piątek, 30 listopada 2018

"Geekerella" Ashley Poston

W listopadzie na moim Instagramie poprosiłam Was o pomoc w wybraniu książki miesiąca. Wygrała Geekerella. Czy trafiliście z wyborem, czy dam Wam jeszcze raz decydować o tym co czytam? Przekonajmy się!


Pokochaj magię fandomu! Elle Wittimer jest geekiem, a jej całe życie to Starfield, klasyczna seria science fiction. Kiedy dziewczyna dowiaduje się o konkursie na cosplay do ukochanego filmu, musi wziąć w nim udział. Z oszczędnościami z pracy w food trucku Magiczna Dynia i w starym kostiumie ojca, Elle wyrusza w podróż zdeterminowana, by wygrać. Nie spodziewa się jednak, że poza walką o pierwsze miejsce w konkursie, przyjdzie jej stoczyć bitwę o czyjeś serce.

Uwielbiam retellingi. Wychowałam się na baśniach i bajkach. Czytanie ich w nowej formie to dla mnie świetna zabawa. Do najchętniej przetwarzanych baśni bez wątpienia należy kopciuszek. Sama mam chyba z 3-4 kopie myśląc tak na szybko. Gdybyśmy chcieli obejrzeć wszystkie filmy, przeczytać książki roku by nam nie starczyło. 

(swoją drogą chyba o tym napiszę)

I teraz Geekerella jest jedną z nich.

Zacznijmy od najprostszego - tytułu. 


I patrząc na tę definicję, tak myślę, że jestem geekiem i chyba dlatego tak bardzo chciałam tę książkę przeczytać.

Powieść Poston od samego początku jest bardzo przewidywalna, przynajmniej w jej ogólnym zarysie. Nie powinno nas to jednak dziwić a tym bardziej złościć, bo właśnie tym ma charakteryzować się dobry retelling. Mamy wiedzieć co się stanie, ale jego czytanie ma być jednak nowym doświadczeniem.

Autorka na swój świat przedstawiony wybiera ten realny, wsadza bohaterów baśni we współczesne, bardzo normalne realia, unowocześnia ich. Z jednej strony bardzo łatwy plan, bo pisze o świecie który zna, ale jak przenieść baśń do realizmu i nie zrobić z tego opery mydlanej? Autorka z Kopciuszka tworzy zafascynowaną światem fikcyjnym i trochę zakompleksioną społecznie dziewczynę wychowywaną przez macochę. Księciem jest nowy gwiazdor Hollywood i bożyszcze nastolatków. Bardzo prosty plan który sprawdza się za każdym razem. 
Zamiast Balu mamy convent, zamiast Dyni food truck, a dobrą wróżką jest ... (ok bez spoilerów). W każdym razie koncepcja bardzo prosta, bardzo mocno wpisana w oryginalne źródło. I to wszystko bardzo dobrze, może właśnie ze względu na oryginał się czyta.

Elle - swoją drogą chyba już kanoniczne imię każdego Kopciuszka (CinderELLA), jest dziewczyną jak wiele z nas. Spokojna, lubiąca się w fikcyjnym świecie. Zafascynowana serialem sci-fi, oddana fandomowi. Woląca przebywać w internecie niż realnym świecie. Jakbym czytała swój opis. Jej relacja z macochą jest napięta, nie mówiąc już o dwóch przyrodnich siostrach. Dokładnie tak jak mogliśmy się tego spodziewać. Czasami miałam wrażenie, że może aż za bardzo jest podatna na wpływy, chciałabym od niej odrobinę więcej charakteru, ale żyjąc z 3 takimi babami może można ją wytłumaczyć. 

W opisie jest mowa o "bitwie o czyjeś serce" i trochę mnie to zaskoczyło. Po przeczytaniu książki mam wręcz wrażenie, że było właśnie na odwrót. Akurat wątek Kopciuszek-Książę był bardzo przyjemnie i nie koniecznie sztampowo napisany. Nie rozdmuchany tak jak po opisie może się wydawać. Tu jednak na pierwszym planie jest ta miłość do serialu, do "Starfield" i to mi się bardzo podoba. Cały Kopciuszek-Książę jest takim fajnym bonusem.

Mimo to, autorka naprawdę niewiele odbiega od pierwowzoru, nie zaskakuje. Nie łamie schematów. Ramy są niemal identyczne. W sumie tylko jedno odbiegnięcie od Kopciuszka zauważyłam, i  w sumie jeśli za kanon bierzemy też Disneyowskiego "Kopciuszka 2" to to też nie jest jakieś wielkie przełamanie. I chyba właśnie tego mi brakowało. Czegoś nowego, co nadal z retellingu zrobi retelling, ale jednak odkryje coś zaskakującego i interesującego.

Widzicie, przez niemal połowę powieści strasznie mi się ta książka mieszała z Cinder i Ellą Kelly Oram. Tamta też jest retellingiem Kopciuszka i w zasadzie fabularnie są niesamowicie podobne. To co jednak jest ogromnym plusem książki Oram to przełamywanie schematów, niezwykle umiejętne bo nie niszczące baśni. Ale jednak, przełamywanie. Podobieństwo tych dwóch powieści jest jednak ogromne, przynajmniej w połowie i musiałam się bardzo często zastanawiać co było gdzie (bo jak wspomniałam sporo Geekerelli przeczytałam po angielsku). W porównaniu Cinder i Ella wypada lepiej, ciekawiej.

Geekerella jest jednak bardzo przyjemną, szybką lekturą. Napisana bardzo dobrze, z pasją, przez jak mniemam geeka. Czuć w ksiażce zrozumienie kultury fanowskiej, czuć pasję do świata fikcyjnego. I co najważniejsze, nie psuje pierwowzoru, ale dumnie czerpie ze źródła. Czytało mi się ją bardzo dobrze. To taka idealna, nie wymagająca lektura po której czujesz się odrobinę lepiej.

Nie jest idealna, oczywiście, że nie. Mogłaby być bardziej realistyczna momentami. Czasami zalatywała komedią romantyczną nie najwyższych lotów, ale z drugiej strony... to jest jednak taka uwspółcześniona baśń. 

Absolutnie nie żałuję, że ją kupiłam. Nie żałuję lektury. Myślę, że z odpowiednim nastawieniem (nie szukajcie fajerwerków) wam też powinna się spodobać. Ci co ją dla mnie wybrali, mieli jednak nosa!

(Dałabym więcej ale musiałabym zmienić notę Cinder i Elli)


PS. Jeśli chcecie mieć wpływ na moją grudniową lekturę zapraszam na mojego Instagrama

PS2. Jutro Grudzień aka Blogmas - szczegóły jutro ;) koniecznie zajrzyjcie tu lub Instagrama
Czytaj dalej »

poniedziałek, 26 listopada 2018

"Córka króla moczarów" Karen Dionne

Thrillery, kryminały, horrory to nie jest mój pierwszy wybór jeśli chodzi o gatunki literackie. Tych ostatnich generalnie nie czytam, ale jeśli już mam się trochę bać i czytać w napięciu wybieram te pierwsze. Dlatego z ciekawością sięgnęłam po Córkę króla moczarów i już tera Wam zdradzę, że wraz z rozwojem akcji moja ciekawość tylko rosła.


Helena Pelletier potrafi polować na zwierzęta i wytropić każdy ślad. Nauczyła się tego od ojca, z którym dorastała w całkowitym odosobnieniu w domku na trzęsawiskach. Mężczyzna był jej bohaterem, wzorem do naśladowania i idolem – do czasu, gdy zaczęła sobie uświadamiać, że obie z matką są na bagnach więzione, a ojciec kontroluje całe ich życie. 
Teraz, piętnaście lat później ojciec ucieka z pilnie strzeżonego więzienia i ukrywa się gdzieś pośród moczarów. Helena ma jedno zadanie: dopaść ojca, zanim on dopadnie ją.

Akcja powieści Karen Dionne rozgrywa się na dwóch płaszczyznach czasowych, a każda z nich silnie przeciąga uwagę na swoją stronę.

Płaszczyzna pierwsza- przeszłość, Helen dorasta na moczarach, w odosobnieniu. Bez kontaktu ze światem zewnętrznym. Jedynymi jej towarzyszami są władczy ojciec, którego dziewczynka jednak bardzo podziwia i cicha, podatna matka, która jest jej obojętna. Dziewczynka nie rozumie chłodu kobiety, dlaczego tak nienawidzi moczarów. Nie rozumie, że jej ojciec jest też oprawcą, który kilkanaście lat wcześniej uprowadził matkę gdy ta była ledwo nastolatką, a moczary to tak naprawdę więzienie. 

Płaszczyzna druga- teraźniejszość. Już po opuszczeniu moczarów. Helen żyje z mężem i córkami, jest szczęśliwa, do momentu gdy ojciec ucieka  więzienia. Teraz Helen staje przed trudnym zadaniem gdzie musi stawić czoła człowiekowi, który w dzieciństwie by jej idolem a uczucia, które nadal w głębi niej tkwią.

Te dwie płaszczyzny są doskonałym portretem psychologicznym dziecka i kobiety kształtowanym w bardzo skomplikowanej i trudnej rzeczywistości. Portret pierwszy to dziecko, które nie zna, nie rozumie innego świata. Które powoli, dorastając zaczyna pojmować co się wydarzyło,  ale nie pasuje do jej ideału. Dla czytelnika to też spojrzenie na okrutny świat, okrutnego człowieka i wspomnienia dziecka, często idealizującego ten obraz, jest dla nas jak zderzenie z pociągiem. Dla niej czarnym charakterem była często matka, która nie podzielała jej entuzjazmu i miłości do moczarów, dla nas oczywiście był ona ofiarą. I w tej sytuacji żołądek nam się skręca z nerwów, a ręce zaczynają się pocić. To nie syndrom sztokholmski to coś znacznie gorszego. Niestety często trudne do przełknięcia.

Portret drugi to dojrzała kobieta, która wie co ją spotkało, wie co spotkało matkę. Zdaje sobie sprawę z okrucieństwa ojca. Jest gotowa za wszelką cenę bronić rodziny. A jednak nadal nazywa go ojcem, nadal odzywa się w niej zapatrzone w niego dziecko. I dochodzi do trudnego zderzenia wielu uczuć.

Córka króla moczarów nie zawiera jakiejś wielkiej tajemnicy. Napięcie nie jest budowane wokół jakiejś zagadki, niebezpieczeństwa nawet. Tu buduje je przeszłość, konstruowana tak by maksymalnie naprężyć nerwy czytelnika. Bo to ona działa na teraźniejszość.

Najbardziej poruszająca w książce jest świadomość, że to historia jest tak prawdziwa. Tam gdzieś, może właśnie w tym momencie w którym to czytasz, ktoś jest przetrzymywany, ktoś został porwany. Najlepsze historie pisze życie, niestety te najgorsze też. I tu ten realizm jest bardzo wyczuwalny. 

Zaczynając powieść nie wiedziałam jak bardzo mnie zaangażuje. Jak bardzo w nią wsiąknę i jak bardzo mną ruszy. Główną bohaterkę darzyłam często złością do której nie miałam prawa. Bardzo trudny, skomplikowany temat. 

To książka sprzecznych emocji i nieustannego napięcia. Bardzo dobrze napisany thriller psychologiczny przysparzający nam moralnych dylematów. Obraz oprawcy, ofiary i wplątanego w to dziecka, które zna tylko jeden świat, ale nie może to być jedyny w jakim będzie żyło. Mnóstwo skomplikowanych płaszczyzn, duże pole do przemyśleń dyskusji.






Za książkę dziękuję:
Czytaj dalej »

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia