NARESZCIE!
Osoby którą śledzą moje social media pewnie zauważyły, że w moich postach od dłuższego czasu króluje jeden temat. Dziś nareszcie mogę podzielić się z wami recenzją wyjątkowej i chyba najlepszej świątecznej opowieści jaka się pojawiła od czasów Dickensa.
Poznajcie Williama Trundle, dziesięciolatka który ponad wszystko kocha trzy rzeczy. Swojego tatę, Święta Bożego Narodzenia i dinozaury, dlatego łatwo możemy domyślić się o czym najbardziej marzy William i o co poprosi Świętego Mikołaja.
Jest też wspomniany tata Williama, Pan Trundle, który jest najprawdopodobniej największym fanem i znawcą Bożego Narodzenia. Wie o tym WSZYSTKO!
Jak w każdej opowieści o Świętach ,nie może zabraknąć też Świętego Mikołaja, który jest tak wielki, jak tylko możecie sobie wyobrazić, oraz rzeszy jego elfów, które mówią tylko rymem.
Jest też Łowca, który jest najpodlejszym z podlejszych i zrobi wszystko by dostać to czego pragnie. oraz Brendy Payne najwredniejsza dziewczyna w szkole (a może i na świcie).
No i jest oczywiście Gwiazdkozaur, najprawdziwszy dinozaur!
Powieść Toma Fletchera, zanim jeszcze pojawiła się oficjalna informacja, że zostanie wydana w Polsce, była najbardziej wyczekiwaną przeze mnie premierą. Wiem, że w dużej mierze wpływ na to miał sam Tom, którego jestem wielką fanką i byłam pewna, że jeżeli on się za coś zabiera, to będzie to dobre. Zdaję sobie sprawę z tego, że wielu z Was może nie znać Toma, chociaż jest bardzo popularnym, szczególnie na Wyspach, muzykiem, więc odsyłam do mojego poprzedniego posta, w którym przybliżałam jego sylwetkę. Szczerze wierzę, że pierwszy krok do pokochania tej książki wiedzie, przez pokochanie jej autora.
Drugim powodem mojej ekscytacji Gwiazdkozaurem były Święta. Sama należę do tej grupy ludzi, która kocha zarówno ten bardzo tradycyjny, jak i komercyjny wymiar Bożego Narodzenia. Święta to najbardziej magiczny okres w roku, kocham świąteczne opowieści, klimat i taką wyjątkową aurę, której nie posiada nic na świecie.
I na koniec sama historia, która bardzo mnie zaintrygowała i mam nadzieję, że tą recenzją zaintryguję też was.
Historia Williama Trundle z pozoru, i w sumie słusznie, może jawić się jako magiczna przygoda świąteczna. Jeżeli łączymy Świętego Mikołaja i dinozaura, musi wyniknąć z tego coś niezwykłego. I rzeczywiście Gwiazdkozaur to wszystko to czego się spodziewamy. Coś co rozbudzi wyobraźnię i co będziemy czytać z zapartym tchem. Absolutnie wymarzony scenariusz dla żądnych przygody dzieciaków.
Tom stworzył całą gamę fantastycznych i barwnych postaci. Pokusił się nawet o przetworzenie na własne potrzeby Bieguna Północnego w taki sposób, że zdaje się on być jeszcze bardziej niezwykły niż kiedykolwiek. W swoją powieść Tom całkowicie przelewa swoją miłość do Bożego Narodzenia i robi to tak umiejętnie, że sama zapominam w co "wierzyłam" do tej pory i ulegam urokowi jego wizji. Wszak "jeżeli coś jest napisane w książce, musi być prawdą".
Wielką zaletą tej książki jest sposób w jakim wszystko jest opisane. To książka dla dzieci i Tom doskonale wpisuje się w ten gatunek. To jak przedstawia świat, jest bardzo plastyczne, niezwykle proste ale zarazem całkowicie niebanalne. Opisując go, robi to tak jak powinno się opowiadać dziecku. Z lekką przesadą, ale jak najbardziej wskazaną. Tak, że nawet bez obrazków dziecko jest sobie w stanie wyobrazić chociażby "grubego, wręcz grubastycznego Mikołaja" lub "coś wielkiego, coś astronomicznie, międzygalaktycznie, przekosmicznie wielkiego" co spowodowało że wymarły dinozaury.
Te pogrubione słowa, inne fonty powodują, że książkę wspaniale czyta się na głos, bo automatycznie akcentujemy we właściwym miejscu. |
Jego styl jest bardzo zabawny, urzekający wręcz. To książka niby dla dzieci, ale wyobrażam sobie czytających ją dorosłych (w sumie sama nim jestem), którzy bawią się równie dobrze.
Najwspanialsze w jego stylu jest to, że Tom nie traktuje dziecka jak dziecka, któremu wszystko trzeba przedstawić porządnie, bo tak wypada. Nie, Tom traktuje dziecko bardzo poważnie i dlatego przedstawia świat bardzo niepoważnie, czyli dokładnie tak ,jak dziecko chciałoby go widzieć.
Dlatego będzie tu mowa o tyłku Mikołaja, wykupkowaniu planety i innych rzeczach które dzieciakom sprawiają radość i które zwyczajnie je bawią.
Wyobrażam sobie chichot dzieciaków, które czytają tę książkę (lub jest ona im czytana), z licznych żartów i wstawek narratora. Ba! mnie to szczerze bawiło.
Ale humor to nie wszystko. Tom Fletcher zadbał o to by w tej otoczce lekkości przekazać też coś bardzo ważnego.
Po pierwsze sam William Trendle. Wszyscy wiemy jak ważna jest różnorodność w literaturze. By reprezentowała ona nie tylko różnorodność rasową, płciową, religijną ale by po prostu reprezentowała społeczeństwo. William Trundle jeździ na wózku inwalidzkim. W wyniku wypadku któremu uległ w dzieciństwie niestety nie może chodzić. Nie wiem czy kiedykolwiek czytałam książkę, czy to dla dzieci czy dorosłych (chociaż tych pierwszych w szczególności), gdzie główny bohater jeździłby na wózku. Co jeszcze ważniejsze, Tom nie tworzy z tego głównego wątku fabularnego, nawet nie wprowadza tym dramaturgii. Dla Williama wózek to integralna część jego samego jak dla kogoś kolor skóry, włosów. Oczywiście ma to wpływ na akcję, szczególnie gdy pojawia się Brenda "najwredniejsza dziewczyna w szkole (a może i na świcie)", ale tak samo mogłoby być gdyby William był np gruby, albo bardzo niski. Tym samym dzieci takie jak William, zyskały wreszcie bohatera z którym w pełni mogą się utożsamiać, a dzieci pełnosprawne kogoś, kto pokaże im, że takie dzieci nie różnią się od niczym poza sposobem poruszania.
Gwiazdkozaur niesie ze sobą ponadto wiele pięknych słów, które myślę, że szczególnie przypadną do gustu starszemu czytelnikowi. Takich pięknych prawd życiowych o miłości, przyjaźni, potędze wyobraźni i wiary w spełnianie marzeń. Ciocia Ebi w swoim filmiku zwróciła szczególną uwagę na jeden akapit ze strony 311. Absolutnie przepiękny i taki prawdziwy. Jako dorośli traktujemy dzieci trochę za bardzo z dystansem, tak jakby byli osobnym bytem, zapominając jak wiele mocy jest w tych małych ludziach i jaka magię ze sobą niosą. Tom wykazuje się olbrzymim szacunkiem do swojego małego czytelnika w każdej części swojej powieści.
Czytanie Gwiazdkozaura było niezwykłą przyjemnością nie tylko ze względu na samą historię ale również była to przyjemność dla oka. Nie mam chyba w swoich zbiorach książki równie pięknej jak ta. Chyba tylko ilustrowany Harry Potter mógłby stanowić konkurencję, a i tego nie jestem w 100% pewna.
Począwszy od okładki, przez przepiękny grzbiet
drugą okładkę, którą odkrywamy po zdjęciu obwoluty,
poprzez przepiękne ilustracje, które fantastycznie komponują się z tekstem.
Odpowiedzialny za nie Shane Devries dodał tej książce jeszcze więcej magii dzięki czemu jest jeszcze bardziej wyjątkowa i niezwykła.
Nie można też nie wspomnieć o piosenkach, które również stanowią integralną część ksiazki. Tom jest muzykiem, Gwiazdkozaur zrodził się dzięki piosence, elfy ciągle tu śpiewają. Gdyby tylko można byłoby tego posłuchać...
No i można. Wprawdzie nie u nas (jeszcze?) ale Gwiazdkozaur własnie został wydany w Wielkiej Brytanii z specjalną płytą, gdzie możemy posłuchać utworów skomponowanych przez Toma na potrzeby musicalu, który będzie miał swoją premierę już w grudniu. A to przedsmak tego co będzie działo się na deskach teatru:
i filmu. Bo Gwiazdkozaur absolutnie oczarował wszystkich i już niebawem trafi na duży ekran. Możecie sobie więc wyobrazić jak wyjątkowa to opowieść.
Posłuchajcie chociażby tego utworu:
Nie ukrywam, popłakałam się na tym teledysku, Lily nie jest Willem, została wybrana by docenić jej niesamowite osiągnięcie, ale piosenka jak najbardziej fantastycznie oddaje klimat powieści i według mnie stanowi dodatkową zachętę do jej przeczytania.
Nie wiem jak bardziej mogłabym zachęcić was do Gwiazdkozaura. Jeżeli szukacie prezentu dla kogoś w wieku do 12-13 lat myślę, że nie znajdziecie nic lepszego.
Chociaż powiem szczerze... to prezent idealny da wszystkich. Boże Narodzenie to taki magiczny czas, gdy każdy budzi w sobie tę cząstkę dziecka, która mu jeszcze pozostała. Sądzę, że każdy czerpałby wielką przyjemność z tej magicznej powieści.
Gwiazdkozaur to wspaniała, ciepła i zabawna opowieść, która naprawdę przekazuje magię Świąt. Jest tym czym powieść "dla dzieci" być powinna. Jest tym czym powieść świąteczna być powinna. Nie ważne czy jesteś dzieckiem w wieku 8 lat czy 28, nikt z nas nie może zignorować powieści gdzie Święty Mikołaj i dinozaur występują koło siebie! Wyobrażam sobie, że to ten rodzaj książki którą rodzice podkradają swoim dzieciom a starsze rodzeństwo młodszemu.
Wiem, że to najdłuższa recenzja jaką kiedykolwiek pisałam. Mam nadzieję, że dotrwaliście do końca. Muszę was jednak zawieść, to nie koniec! Na dziś tak, ale już w piątek rozpoczyna się grudzień a to oznacza tylko jedno- Blogmas. Przed wami 24 posty, pojawiające się codziennie i gwarantuję wam, że Gwiazdkozaura tam nie zabraknie!
Zróbcie sobie, swoim dzieciom, rodzeństwu, kuzynom, dzieciom znajomych, przyjaciołom, tę przyjemność kupcie książkę Toma Fletchera. Święta mogą być jeszcze lepsze gdy będzie wam towarzyszył Gwiazdkozaur.
Ja tymczasem idę zakupić egzemplarz dla moich młodszych kuzynów!
Za książkę dziękuję: