbuje się z niego wywiązać. Podobało mi się z jaka determinacja i skrępowanym ale jednak luzem do tego podchodziła. Jest dumna. Podeszła do zakładu zdeterminowana i wszystko byłoby dobrze gdyby nie to, że po drodze się zakochała. I mimo, że brzmi to bardzo przewidywalne i banalnie to nie jest to do końca minus. Wręcz przeciwnie, czasem taka pozornie prosta historia jest dobra. 

Rozterki miłosne Peyton to tylko jeden z wielu elementów powieści. Kolejny to już wspomniany wzrost i proces samoakceptacji. Tak naprawdę determinuje to wszystkie poczynania i zachowanie Peyton. I owszem dla mnie było to czasem przesadne, ale sama mam proces akceptacji za sobą i zapominam jak to było ja miałam 17 lat. W tym wieku chyba wszyscy czujemy się trochę niepewnie, szczególnie jeśli wszyscy traktują cię trochę jak dziwadło. Peyton wszyscy napotkani ludzie zwracają uwagę na to jaka jest wysoka i takie niewinne komentarze czasem są bardzo irytujące, zwłaszcza jeśli  słyszy się je całe życie (nie ważne czy jesteś niski, wysoki czy chudy, ludzie nie mają skrupułów tego komentować. Nikt ci wprost nie powie, że jesteś grudy, ale to, że jesteś chudy, wysoki lub niski jakoś każdy chce ci przypomnieć. Sama nadal się z tym borykam. "O schudłaś" "Ale jesteś chuda" ... jakbym tego nie wiedziała). Tak więc Peyton może się nad sob trochę użalać. Na przestrzeni kilku miesięcy gdy toczy się akcja, bohaterka przechodzi przemianę i to jest najważniejsze, jest sensem książki. To, że po pierwsze powinniśmy zaakceptować to jak wyglądamy bo takimi się urodziliśmy i tego nie zmienimy, polubić siebie i przestać przejmować się tym co myślą inni.
I jak się okazuje Peyton nie jest odosobniona, inni bohaterowie też muszą przejść proces akceptacji, każdy na swój indywidualny sposób. I od tego chyba jest liceum. 

Tych dla których ta recenzja na razie kojarzy się z każdą inną młodzieżówką o problemach nastolatków, zainteresować powinien wątek rodziny i relacji Peyton z rodzicami, szczególnie mamą. Autorka dość ciekawie porusza ten motyw i pewnie wielu z was domyśli się, o co może chodzić, ale i tak zaskakujące mogą być tego przyczyny. Nie zdradzę jednak szczegółów, to sami musicie poznać. Macgregor bardzo dobrze wprowadza relacje między matką i córką, trudne, często bolesne i bardzo skomplikowane, porusza bardzo ciekawy wątek pewnych zaburzeń, z którymi w książkach jeszcze nie miałam do czynienia. Jest to też bardzo ważny element który buduje charakter Peyton.

Początkowo trudno było mi się wciągnąć, ale gdy zaczęłam lepiej rozumieć Peyton polubiłam i ją i jej historię.
Książkę czyta się bardzo dobrze, napisana jest w bardzo dobrym stylu. Jest zabawna z nienachalnym humorem, dokładnie takim jaki mi odpowiada. Wiele odniesień do popkultury wprowadzonych bardzo naturalnie. Warta akcja, ale nie pośpieszona. Właściwie wszystko jest tu na swoim miejscu. Bohaterowie zachowują się adekwatnie do wieku, są różnorodni i ciekawi.  
Może zakończenie jest dość typowe, ale własnie tego w tym momencie oczekujemy. Czy zawsze musimy być czymś zaskoczeni?

Nie jest to odkrywcza książka, momentami, szczególnie na początku, mogła męczyć (szczególnie osoby, którym trudniej utożsamić się z bohaterką), ale koniec końców to bardzo przyjemna lektura.  Ma niemal wszystko co powieść YA mieć powinna. Ma ciekawych i skomplikowanych bohaterów (prostych na swój sposób), ładnych bohaterów, ma problemy z dorastaniem, akceptacją i rodzicami. Ma humor i dobry styl.

Książka której myślę, że powinno dać się szanse bo chociaż wszyscy się od siebie różnimy, tak naprawdę jesteśmy bardzo do siebie podobni. 



Za egzemplarz dziękuję:
Czytaj dalej »

sobota, 10 marca 2018

"W twojej książce jest potwór" Tom Fletcher

Z wielką przyjemnością, ekscytacją, dumą i czystą radością dziś przychodzę do was z książką, którą każdy z Was powinien absolutnie kupić, bo na pewno w Waszych rodzinach, u znajomych/sąsiadów jest dziecko które tej książki potrzebuje. 


Nazwisko Toma Fletchera na pewno jest znane tym z was, którzy zaglądają na mojego bloga... mniej więcej od listopada, kiedy to zaczął się prawdziwy wysyp postów o Gwiazdkozaurze. Dla tych nowych polecam post poświęcony autorowi, bo warto znać trochę bliżej człowieka który pisze książki dla Waszych dzieci.

Skoro jesteście już po lekturze tamtego posta, przejdźmy do jego drugiej, świeżo wydanej książeczki.

W twojej książce jest potwór, to ilustrowana książeczka interaktywna dla nieco młodszych dzieci, która jest czymś więcej niż zwykłą lekturą.


Poprzez krótkie polecenia dziecko ma za zadanie pozbyć się tego uroczego potwora z książeczki. By tak się stało będzie musiało książeczką potrząsać, obracać ją, przechylać, łaskotać Potwora po stopach, dmuchać, huśtać itd.


Każda strona mówi nam coś innego, a potwór do końca z książeczki nie chce wyjść.


Książeczka jest bardzo prosta, ale przez to też bardzo przystępna. Świetnie zilustrowana, z prostymi poleceniami i niewielką ilością tekstu potrafi przyciągnąć i utrzymać uwagę. To bardzo ważna kwestia, ponieważ dziecko nie tylko widzi ilustrację, i chociaż wszyscy wiemy wyobraźnia dzieci jest niesamowita, to jednak nie zawsze naprawdę potrafią wciągnąć się w historię. Coś je rozprasza, nudzą się. Z tą książką tak się nie da. Dziecko jest tu w pełni zaangażowane, to od niego zależy czy  historia potoczy się dalej, to dziecko ją buduje.

Wyobrażam sobie, że jest to taki rodzaj książki, które fantastycznie czytałoby się z dzieckiem przed pójściem spać. Tak intymnie i prywatnie, kilka minut na trochę śmiechu i zabawy przed snem. 

Nie mam dzieci więc sama nie mogłam sprawdzić jak działa. Owszem sprawdzałam ja na sobie, po raz pierwszy będąc w Londynie z przyjaciółkami. Powiem wam, że książka to świetna zabawa również dla dorosłych. Ja i moje dwie, dorosłe przyjaciółki, siedziałyśmy na podłodze w księgarni i przechylałyśmy i łaskotałyśmy książkę. 

Ponieważ nie mam dzieci, a moja chrześnica woli kucyki Ponny, a drugi potencjalny konik doświadczalny w rodzinie ma dopiero 7 miesięcy, zwróciłam się po radę do mamy. Moja mama jest nauczycielką dzieci w wieku 5-9 lat, wieloletnie doświadczenie zawodowe i sama wychowała dwójkę dzieci, więc jest ekspertem. I czytała ją, obkręcała, głaskała i robiła wszystko co radził autor. Wzięła ją też do pracy i jej koleżanki z ciekawością się jej przyjrzały i jednogłośnie okrzyknęły, że to bardzo dobry pomysł, zabawny i bez wątpienia wciągający. 
To na co ja nie wpadłam jednak, a matki i nauczycielki wiedzą najlepiej, to że "potwór" chociaż cudowny i zabawny może nie być jednak dla wszystkich. Jak to pedagodzy, zwróciły uwagę, że do każdej książeczki należy podchodzić z dystansem i wyczuciem. Jeśli wasze dzieci boją się ciemności, jeżeli mają zbyt wybujałą wyobraźnię, lepiej uważać (mama powiedziała, że ze mną musiałaby uważać bo bałam się ciemności, ale pewnie i tak bym Potwora polubiła). Rada mamy? Czytajcie książkę tak by dziecko zawsze wiedziało, że Potwór jest w książeczce, że jest bezpieczne, a Potwór nie jest straszny. Może nie trzymajcie wtedy książeczki w pokoju dziecka, a jak mama mówi, po czasie dziecko z Potworem się zaprzyjaźni. Być może nawet będzie lekarstwem na lęki. 
Werdykt jest tak: bardzo dobra zabawa z ślicznie wydaną książeczką, która działa nie tylko na dzieci. 


Patrząc na inne recenzje rodziców, wielu pisze, że W twojej książce jest potwór stała się szybko ulubioną książka ich pociech i że po pewnym czasie to dzieci "czytały" ją rodzicom a wieczory wypełnione były na dobrej zabawie i śmiechu. Czy możecie dostać lepszą rekomendację niż zadowolone i uśmiechnięte dzieci?

W dobie komputerów, tabletów i odjechanych zabawek, gdzie dzieci są jak wulkany energii i tylko to co kolorowe i interesujące może utrzymać je w miejscu, taka interaktywna książeczka może być strzałem w dziesiątkę!

Owszem przemawia przeze mnie wielka sympatia do autora, ale odrobiłam swoje zadanie, spytałam neutralnych źródeł i bardzo się cieszę, że książeczka się podoba.

To jest dokładnie to czego bym oczekiwała po Tomie, przewrotnej, nieoczywistej historii z którą można mieć wiele zabawy.

Tak więc już na koniec, bo użyłam w tej recenzji dużo więcej słów niż W twojej książce jest potwór posiada, polecam ją Wam wszystkim którzy macie do czynienia z dziećmi. Zastanawiacie się co kupić na prezent? Może wasze dzieci znają już wszystkie bajeczki na pamięć? Może trudno utrzymać ich uwagę? Może, tak jak ja, chcecie już wszystkim dzieciom dookoła, wpajać miłość do książek? 
Ta niepozorna z pozoru książeczka może być doskonałym wyborem!

Sama pewnie będę dobra ciocią która rozda ja wszystkim dzieciom w około. Może 7 miesięcy to jeszcze za mało, ale jeżeli twoje dziecko zaczyna łapać podstawowe zwroty, to nie ma na co czekać!


Świetna!



Za egzemplarz dziękuję:
Czytaj dalej »

środa, 7 marca 2018

BookHaul: styczeń i luty

Powracam z Book Haulami!

Dobrze mi szło niekupowanie, ale przełamałam się prę razy. Jednak pomijając jedną wyjątkową książkę, na żadną nie wydałam więcej niż 10zł!

Od przyszłego miesiąca Book Haule będą co miesiąc, bo już mi się miesza co kiedy dostałam/kupiłam.

Egzemplarze recenzenckie:


Egzemplarz od Wydawnictwa Media Rodzina, książka, która jest najwyżej w moim stosiku TBR i jeżeli mi się poszczęści może nawet dziś ją zacznę. 


Finał trylogii Osobliwego domu pani Pergrine to jedna z najbardziej osobliwych serii książkowych, a już na pewno jedna z najładniej wydanych. Egzemplarz recenzencki od Wydawnictwa Media Rodzina a moją recenzję możecie przeczytać tu


W tym miesiącu przeczytam wiele thrillerów. Zachwalana przez wielu Surogatka już czeka u mnie na swoją kolej. Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu Burda  Książki.


Także od wydawnictwa Burda Książki i także thriller. Tym razem w różowej okładce! Do tej pory czytałam dwa thrillery komediowe i mam nadzieję, że ten będzie równie dobry.


Ostatni thriller na tej liście, i to taki, który już przeczytałam. Bardzo dobra książka. Polecam. Egzemplarz od księgarni selkar.pl.


Jedna z tych książek na które bardzo czekałam. Świetna Victoria Schwab, tym razem w bardziej młodzieżowej wersji. Polecam, styl Schwab jest świetny. Egzemplarz od księgarni selkar.pl.


Właśnie kończę, ciekawa, australijska powieść. Nie wiem czy czytałam kiedykolwiek jakąś australijską powieść. Wydaje się, że miejsce pochodzenia nie ma znaczenia, ale wierzcie mi ma. Egzemplarz od księgarni selkar.pl.


Książka na którą czekałam od bardzo dawna. Nawet prosiłam, pisałam do wydawnictw by zajęły się książkami Kelly Oram. Na szczęście Wydawnictwo Dolnośląskie mam nadzieję zaczęło proces wydawniczy. Recenzja tu.


Nareszcie wznowienie Pułapki uczuć tym razem pod wydawnictwem YA! I śmiem twierdzić, że jest ładniejsza. Recenzja tu

Zakupy

Miałam w sumie nie kupować nic, bo mam aż za duży wyboru. Jednak było kilka promocji, że aż grzechem byłoby nie skorzystać. 
W tym roku chcę próbować nowych gatunków i tematów i to widać w moich zakupach.


Książka nagrodzonej Nagrodą Nobla pisarki to właśnie ten gatunek w którego stronę zaczynam się kierować. Kupiona na znak.com.pl za niecałe 10zł.


Fantastyczna, ilustrowana powieść o kobietach i ich historii w historii. Przewrotna, ironiczna i bardzo prawdziwa. Również zakupiona na znaku.


To trzyletni dziennik, gdzie codziennie odpowiadasz na pytania i możesz spojrzeć jak zmieniał się twój światopogląd. Zaczęłam go, zobaczymy co się stanie. Również zakupiony na znaku. 


Skuszona wielką promocją na Świecie Książki, kupiłam książkę o dziwnych przywarach polskich artystów. Przeczytałam kilka stron. Oh tych rzeczy nie dowiecie się na lekcjach języka polskiego.


I drugi zakup ze Świata Książki. Wywiady z więźniami o życiu w więzieniu. Na pewno dobra zabawa.


Jeżeli macie kupować jakieś książki z wydawnictwa Feeria Young sprawdźcie czy nie ma ich na stronie dadada.pl bo oni mają zawsze super promocje na to wydawnictwo. 


I chociaż miałam się nie kusić na książki YA jak na dadada.pl były za mniej niż 10zł to nie mogłam się powstrzymać. Ta i ta wyżej kosztowały mniej niż 15zł razem. 


Osobiście uważam, że Biedronka nie ma super promocji na książki, ale ostatnio im się udało. Było wiele fajnych propozycji. Mamie kupiłam sporo ładnych klasyków, a sobie komiks Joe Sugga i to za 10zł. Jak na komiks to grosze.


I najlepsze na koniec. Będąc w styczniu w Londynie, poszłam z przyjaciółkami do Waterstones na Piccadilly i tam najpierw w nasze ręce trafiła książka Carrie Hope Fletcher, którą uwielbiam, ale której nie planowałam kupować ale kosztowała mnie £1 więc skoro to Carrie to nie można powiedzieć nie.


Z Londynu miałam zamiar jednak wrócić z książką Gi, nie planowałam tej, bo nie tylko to twarda oprawa i prawie £13 ale... BYŁA Z AUTOGRAFEM! Kocham Gi.


Przysięgam, że od teraz będę to robić raz na miesiąc. Za dużo przy tym roboty.

Jeżeli Wy chcecie wzbogać swoją biblioteczkę zapraszam Was do wzięcia udziału w organizowanym przeze mnie rozdaniu na Instagramie!

Czytaj dalej »

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia