Generalnie uważam, że piłka nożna to najdurniejszy z możliwych sportów. 22 facetów na boisku lata za jedną piłką przez 90 min i czasami, przez cały ten czas, nie pada ani jedna bramka... bez sensu.
Wiele osób uważa, że sport ten nie wzbudza emocji, jest nudny, często przewidywalny.
W sumie i racja, ale gdy ogląda się grę ten na wysokim (no powiedzmy wysokim) poziomie, jakieś ważne i prestiżowe zawody, albo gdy gra reprezentacja narodowa, to w człowieku budzi się taki mały potworek, w 100% zbudowany z adrenaliny i napędza on człowieka do tego stopnia, że potrafi oglądać 3 mecze na raz i cały czas być tak samo zainteresowanym.
Wiele zasad piłki nożnej jest dla mnie niezrozumiałych. Oczywiście znam reguły gry i tak, wiem co to jest spalony, ale cała ta otoczka w okół, to tasowanie, spekulacje, życie piłkarskie, ten blichtr i prestiż sportu... dla mnie to głupota.
Mimo wszystko oglądam większość meczów mundialowych. Dlaczego? Nie mam pojęcia, ale lubię sport do tego stopnia, że naprawdę potrafię się w to zaangażować (jak pewnie większość z was zauważyła).
Jako kompletny laik, który jest kibicem czysto sezonowym, mam jednak kilka przemyśleń którymi z chęcią się z wami podzielę.
Oczywiście nie obchodzą mnie wasze osobiste sympatie i opinie i moja własna jest w 100% subiektywna.
Zdaję sobie też sprawę z dużego braku wiedzy i totalnej stronniczości. Nie obchodzi mnie też, czy dostanę bana na internet, czy dorwie mnie Obama lub Putin za to co tu napiszę oraz czy w ogóle google+ usuną mojego bloga (bo nie maja do tego absolutnych podstaw).
Zapraszam na krótką... recenzję fazy grupowej Mundialu. Stronnicze i nieprzemyślane przemyślenia, którymi kieruje nie wiedza na temat drużyn, a czysta sympatia i antypatia oraz... wygląd piłkarzy :D
Mistrzostwa Świata w Brazylii to chyba jedne z najbardziej szokujących rozgrywek jakie przyszło mi oglądać. Po pierwsze, po kolei odpadają najlepsze (tak mi się wydawało) drużyny świata. Najpierw Hiszpania i to był szok, bo każdą z tych mordek kojarzyłam i w sumie raczej utożsamiani byli z "dobrą piłką". Hiszpania zachowywała się jakby pomyliła dyscypliny. Ich gra przypominała ping-ponga. Podobno nazywa się to"tiki-taka", ale raczej wyglądało to jak jakiś taniec z ogniem, bo oddawali sobie tę piłkę jak tylko ich drogie buty ją musnęły. Nic dziwnego, że inne drużyny potrafiły jedną szybką akcją przejąć inicjatywę i zmasakrować przystojniaczków. Holandia totalnie ich zmasakrowała. Mecz z Chile bolał, moje oczy bolały...
Anglia... Wielka Anglia, która podobno jest kolebką piłki nożnej, która podobno wymyśliła ten sport, po raz pierwszy od 50 lat nie wyszła z grupy. Tak samo Włosi. Zostali wyrzuceni przez przyczajoną Kostarykę, która utarła im nosa i kazała odejść ze spuszczoną głową. Napompowany balonik pękł i nawet obiecywana wizyta u Królowej nie pomogła.
Największe emocje wzbudziła u mnie jednak grupa G. Portugalia z Cristiano Ronaldo na czele, nikomu nieznana małą Ghana, wielkie Niemcy dzięki którym jednak jakiś Polak znalazł się na murawie i napompowani jak zwykle do granic możliwości patriotycznym duchem walki Amerykanie. Gdy Niemcy rozwalili, zmieszali z błotem Portugalię, stało się jasne, że na tym Mundialu może stać się wszystko. Chociaż wygrana Niemców nie była zaskoczeniem, to wynik już tak. Zrozpaczona mina Ronaldo obiegła świat, a Amerykanie pomyśleli "hmmm mamy szanse z Portugalią, Ghana to pikuś, wyjdziemy z grupy, wygramy Mundial, będziemy mistrzami świata, ocalimy wszechświat, naprzód Ameryko!". No i wygrali z Ghaną. Bramka w 30 sekundzie spowodowała istną eksplozję twittera i Amerykanie sikali ze szczęścia i pękali z dumy nad wspaniałością własnego zespołu. Przez następne 80 minut zostali jednak totalnie zjedzeni przez Ghanę, która gdy doprowadziła do upragnionego wyrównana, wydawała się być na właściwej drodze, by zmyć ten wnerwiający uśmiech z twarzy amerykańskich kibiców. "Szczęście sprzyja gorszym"- tak powinno brzmieć powiedzenie po tym meczu. Wygrana USA to tak wielka niesprawiedliwość, że nakręciła mnie jeszcze bardziej w nienawiści do tej drużyny... (dobra nienawiść to duże słowo, po prostu zaczęłam gorliwie kibicować każdemu kto z nimi grał). Kolejny mecz- Ghany z Niemcami udowodnił, że w poprzednim Ghańczykom nie sprzyjały niebiosa, natomiast starcie Portugalii i USA to dłuższa historia. Mecz zaczął się o północy, w dzień egzaminu, na który musiałam jechać z domu autobusem wstając o 5:50. Tylko ja- głupek mogłam wpaść na pomysł, żeby nie iść spać. Nie poszłam. Oglądałam do końca. Twitter Johna Greena mnie tylko coraz bardziej irytował eksplozją radości. W 94 minucie gdy zostało 60 sekund do końca wyłączyłam streema przy stanie 2:1 dla USA. Nie mogłam znieść tej radości, okrzyków i powiewających flag. Bleeeeeeeeeeeeee.... No i nagle Onet poinformował mnie, że Portugalia dała radę- 2:2 w ostatniej sekundzie.. od razu mi się lepiej spało.
Ostatnie mecze fazy grupowej są rozgrywane w tym samym czasie. Ze względu na wielka miłość do drużyny Amerykańskiej oglądałam mecz z zapartym tchem kibicując Niemcom z całego serca. W tym czasie Ghana walczyła o swoje i gdyby trafili bramkę więcej... Natomiast Amerykanie grali jak potłuczone koguty bez głów. Ten widok był bezcenny. Tyle radości. Tylko wygrana Niemiec nic nie dała i Amerykanie graja dalej...
Poza tym miałam kibicować Rosji, tak dla przekory. Po 10 minutach doszłam jednak do wniosku że to Buraki z Buraczarni, którzy nie potrafią wzbudzić mojej sympatii, a widok modlących się do Allaha Algierczyków jest milszy dla oka, dlatego to, że Rosja wraca do domu zupełnie mnie nie rusza.
Moje odczucia wynikają z niczym nieusprawiedliwionej niechęci lub sympatii do danych drużyn. Nie potrafię tego wytłumaczyć.
Dwie uwagi na temat samego sportu jakim jest piłka nożna na przykładzie Mundialu.
Po pierwsze to sport, w którym nie do końca chodzi o to kto jest lepszy, a o to, kto trafi do bramki. Liczy się wynik- to oczywiste, ale tu dużo zależy jeszcze od szczęścia (patrz USA) czy tego co widzi sędzie (patrz cały Mundial). Więc jak jesteś słaby nadal masz szanse...I jest to sport trochę nieprzewidywalny, jak się nie wstrzelisz z formą to koniec. Chociaż patrząc na wyniki, można dojść do wniosku, że ktoś tu jednak poszedł na pewne układy z Górą by wywrócić świat piłki nożnej do góry nogami... Anglia, Hiszpania, Portugalia, Włochy... Może gdyby Polacy tam pojechali to wyszliby z grupy...
Po drugie to sport kontaktowy... nie tak jak rugby...
chociaż czasami wygląda to boleśnie, nawet cholernie boleśnie,
to jednak częściej mam wrażenie że to wygląda tak:
I zdaje sobie sprawę, że to silni faceci i że jak taki w ciebie wleci to boli, ale czasami zakrawa to na dobre aktorstwo, a wtedy to już wydaje się po prostu śmieszna i daleko mija się z zasadą fair play.
Dotarłeś do tego miejsca, drogi czytelniku? Fantastycznie! Dobra wiadomość: dość tego mundialowego spamu. Wiem, że nie ma tu ani jednego odkrywczego słowa. Wiem, że najprawdopodobniej większość z was wymiękła po przeczytaniu wstępu...
może kilkoro z was rzuciło okiem na obrazki. Wiem, że najprawdopodobniej w kilku miejscach minęłam się z prawdą. No cóż- kibic ze mnie taki jak widać.
Pozdrawiam serdecznie. I do tych, którzy wiedzą, że to do nich (a najprawdopodobniej tego w ogóle nie przeczytają) optymistyczny akcent na koniec: