czwartek, 23 sierpnia 2018

"Jak upolować pisarza?" Sally Franson

Gdy tylko usłyszałam o tej powieści pomyślałam, że może być aż za bardzo w moim klimacie. Główna bohaterka to zwierz marketingu, a ja sama właśnie w tej dziedzinie się kształciłam; ma pozyskiwać pisarzy dla agencji- jestem bibliotekarką. Połączenie dwóch bardzo bliskich mi światów. Chyba nie może być dla mnie bardziej trafionej lektury.


Jest bezwzględna. Jest bezczelna. Nie polubisz jej od razu. 

Casey Pedergast jest dyrektorką kreatywną agencji reklamowej. W świecie brandów i marek czuje się jak ryba w wodzie i bezwzględnie pnie się po szczeblach kariery. W wolnych chwilach czyta. Głównie Instagrama. 

Kiedy jej szefowa wpada na genialny pomysł zatrudnienia pisarzy do kampanii reklamowych, Casey ma pozyskać najbardziej gorące nazwiska świata literatury. Ale gdy pierwszą ofiarą ma być przystojny pisarz Ben, sprawy mogą się łatwo wymknąć spod kontroli. 
Co wyniknie z polowania Panny Ambitnej na Przystojnego Pisarza? Kto zyska, a kto straci na zderzeniu wielkiego świata literatury i reklamy? I czy jest tam miejsce na miłość?

To co mnie od samego początku zaskoczyło to deklaracja w opisie, że nie polubię głównej bohaterki od początku. Może to moja ślizgońska dusza, ale właśnie przez to jaka była na początku  spowodowało, że tak bardzo mnie zaintrygowała. Silna, niezależna, wiedząca co chce. Dla mnie to świadczyło o jej sile a niezłym charakterze. Dla mnie Casey robiła to w czym była świetna, dążyła do celu i nie po trupach. Wykorzystywała po prostu doskonale swój talent. I słusznie była za niego doceniona dostając nowe zlecenie. 

Książka składa się tak jakby z dwóch etapów. Pierwszy gdy Casey szaleje w swoim zawodzie, jest wulkanem energii i sukcesu. Gdy wszystko jej wychodzi, gdy jest jak ta pirania w ławicy małych, bezbronnych rybek. I drugi gdy uświadamia sobie że życie na takich obrotach nie zawsze jest dobre i normalność też jest potrzebna. Tylko jak zejść ze szczytu by boleśnie nie upaść. Można być piranią biznesu i jednocześnie wieść normalne życie? Taką odpowiedź znajdziecie na kartach powieści.

Z całkiem przyzwoita dawką humoru autorka wnika w świat marketingu i samo nakręcającej się machiny sławy, pieniędzy, reklamy i show biznesu. Pisze tak, że wierzysz we wszystkie biznesowe zwroty i pojęcia którymi się posługuje. Czujesz jakby sama odkryła niezły sposób na biznes. Czujesz przytłaczający ciężar tego świata, świata po którym Franson porusza się z niezwykłą zwinnością. Jej druga książka, również obraca się w tematyce reklamy, i chociaż nie znalazłam żadnych informacji o kierunkowym wykształceniu autorki, czuję że wie o czym pisze.

Owszem, trochę przydługawe opisy i początkowo gubiące przeskoki do retrospekcji mogą męczyć, ale nauczyłam się, że taki jest styl tej książki i trzeba to zaakceptować.

Jeżeli chodzi o kwestię romansu, nie jest on tu kluczowy. Istnieje i owszem, ale mam wrażenie,że najważniejsza jest tu kobieta, główna bohaterka. Romanse i związki nie determinują tego kim jest. Tak, mają na nią wpływ, ale nie określa jej życia. O kobiecie nie stanowi mężczyzna przy jej boku i taki właśnie przekaz wyczytuję tej powieści. To książka o Casey a nie jej życiu uczuciowym i jest to jej wielki plus.

Tak więc jeżeli szukacie powieści o silnej, niezależnej kobiecie sukcesu, której zdarza się popełniać błędy. Której może tylko wydaje się że ma wszystko o czym marzy. O świecie kariery, pieniędzy, literatury i reklamy. To powieść idealna.

Dorze się czyta, jest interesująca. Jak dla mnie powieść godna uwagi. Nie powalająca, ale myślę, że warto.  



PS. Gdzieś zauważyłam, że porównywano ją do Diabeł ubiera się u Prady. Nie róbcie tego. To dwie różne powieści. Te porównania w każdym przypadku działają na niekorzyść książki porównywanej. Nawet jeżeli to Jane Austen.
Czytaj dalej »

wtorek, 14 sierpnia 2018

"Royal" Valentina Fast

Gdy usłyszałam o Royal od razu zwróciłam uwagę na podobieństwo do Rywalek Kiery Cass. Mamy królestwo, księcia szukającego żony i reality show które ma mu w tym pomóc. Z takim też założeniem, że „gdzieś to już słyszałam”, sięgnęłam po powieść Valentiny Fast. Nie oczekiwałam zbyt wiele, bo chociaż Rywalki czytało się dobrze, nie jest to najlepsza seria. Jednak już na samym początku zauważyła,, że to podobieństwa, mimo, że niewątpliwie sa widoczne, są dość powierzchowne.



Siedemnastoletnia Tatiana prowadzi spokojne życie w Królestwie Viterry idealnym państwie z przyszłości, zamkniętym pod szklaną kopułą. Choć marzy o pracy złotnika, ciotka zgłasza ją do eliminacji Wyboru żony dla księcia Viterry. Tatiana trafia do pałacu, gdzie wraz z innymi konkurentkami będzie współzawodniczyć o koronę. Na rywalki czeka jednak aż czterech przystojnych chłopaków i dodatkowa zagadka który z nich jest księciem?



Wykwintne życie na królewskim dworze, piękne stroje, występy w telewizji, ale także twarde reguły gry i zakulisowe intrygi wśród zawodniczek to wszystko stanie się udziałem głównej bohaterki. Tatiana zmagać się będzie także z własnym sercem, które głuche na głos rozsądku zaczyna mocniej bić na widok jednego z poznanych chłopców...

Zanim przejdę do omawiania głównego, jak się zdaje wątku czyli konkursu, chce się zatrzymać przy wątku pobocznym. Tak, zaczynam troszkę od końca, ale zaraz wkroczymy na arenę reality show i wszyscy zapomną o tym co wydaje i się tu najciekawsze. Chodzi o świat przedstawiony. Po katastrofie atomowej która zgładziła ludzkość, przeżyli tylko ci mieszkający we wspomnianej w opisie kapsule, która stanowi teraz niemałe królestwo. Chociaż pierwszy tom niemal w całości skupia się a wyścigu do ręki księcia, ten wątek muszę przyznać zaciekawił mnie najbardziej. Mamy tu do czynienia z dystopią, której Fast w tym momencie za bardzo nie rozwija. Nakreśla sytuację ale tak naprawdę za bardzo nie wiemy co jest poza kopułą. I tu wydaje mi się tkwi największy potencjał historii. W tej otoczce królewskiego dworu i wiszącego w powietrzu królewskiego romansu tli się coś więcej. Mam szczerą nadzieję, że właśnie w tę stronę uda się Fast, bo szkoda zmarnować taki potencjał.

Jak jednak wspomniałam pierwszy tom to głownie eliminacje i wybór narzeczonej dla księcia. W tym miejscu opowieść rzeczywiście trochę przypomina Rywalki. Eliminacje, kandydatki wybrane z ludu, relacje w telewizji i książę. Chociaż chciałabym tego nie robić, trudno jest nie zwrócić na to uwagi. Nawet główne bohaterki łączy to, że żadnej z nich nie jest śpieszono do zamążpójścia. Główną różnicę stanowi jednak sam książę. Fast przedstawia nie jednego a czterech mężczyzn, z których każdy może być dziedzicem tronu. Jestem niemal pewna, że rozgryzłam który z nich jest księciem, jednak mam nadzieję, że się mylę. Mój wybór jest trochę zbyt oczywisty i banalny i chętnie bym zobaczyła jak autorka zmierza w innym, zaskakującym kierunku. Jestem za oryginalnymi i odważnymi wyborami. 

Sama Tatiana to dziewczyna z charakterem, ma określone cele, wie czego chce od życia i nie jest to na pewno małżeństwo. Sama nie wiem co o niej myśleć, bo posiada wszelkie cechy dobrej bohaterki literackiej ale zastanawiam się czy nie jest o prostu jedną z wielu. Mam nadzieję, że się jednak mylę i nie przerodzi się nagle w jakąś Tris stającą na czele ruchu oporu lub innej rewolucji. Z każdym z "książąt" tworzy inną relację, ma inną chemię co w sumie może dobrze zwiastować dla dalszych części serii. Myślę, że jeszcze sporo jednak o niej nie wiem. Autorka wprowadza wielu bohaterów drugoplanowych, a raczej ich zarys. Fajnie jednak już na tym etapie przypatrywać się im, zwłaszcza, że czuję po kościach, że w przypadku kilku to pierwsze wrażenie może ulec zmianie.

Fast pisze lekko i przyjemnie. Prosto, ale potrafi zarysować świat na tyle by zaciekawił czytelnika.  To co jest tu zauważalne to nie tylko niewielki rozmiar książki, ale widoczny już na początku zamysł stworzeni z niej kilkutomowej serii. Akcja wprawdzie jest dosyć wartka, ale w kontekście tego gdzie kończy się pierwszy tom, mam wrażenie, że jest to tylko prolog do całej historii. Pod tym względem niewiele się w sumie wydarzyło, ale nawiązując do wspomnianego już wyżej potencjału liczę na przyspieszenie w kolejnych tomach. Mam nadzieję, że autorka ma jeszcze dużo do zaoferowania. 

Trudno odciąć się od porównań z Rywalkami bo podobieństw jest zbyt wiele. Wraz jednak z akcją tych punktów wspólnych jest coraz mniej, dzięki czemu Royal może być lekturą zarówno dla miłośników książek Cass jak i tych którym do gustu nie przypadły. Koniec końców Royal stanowi swoją własną historię. 

Jestem zaintrygowana. To najlepsze określenie tego co czuję po lekturze. Jedyną obawę jaką mam to czy autorka skupi się na tym co w tej powieści ma największy potencjał. Mam nadzieję, że wykorzysta to co w pierwszym tomie zaledwie musnęła i da nam fajną, oryginalną współczesną, dystopijną baśń. Świat Vittery jest godny poznania. 

I w sumie, pisząc tę recenzję ciągle myślę nie o tym co już przeczytałam, ale o tym co będzie. Bo niby wiem czego się mogę spodziewać, ale wiele rzeczy ma po kilka dróg które może wybrać autorka. To wróży całkiem dobrze dla całej tej serii.

Royal ma kilka wad, ale była to przyjemna książka, taka którą czyta się szybko i której potencjał ma szansę rosnąć, a nie spadać jak w przypadku wielu innych serii. Nie pozostaje mi nic innego jak sięgnąć po tom drugi i przekonać się w którą stronę to wszystko się potoczy.




Za książkę dziękuję:
Czytaj dalej »

wtorek, 7 sierpnia 2018

"Słuchaj swojego serca" Kasie West

W zeszłym tygodniu premierę miała książka dla mnie bardzo ważna, bo przełomowa w mojej blogerskiej karierze. Mój pierwszy patronat. I jeśli śledzicie mnie na Instagramie, to wiecie, że dużo o tym mówiłam. Korzystając jednak z chwili wolnego, postanowiłam, że takie wydarzenie zasługuje też na pełną recenzję tutaj. Tak, wróciłam, mam nadzieję na dobre. Ci z Instagrama wiedzą, że mam nową pracę, która troszkę mnie przez ostatnie tygodnie pochłonęła, ale nowa powieść mojej ulubionej autorki jest idealną okazją do powrotu!


Kate Bailey nie przepada za ludźmi. Woli spędzać czas samotnie, nad jeziorem, gdzie może cieszyć się ciszą i spokojem. Właściwie sama więc nie wie, dlaczego dała się namówić swojej najlepszej przyjaciółce Alanie na udział w zajęciach, podczas których powstaje popularny szkolny podkast. A już na pewno nie spodziewała się, że to ona go poprowadzi. Na żywo. I co, ma teraz odbierać telefony i udzielać porad na antenie? Ha, ha.

Wygląda jednak na to, że Kate dobrze sobie – nomen omen – radzi w narzuconej roli. Komplikacje pojawiają się, gdy odbiera telefon od anonimowego chłopaka, który prosi o pomoc w sprawie swojej sekretnej miłości. Dziewczyna jest przekonana, że rozmawia z super przystojnym Diegiem Martinezem o Alanie, swojej najlepszej przyjaciółce. Bardzo się cieszy ze szczęścia koleżanki, ale wkrótce sama odkrywa, że rodzi się w niej uczucie do Diega. No tak, łatwo i przyjemnie jest doradzać innym, trudniej zastosować te rady w swoim własnym życiu…  

Czytałam wszystkie dotąd wydane książki Kasie West i mówiąc o każdej z nich mam zawsze ochotę zacząć od tego samego: jaka ta książka przyjemna, jak lubię tę pisarkę i jak z utęsknieniem czekałam na kolejną. I mam wrażenie, że głupio się powtarzam, ale prawda jest taka, że zawsze czuję to samo. Radość, że kolejna książka trafiła w moje ręce i że po raz kolejny się nie zawiodłam.

Moja przygoda z powieściami West trwa już ponad półtora roku, 8 książek a ja za każdym razem czuję tę samą ekscytację i jeszcze się nie zawiodłam. Owszem nie wszystkie podobają mi się tak samo, ale w każdej odkrywam coś nowego.

Przy Słuchaj swojego serca odczuwałam lekką presję, bo to mój patronat i co jeśli okaże się niewypałem? 

Akcja powieści zaczyna się zaraz na początku roku szkolnego, mimo to ma jeszcze wakacyjny vibe i to powoduje, że osadzona jest w takim przyjemnym przełomie pór roku stanowiąc idealną lekturę na gorące, jeszcze letnie dni. 

Pomyślałam, że skoro to mój pierwszy patronat ocenie ją w kategoriach w jakich oceniałam książkę, od której cała ta moja "blogerska kariera" nabrała tępa czyli jak w przypadku Służących.

Po pierwsze tempo w jakim czytałam. Zawsze w jakiś sposób ma to wpływ na moją ocenę. Jeżeli nie czytam płynnie, męczę powieść, to dla mnie znak, że to nie jest dobra lektura, albo przynajmniej nie jest dla mnie. W przypadku wszystkich książek Kasie West poświęciłam na nie mniej niż jeden dzień. Często gdy zaczynałam czytać nie mogłam się oderwać i tak naprawdę były to książki na jedno posiedzenie. Tak też było w tym przypadku, gdy się wkręciłam nie mogłam przestać. West pisze tak, że ani na chwile się nie męczymy, idealne rozłożenie akcji, rosnące napięcie, ciekawość powodują, że gładko płyniemy przez treść i nawet nie zauważamy kiedy następuje koniec.

Po drugie fabuła i pomysł. Charakterystyczna już dla powieści obyczajowej jest niewielka oryginalność. Wszystko oparte na tych samych schematach z niewielkimi zmianami jest na porządku dziennym. Wszędzie te same motywy chyba od czasów Szekspira, wiec z zasady pomijam brak oryginalności jako minus. Książki Kasie West, i nie pomijając tej, są przewidywalne, ale w takim przyjemnym sensie, że wręcz oczekujemy, że zakończą się w określony sposób. Z Słuchaj swojego serca West jednak idzie krok dalej. Po pierwsze jako motyw przewodni wybrała szkolny podcast, z którym osobiście w książkach nie miałam do czynienie. Bardzo fajnie przyglądać się takiemu projektowi i temu jak młodzież sobie z nim radzi. West w iście szekspirowskim stylu wplata tu też motyw zwaśnionych rodzin, co oczywiście nie jest niezauważone, bo to Szekspir, ale w zabawny i nie tak oczywisty sposób go prowadzi. Te dwa elementy były w bardzo fajny sposób wykreowane, że nawet romans, który jest tu kluczowy i tak przewidywalny nie jest tak do końca najważniejszy. Całe szczęście. Chociaż powiem Wam, że jest tak uroczy i absolutnie prawdziwy, że w żaden sposób nie ustępuje innym fabularnym elementom.

Styl. Mam obsesję na punkcie stylu i nawet najlepiej zapowiadająca się książka, jak jest napisana kijowo, nie ma u mnie szans. Z Kasie West nigdy nie miałam problemu. Pisze tak, że jej wszystkie banalne zagrywki wybaczam. Miałam wrażenie jakby naprawdę wiele wiedziała na punkcie podcastu, to jak opisywała jezioro sprawiło, że też się trochę w nim zakochałam. Nawet w tej pierwszoosobowej narracji daje się wyczuć głosy innych bohaterów. Jakbym miała określić w trzech słowach jej styl napisałabym: lekki, łatwy i przyjemny. Tylko że w najlepszym tych słów znaczeniu. W żaden sposób nie jest banalny i prosty. Nie popełnia głupich błędów tak często przeze mnie zauważanych w powieściach YA, gdy bohaterowie sami sobie przeczą, gdy mówią i zachowują się nieadekwatnie do wieku. Mam wrażenie, że Kasie West po prostu doskonale rozumie czego literaturze YA potrzeba.

A potrzeba jej dobrych bohaterów. Charakterystyczne dla jej książek są bohaterki lekko zagubione w różnych aspektach dorastania i które starają się odkryć właściwą drogę na przestrzeni powieści. Kate pozornie do nich nie należy, wie co chce robić w życiu, ma swój cel, jednak jak szybko zauważamy, żyje w bańce komfortu a dorastanie polega na wychodzenie poza bezpieczną strefę, nawet jeżeli pierwszym krokiem jest szkolny podcast. Jasne, że Kate może momentami irytować, ale umówmy się, tacy są nastolatkowie. Ma za to masę uroku i faktor który pewnie wielu osobom pozwoli się z nią utożsamić. Poza tym mamy świetną przyjaźń, Alana jest szczera, zabawna i z łatwością mogłaby pociągnąć własną powieść. Mamy przystojnego bohatera, który skradnie serce niejednej osobie i o dziwo nie musiał być to klasyczny bad boy by nasze serce zabiło mocniej. Jest też szekspirowski Romeo. Jest fajna relacja rodzinna, i chociaż rodzice nie są tak widoczni to masa kuzynostwa to rekompensuje. Bohaterów West po prostu bardzo się lubi. Nie ważne na którym planie stoją i tak maja swoje miejsce i mogą zaskoczyć.

Słuchaj swojego serca to idealna powieś wakacyjna, ale nie ograniczajcie się tylko do lata, jeżeli trafiliście na tę recenzję za późno. To książka wywołująca uśmiech na twarzy i ciepełko w serduchu. Książka, którą z pewnością kochałabym jeszcze bardziej będąc w wieku bohaterów, a która teraz wywołuje u mnie przyjemny sentyment za tym jak było. Po prostu to lektura dla każdego.

Jeżeli szukacie powieści, która wywoła u was uśmiech, to mam niebywała przyjemność potwierdzić, że najnowsza powieść Kasie West jest jak serdeczny uścisk od autorki dla czytelnika. Nie zawodzi. Jest dobrze jak zawsze.


No i tylko spójrzcie jak moja kolekcja teraz cudnie wygląda.


A ponieważ nadal nie straciłam zaufania do Kasie West mam nadzieję, że kolekcja będzie tylko rosła!





Za książkę i możliwość objęcia jej patronatem dziękuję:

Czytaj dalej »

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia