O książce Służące zrobiło się głośno, gdy do kin trafił film z Emmą Stone i Violą Davis w rolach głównych. Swoją drogą bardzo dobry film, który z perspektywy książki, jest bardzo dobrą, chociaż nie idealną ekranizacją.
"Dwudziestotrzyletnia Skeeter właśnie powróciła do domu po ukończeniu studiów. Ma wyższe wykształcenie, jest jednak rok 1962, a Skeeter mieszak w Missisipi. Jej matka nie spocznie, dopóki na palcu córki nie zobaczy obrączki. W zwykłych okolicznościach Skeeter szukałaby pociechy u ukochanej służącej Constantine, która ją wychowała, ale Constantine znika i nikt nie chce wyjawić Skeeter.
Aibileen to czarna służąca, mądra i godna szacunku. Wychowuje już siedemnaste białe dziecko, ale doświadcza wewnętrznej przemiany po śmierci syna, który zginął, wykonujac ciężką fizyczną pracę, w nieodpowiednich warunkach. Jest ogromnie oddana dziewczynce, którą się opiekuje, choć wie, że prędzej czy później dojdzie zapewne do bolesnego rozstania.
Minny, najlepsza przyjaciółka Aibileen, to niska, tęga i chyba najbardziej pyskata kobieta w stanie Missisipi. Umie gotować jak nikt na świecie, ale nie jest w stanie trzymać języka za zębami, więc straciła kolejną pracę. Minny w końcu udaje się znaleźć zajęcie u kobiety spoza miasta, która nie miała okazji poznać jej reputacji. Nowa szefowa Minny ma jednak własne sekrety."*
Postanawiają połączyć siły i napisać książkę, po wydaniu której całe Missisipi może ulec zmianie.
Zawsze, czytając książki, mam kilka kryteriów jej oceniania.
Po pierwsze tempo w jakim się ją czyta. Bym mogła cokolwiek przeczytać, muszę wpaść w rytm. Musi mnie wciągnąć już po kilku stronach, bym jej nie odłożyła, inaczej zwyczajnie się nudzę. Służące nie zaczynają się od wielkiego "bum!", autorka powoli i umiejętnie rozbudza naszą ciekawość. W momencie przekroczenia połowy książki, rośnie ona tak bardzo, że resztę pochłania się w oka mgnieniu.
Po drugie pomysł, czy fabuła. Przeczytać coś oryginalnego jest łatwiejsze, niż coś takiego obejrzeć. Jednak pisarze również popadają w rutynę. Służące z pewnością są dalekie od schematów. Historia jest świeża i poruszająca, a do tego niezwykle ciekawa. Temat segregacji rasowej jest mi nieznany. Jeżeli chodzi o służbę czarnoskórych u białych, na myśl przychodzi nam głównie Mammy z Przeminęło z wiatrem, ale, jak w Służących jest wyraźnie zaznaczone, Margaret Michell pokazuje Mammy jako oddaną i kochana służącą, jednak nikt nie wie co ona czuła, nikt nie pokazał jak wygląda świat jej oczami. Służące stanowią więc całkowite przeciwieństwo. Poznać życie w Missisipi w latach 60. z punktu widzenia służby jest nie tyle ciekawe, co wręcz zajmujące i do tego stopnia, że zaczynasz wsiąkać w akcję (która problematyką niejednokrotnie doprowadza do szału)- to fantastyczne!
Po trzecie styl. Jeżeli jest koszmarny, nawet najlepszy pomysł się nie obroni. Gdy książka jest napisana przez analfabetę, widać to po pierwszych zdaniach. Często też można rozpoznać, że dany tytuł jest pierwszym w karierze autora. Służące to debiut Kathryn Stockett i w żadnym zdaniu, nawet w podziękowaniach, nie da się tego wyczuć. Styl autorki jest świetny, przemyślany. Najciekawszym zabiegiem jakim się posłużyła jest prowadzenie narracji z 4 perspektyw. Historię opowiadają trzy kobiety, każda mówi swoim własnym językiem. Skeeter jest wykształconą, absolwentką collegu, Aibileen to prosta ale inteligentna kobieta, natomiast jej przyjaciółka Minny to pyskata, rezolutna mistrzyni wypieków. Wszystkie te cechy możemy wywnioskować z samego sposobu narracji i języka. Ponadto autorka wprowadza również trzecioosobową narrację w czasie teraźniejszym. Jest to jeden z najciekawszych zabiegów literackich, tego typu, z jakimi miałam do czynienia. Do tego niezwykle umiejętnie zastosowany.
Następnie bohaterowie. Bohaterowie Stockett są prawdziwi, poruszający. Ich życiorysy to pasmo wzlotów i upadków, śmiechu i płaczu. Wszyscy są świetnie napisani, nawet te wstrętne wypacykowane białe paniusie tworzące pozory swojej wspaniałości, a główne bohaterki to odważne i zdeterminowane kobiety, które zwalczają wszelkie przeciwności.
Służące to poruszająca opowieść o życiu. Wzrusza i szokuje. Kilka razy wybuchałam głośnym śmiechem, albo komentowałam książkę na głos. Jest to powieść jakich nam potrzeba. Może w naszym kraju odbiera się ją tylko jako dobrą beletrystykę, ale idę o zakład, że w USA wywarła spore wrażanie. Opisuje prawdę i z pewnością trafia w czułe punkty tolerancyjnej "równej", amerykańskiej społeczności. Książka pokazuje jak niewiele jest różnic między ludźmi, bez względu na kolor skóry, wyznanie, czy pochodzenie.
Kathryn Stockett pisze:
" Czy nie taki był sens książki? Czy nie chodziło o to, żeby kobiety zrozumiały: "Jesteśmy tylko dwiema istotami ludzkimi, nie tak znowu wiele nas dzieli. Znacznie mniej, niż sądziłam".
i wydaje mi się, że ten fragment nie tylko odnosi się do książki jaką tworzą bohaterki, ale również idealnie do samych Służących. Otwiera oczy na sporo spraw w ciekawy i porywający sposób.
Gorąco polecam!
*Opis zaczerpnięty z okładki :)