poniedziałek, 29 października 2018

"Nieśmiała" Sarah Morant

To będzie recenzja mieszanych uczuć i skrajnych emocji. 


Eleonore zna doskonale te wszystkie wyzwiska. Stara się puszczać je mimo uszu... a raczej stara się nie okazywać, że robią na niej wrażenie. Bo tak naprawdę wolałaby po prostu zniknąć. 

Podczas gdy Eleonore ćwiczy stawanie się niewidzialną dla otoczenia, podstępem w jej łaski usiłuje wkraść się Jason, nowy uczeń jej szkoły. Chłopak pokazuje przy tym wszystkie swoje twarze - od tandetnego flirciarza, przez mistrza ironii, aż po oblicze, które robi na Elie największe wrażenie. Okazuje się, że pod maską zawadiaki i podrywacza Jason skrywa też niezwykłą umiejętność bycia... przyjacielem. A właśnie za tym Elie najbardziej tęskni: za przyjacielem, który odszedł, zostawiając ją samą sobie w najgorszym możliwym momencie, gdy pewnego popołudnia jej życie roztrzaskało się w drobny mak. Ale czy nowa, szalona znajomość na pewno wróży coś dobrego? Gdy Eleonore nie potrafi już zapanować nad mętlikiem w głowie, przeszłość ponownie daje o sobie znać, a sprawy zaczynają toczyć się w niespodziewany sposób.

Nie wiem czego oczekiwałam od tej książki, nie pamiętam z jakim nastawieniem ja zaczynałam. Pewna jestem, że byłam pozytywnie zaskoczona jak normalna i przyziemna była. 

Eleonore, bo to ona zaczyna narrację, jest zwykłą, aż do bólu przeciętną dziewczyną. Jest tak skryta i odizolowana, że staje się łatwym celem dla szkolnych stręczycieli. Wewnątrz, Eleonore wie czego chce, jest rozsądna, jest dobra, tylko tego nie okazuje. Jest przez to idealnym klasowym wyrzutkiem. Do momentu pojawienia się przystojnego Jasona, bo gdy ten zaczyna się nią interesować, nawet Eleonore jest trudno pozostać w ukryciu.

Podoba mi się narracja Eleonore, jej opowieść jest ciekawa. Nie odczuwam tu zgrzytów, uważam, że jest to dziewczyna jakich wiele, których nikt nie zauważa, a która ma wiele do okazania. Jej części były fajne, dobrze napisane i interesujące.

Ale to na poziomie narracyjnym miałam największy zgrzyt. W pewnym momencie pojawia się bowiem głos Jasona, i dopóki się on nie odezwał wszystko było ok. Gdy jednak autorka wprowadza narrację z punktu widzenia Jasona, książka nabiera takiego obrazu jakiego nigdy nie lubię oglądać w literaturze młodzieżowej. Jason jest momentami głupi i to nie chodzi o inteligencję. Momentami jest to nie smaczne, traktuje Eleonore (nawet jeśli w myślach) przedmiotowo. Mnie odrzucał i w ogóle nie mogłam zapałać do niego sympatią. Czułam jakby na siłę tworzono z niego takiego dwuznacznego bohatera. Po prostu nie mogłam go polubić, odrzucały mnie jego momenty i najchętniej bym je pominęła. I to nie wina tego, że autorka pisała z perspektywy chłopaka. Gdy inni zabierali głos było ok. Po prostu Jason nie wyszedł.

Poza tym książka jest naprawdę niezła, Jason trochę zaburzał mi dynamikę akcji, ale ciekawość Eleonor zwyciężała. Autorka bardzo długo ukrywa przyczyny zachowania dziewczyny. Dozuje nam informacje i w zasadzie dostarcza je we właściwych momentach. Nie stroni od opisów rodziny, dla Eleonor rodzina jest bardzo ważna i dobrze to można wyczuć. 

Jest to historia wielopłaszczyznowa emocjonalnie. Na wielu etapach trudna. Tym najbłahszym zdaje się tu być Jason. Bo poza jego zainteresowaniem Eleonore, właściwie każdy aspekt powieści jest ciekawie problematyczny. Najpierw, dość niestety realnie opisane gnębienie przez rówieśników. Godzenie się ze stratą nie tylko rodzica ale i przyjaciół, albo próba radzenia sobie z tym. Nieśmiałość, niepewność, nieprzystosowanie. Książka opisuje wiele trudnych momentów, z którymi boryka się wielu ludzi. Oczywiście tu są one skumulowane w jednej osobie, ale przez to może bardziej wymowne.

Moja trudna ocena tej książki wiąże się właśnie z tym, że chyba wolałabym wszystko oglądać z perspektywy głównej bohaterki. Jak pisałam wyżej części Jasona psuły mi trochę odbiór. Wybijały mnie z rytmu i do końca nie mogę powiedzieć jakie mam zdanie o samym bohaterze. Książka jest jak taki tor roller coasteru. Raz wysoko, raz nisko. Dla samej jednak Eleonore i jej historii warto się tej powieści przyjrzeć. Już dawno nie miałam tak bym jedne elementy tak bardzo w powieści lubiła a drugich najchętniej bym się pozbyła.

Czytając jedna z okładki, szeroko otwieram oczy widząc informację, że to debiut i to tak młodej osoby. Morant miała 17 at gdy zamieściła ten tekst na Wattpad. I jak na tak młodą osobę wyszło jej to całkiem dobrze. Tak więc, jest nadzieja, że pójdzie bardziej w kierunku Eleonore niż Jasona. Chętnie sprawdzę co jeszcze ma do zaoferowania.



Za książkę dziękuję:



Przypominam jeszcze o Mrocznym Readathonie! 
info tu


Czytaj dalej »

wtorek, 23 października 2018

MROCZNY READATHON

Organizuję Readathon
zapraszam do zabawy!


cała akcja odbywa się na moim Instagramie!
Czytaj dalej »

sobota, 13 października 2018

"Dziewczyna, która wybrała swój los" Kasie West

Jeżeli odwiedzaliście już wcześniej ten blog, wiecie jak bardzo lubię Kasie West. Na każdą jej książkę czekałam niecierpliwie i na żadnej się nie zawiodłam. Miałam jednak pewne wątpliwości czy chcę czytać Dziewczynę, która wybrała swój los bo to nie jest West jaką znam. Czy był to udany eksperyment?


Życie Addison Coleman sprowadza się do nieustannego pytania "a co, jeśli..."? Nie byłoby w tym nic nietypowego, gdyby nie fakt, że dziewczyna ma moc Sprawdzania - może wejrzeć w przyszłość i poznać skutki swoich decyzji. Kiedy więc okazuje się, że rodzice Addison postanawiają się rozwieść i stawiają ją przed wyborem, z kim chce zamieszkać, jej niezwykłe zdolności nabierają zupełnie nowego znaczenia...W jednej z wersji przyszłości Addie mieszka z mamą i wiedzie dotychczasowe życie, które zna na wylot, ale które nie jest usłane różami - nęka ją najpopularniejszy chłopak w szkole i sprawa wygląda co najmniej nieciekawie... W drugiej wersji Addison zaczyna nową szkołę i zakochuje się w spokojnym artyście. Uroczo, prawda? Ale i ta rzeczywistość nie jest tak różowa, jak mogłoby się wydawać, bo dziewczyna zostaje wciągnięta w śledztwo w sprawie morderstwa, a sprawy przybierają mroczniejszy obrót. Wiedząc tak wiele i mając równie wiele do stracenia, Addie musi zadecydować, w jakiej rzeczywistości... i bez kogo chce żyć.


Wydaje mi się, że to niepopularna opinia, szczególnie w blogosferze, ale wolę powieści obyczajowe od fantastyki, chociaż tą drugą nie pogardzę. Dziewczyna… nie jest jednak powieścią fantastyczna w 100%, to jak obyczajówka z paranormalnymi elementami.

Kasie West nadal zachowuje to w czym jest dobra. Tworzenie świata, który może być czytelnikowi bliski, bohaterów z którymi może się utożsamiać. Tym razem dodaje elementy, które czynią to wszystko totalnie nieprawdopodobne. Przynajmniej na razie.

Wizja świata w którym są osoby obdarzeni mocami, w którym istnieje cała społeczność wysoko rozwiniętych umysłowo ludzi, gdzie nie tylko technologia ale sami jej mieszkańcy wykraczają poza znane nam normy. Taka wizja jest bardzo ciekawa. Może nie oryginalna, ale mimo to w słowach West wydaje się jakaś taka lekka i świeża.

Nie czytało mi się jej jednak tak szybko jak jej poprzednich powieści. Przyczyn oczywiście  może być wiele ale bez wątpienia jedną z nich jest fakt, że ta książka po prostu jest inna. Inny świat, inni bohaterowie, ale też inne natężenie emocjonalne i dramatyczne. Dziewczyna, która wybrała swój los to nie tylko wariacje na temat możliwości ludzkiego umysłu, która wchodzi już na tereny fantastyki naukowej. To też powieść, która jak się okazuje tylko z pozoru opowiada o życiu pewnej nastolatki. Mając taki potencjał w historii, West wykorzystuje to by zagmatwać, by wprowadzić wątki, które do jej realistycznych powieści nie pasują. Wykorzystuje te możliwości i muszę przyznać, że wychodzi to całkiem ciekawie.

Myślę, że nie jestem jedyną, która zadawała sobie nieraz pytanie: co by było gdyby. Addison też je sobie często zadaje, ale ma nad nami przewagę, że może to sprawdzić. W momencie trudnego wyboru Addie Sprawdza jak w zależności od podjętej decyzji poboczu się jej życie. West prowadzi tak narrację że momentami trudno jest powiedzieć, którą przyszłość właśnie oglądamy. To taki mały minusik, ponieważ momentami tylko imiona dawały mi wskazówkę, która linię czasową właśnie śledzimy. Mimo to jednak, ciągle byłam ciekawa jak potoczną się wydarzenia, którą ścieżkę Addie wybierze i która będzie dla niej najlepsza. I im dalej tym mniej jesteśmy pewni tego wyboru. Książka bowiem nie skupia się tylko na Addie i jej życiu prywatnym. W którymś momencie musimy poruszyć wątek tej niezwykłej społeczności, a wiadomo że gdy w grę wchodzi polityka, społeczeństwo i rzeczy wyższe niż życie prywatne i uczuciowe nastolatków. Wtedy robi się ciekawie. Nie tylko zaczynamy przywiązywać się do obu rzeczywistości Addie, ale by niczego nie spoilerowć, powiem tylko, że w pewnym momencie mamy dużo dramatyzmu. Mam szczerą nadzieję, że West jeszcze bardziej rozszerzy ten wątek w kolejnych tomach.

Jak zwykle w powieściach West udało mi się polubić bohaterów. Addie mimo swoich niezwykłych umiejętności jest taka… normalna. Jej stosunek do świata, rodziców innych bohaterów przypomina mi o tym dlaczego kocham powieści tej autorki. Wątek romantyczny, który tak pojawia się, jest też bardzo naturalny, chociaż niezwykły bo wielowymiarowy, wielo...uniwersalny.

Dziewczyna, która wybrała swój los to nie jest to do czego nas przyzwyczaiła Kasie West. Mnie samej nie czytało się tego tak szybko jak wcześniejsze. Jest też trochę mrocznej. Akcja ma inne tempo, początkowo toczy się troszkę wolniej, ale od pewnego momentu trudno jest się oderwać. Jednak fakt, że jest to coś innego, nie znaczy że nie jest dobre. Jest, naprawdę dobrze się czyta. Może nie będzie to moja ulubiona książka tej autorki, nadal wolę jej powieści obyczajowe, ale chcę wiedzieć co dalej. Chcę wiedzieć więcej o jej wizji świata, do czego zdolne jest to społeczeństwo, jak może ono istnieć w naszym świecie. Chce też wiedzieć więcej o Addie, o jej życiu, jej problemach. I nadal uwielbiam Kasię West i jej pióro.

I jeszcze jedno: to naprawdę genialny materiał na ekranizację!




Za książkę dziękuje:


Czytaj dalej »

środa, 3 października 2018

"Lalkarz z Krakowa" R.M. Romero [premierowo]

Powracam, teraz już tak na poważnie i to z książką, o której z pewnością będzie głośno. Powieści o II Wojnie Światowej, szczególnie w ostatnich latach jest bardzo dużo, nawet dla młodzieży. Wszystkie są mocne, ściskające za serce, bo jak ma być inaczej, gdy mamy do czynienia z tak tragiczna historią. Niektóre jednak trafiają do nas mocniej inne mniej. Czasami nie trzeba być dosłownym w przedstawianiu wydarzeń, można pokazać te niesamowite, straszne historie, trochę inaczej ale efekt będzie tak samo mocny. Taką książką jest Lalkarz z Krakowa.


Kraków, Polska, rok 1939. Za sprawą magii w pewnym sklepie z zabawkami ożywa mała lalka o imieniu Karolina. Karolina zaprzyjaźnia się z Lalkarzem, właścicielem sklepu – miłym, złamanym przez życie człowiekiem.

Kiedy okupacja niemiecka zasnuwa cieniem miasto, Karolina i Lalkarz postanawiają za pomocą czarów uratować przed straszliwym niebezpieczeństwem swoich żydowskich przyjaciół, bez względu na ryzyko.

Jako Polacy, od zawsze mieliśmy do czynienia z bardzo dobrą ale i bardzo trudną literaturą wojenną. Chyba niewiele jest krajów w którym to tak obszerny, tak mocny temat. W szkołach czytaliśmy takie książki o holocauście i zbrodniach wojennych które zostaną w nas na zawsze. Dlatego też, mimo, że jest świetną książką Złodziejka książek nie wywarła na mnie tak wielkiego wrażenia, jak na obserwowanych przeze mnie recenzentach zza granicy. To piękna powieść, ale po Opowiadaniach Borowskiego czy Nałkowskiej chyba nic nie jest w stanie aż tak mną wstrząsnąć. Nie płakałam czytając powieść Zusaka, chociaż wierzę, że jest szalenie ważna, szczególnie, że może być czytana przez młodszych czytelników i pokazuje inną, dziecięca, niemiecką perspektywę. I mimo, że nie chcę Lalkarza z tamtą powieścią porównywać, takie zestawienie od razu mi się narzuca i myślę, że wielu czytelnikom. Obie napisane rzez pisarzy, którzy niewiele mieli z wojną wspólnego, z państw w których wojny jako takiej nie było, obie napisane pod dzieci, obie metaforyczne. A jednak obie dość różne, świetne, podobne, ale jednak różne. Tak, więc w tym momencie odłóżmy Złodziejkę na bok.

Takiej książki jak Lalkarz z Krakowa jeszcze nie było. Napisana przez amerykańską autorkę powieść o Krakowie, Polsce i wojnie, która wpisuje się w ramy gatunku realizmu magicznego. Nie ma takiej książki w Polskiej literaturze, ale bardzo dobrze, że trafia właśnie na półki polskich księgarni. O wojnie i tej okrutnej zbrodni trzeba mówić i można ją też pokazać dzieciom.

Lalkarz z Krakowa zaczyna się jak stara baśń. Znajdujemy się w Krainie Lalek, magicznym, idyllicznym świecie, który zostaje zaatakowany. Z tego trwającego w wojnie świata Karolina- mała lalka, magicznie przenosi się do Krakowa roku 1939, do sklepiku Lalkarza, który od 20 lat wyrabia zabawki i żyje samotnie przy Rynku. Autorka łączy więc świat magiczny z bardzo realistycznym światem Lalkarza. Trudno jest mu początkowo uwierzyć w Karolinę, ale jednak, jego wrażliwość  chyba samotność powodują, że zaprzyjaźnia się z lalką. Ta przyjaźń, tak pięknie opisana to najważniejszy element powieści. Romero nie jest w opisywaniu emocji dosłowna, a jednak tę magiczną więź czuć tu na każdym kroku. Gdyby nie daty i nasza świadomość tego co się wydarzy, na początku powieści, mamy przecież lato 1939 roku, moglibyśmy przypuszczać, że to po prostu bajka, jak Pinokio, przyjemna historyjka do poduszki. Realia są jednak straszne i nieubłagane. Wybucha wojna i jest ona pokazana tu tak prawdziwie, tak smutno, tak ... wyjątkowo.

Autorka świetnie się do książki przygotowała znając historię, znając Kraków, nie raz zastanawiałam się jak wiele pracy musiała włożyć w jej napisanie. Czuje się tu Kraków, jego folklor i specyfikę. Naprawdę, nie wiem czy Polak opisałby go lepiej. Widzi się też dbałość o prawdę historyczną. Autorka pewien czas spędziła w Krakowie, była też wolontariuszką w Auschwitz, czuję, że wiedziała o czym pisze. Przez to też ta książka, mimo magicznych aspektów wydaje się tak realistyczna.

Karolina, lalka, która przecież jest z innego świata, daje nam piękny pretekst do pokazania tej historii trochę inaczej. Jest z jednej strony jak dziecko zadające dużo pytań, ale potrzebnych pytań. Z drugiej strony to ona pomaga Lalkarzowi, to ona będzie powodem dla którego pewna żydowska dziewczynka, zawsze będzie żyć nadzieją. Karolina wnosi tyle magii, ale też folkloru, który sprawia, że dla dziecka ta książka będzie mniej tragiczna, a dla dorosłego... może nawet bardziej, przez soją metaforykę.
Lalkarz to znowu wspaniały człowiek, dowód na to, że nawet w czasach gdzie zło rządziło światem znajdowali się ludzie, skłonni z nim walczyć.
W książce ujrzymy też przekrój krakowskiego społeczeństwa, tego jak wyglądało przed i w trakcie wojny. Jak bardzo te dwa obrazy się różnią. Romero więcej uwagi poświęca społeczności żydowskiej, ze względu na ogrom zbrodni holocaustu i tego jak dobitnie dotknął Kraków. Może brakowało mi trochę w powieści strony Polskiej, dobrej strony polskiej, ale teraz zastanawiam się, czy byłaby potrzebna. Romero i tak udało się pokazać wiele stron medalu i to, jak świat był wtedy niebezpieczny. Nikt nie mógł czuć się spokojny o swój los.

Mogłabym o tej książce wiele jeszcze napisać, ale chcę byście sami odkrywali tę historię.
To trudna powieść, napisana pod dzieci, ale sądzę, ze i dorośli ją docenią, bo każdy z nas inaczej ją odczyta. Dla dziecka to okazja na niekonwencjonalną lekcję historii. Dla dorosłego, który wie co się wydarzy i który od razu odczyta metafory, to również lekcja, ale i przypomnienie, że zło niszczy wszystko bez względu na to kim się jest.

Lalkarz z Krakowa to jedna z tych książek, które na długo ze mną zostaną. Być może na zawsze. Obawiałam się, że napisana przez amerykankę książka o moim mieście, o moim kraju i o tematyce tak bliskiej każdemu z Nas, może jednak być nieprawdziwa w odczuciach. Tymczasem to jak realna jest ta magiczna książka, momentami jest przerażające. W literaturze wojennej im bardziej przerażające tym prawdziwsze.

Całość dopełnia to przepiękne wydanie. Jak coś tak pięknego może mieścić w sobie tyle smutku i tragizmu... te sprzeczne emocje będą wam towarzyszyć podczas całej lektury. Nie będziecie mogli się oderwać. Może uronicie łzę. Może popatrzycie przez okno, wzniesiecie oczy ku niebu i podziękujecie, jeszcze raz, że żyjemy w lepszych czasach. A na końcu, patrząc na przeszłość, będziecie chcieli sprawić by to nigdy się nie powtórzyło.

Zaczynając od twoich sąsiadów i bliźnich. Zwalczając nienawiść, rasizm, uprzedzenia i zło. Bo to one w czasie wojny wygrywały.






Za egzemplarz książki dziękuję:
Czytaj dalej »

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia