Powracam, teraz już tak na poważnie i to z książką, o której z pewnością będzie głośno. Powieści o II Wojnie Światowej, szczególnie w ostatnich latach jest bardzo dużo, nawet dla młodzieży. Wszystkie są mocne, ściskające za serce, bo jak ma być inaczej, gdy mamy do czynienia z tak tragiczna historią. Niektóre jednak trafiają do nas mocniej inne mniej. Czasami nie trzeba być dosłownym w przedstawianiu wydarzeń, można pokazać te niesamowite, straszne historie, trochę inaczej ale efekt będzie tak samo mocny. Taką książką jest Lalkarz z Krakowa.
Kraków, Polska, rok 1939. Za sprawą magii w pewnym sklepie z zabawkami ożywa mała lalka o imieniu Karolina. Karolina zaprzyjaźnia się z Lalkarzem, właścicielem sklepu – miłym, złamanym przez życie człowiekiem.
Kiedy okupacja niemiecka zasnuwa cieniem miasto, Karolina i Lalkarz postanawiają za pomocą czarów uratować przed straszliwym niebezpieczeństwem swoich żydowskich przyjaciół, bez względu na ryzyko.
Jako Polacy, od zawsze mieliśmy do czynienia z bardzo dobrą ale i bardzo trudną literaturą wojenną. Chyba niewiele jest krajów w którym to tak obszerny, tak mocny temat. W szkołach czytaliśmy takie książki o holocauście i zbrodniach wojennych które zostaną w nas na zawsze. Dlatego też, mimo, że jest świetną książką Złodziejka książek nie wywarła na mnie tak wielkiego wrażenia, jak na obserwowanych przeze mnie recenzentach zza granicy. To piękna powieść, ale po Opowiadaniach Borowskiego czy Nałkowskiej chyba nic nie jest w stanie aż tak mną wstrząsnąć. Nie płakałam czytając powieść Zusaka, chociaż wierzę, że jest szalenie ważna, szczególnie, że może być czytana przez młodszych czytelników i pokazuje inną, dziecięca, niemiecką perspektywę. I mimo, że nie chcę Lalkarza z tamtą powieścią porównywać, takie zestawienie od razu mi się narzuca i myślę, że wielu czytelnikom. Obie napisane rzez pisarzy, którzy niewiele mieli z wojną wspólnego, z państw w których wojny jako takiej nie było, obie napisane pod dzieci, obie metaforyczne. A jednak obie dość różne, świetne, podobne, ale jednak różne. Tak, więc w tym momencie odłóżmy Złodziejkę na bok.
Takiej książki jak Lalkarz z Krakowa jeszcze nie było. Napisana przez amerykańską autorkę powieść o Krakowie, Polsce i wojnie, która wpisuje się w ramy gatunku realizmu magicznego. Nie ma takiej książki w Polskiej literaturze, ale bardzo dobrze, że trafia właśnie na półki polskich księgarni. O wojnie i tej okrutnej zbrodni trzeba mówić i można ją też pokazać dzieciom.
Lalkarz z Krakowa zaczyna się jak stara baśń. Znajdujemy się w Krainie Lalek, magicznym, idyllicznym świecie, który zostaje zaatakowany. Z tego trwającego w wojnie świata Karolina- mała lalka, magicznie przenosi się do Krakowa roku 1939, do sklepiku Lalkarza, który od 20 lat wyrabia zabawki i żyje samotnie przy Rynku. Autorka łączy więc świat magiczny z bardzo realistycznym światem Lalkarza. Trudno jest mu początkowo uwierzyć w Karolinę, ale jednak, jego wrażliwość chyba samotność powodują, że zaprzyjaźnia się z lalką. Ta przyjaźń, tak pięknie opisana to najważniejszy element powieści. Romero nie jest w opisywaniu emocji dosłowna, a jednak tę magiczną więź czuć tu na każdym kroku. Gdyby nie daty i nasza świadomość tego co się wydarzy, na początku powieści, mamy przecież lato 1939 roku, moglibyśmy przypuszczać, że to po prostu bajka, jak Pinokio, przyjemna historyjka do poduszki. Realia są jednak straszne i nieubłagane. Wybucha wojna i jest ona pokazana tu tak prawdziwie, tak smutno, tak ... wyjątkowo.
Autorka świetnie się do książki przygotowała znając historię, znając Kraków, nie raz zastanawiałam się jak wiele pracy musiała włożyć w jej napisanie. Czuje się tu Kraków, jego folklor i specyfikę. Naprawdę, nie wiem czy Polak opisałby go lepiej. Widzi się też dbałość o prawdę historyczną. Autorka pewien czas spędziła w Krakowie, była też wolontariuszką w Auschwitz, czuję, że wiedziała o czym pisze. Przez to też ta książka, mimo magicznych aspektów wydaje się tak realistyczna.
Karolina, lalka, która przecież jest z innego świata, daje nam piękny pretekst do pokazania tej historii trochę inaczej. Jest z jednej strony jak dziecko zadające dużo pytań, ale potrzebnych pytań. Z drugiej strony to ona pomaga Lalkarzowi, to ona będzie powodem dla którego pewna żydowska dziewczynka, zawsze będzie żyć nadzieją. Karolina wnosi tyle magii, ale też folkloru, który sprawia, że dla dziecka ta książka będzie mniej tragiczna, a dla dorosłego... może nawet bardziej, przez soją metaforykę.
Lalkarz to znowu wspaniały człowiek, dowód na to, że nawet w czasach gdzie zło rządziło światem znajdowali się ludzie, skłonni z nim walczyć.
W książce ujrzymy też przekrój krakowskiego społeczeństwa, tego jak wyglądało przed i w trakcie wojny. Jak bardzo te dwa obrazy się różnią. Romero więcej uwagi poświęca społeczności żydowskiej, ze względu na ogrom zbrodni holocaustu i tego jak dobitnie dotknął Kraków. Może brakowało mi trochę w powieści strony Polskiej, dobrej strony polskiej, ale teraz zastanawiam się, czy byłaby potrzebna. Romero i tak udało się pokazać wiele stron medalu i to, jak świat był wtedy niebezpieczny. Nikt nie mógł czuć się spokojny o swój los.
Mogłabym o tej książce wiele jeszcze napisać, ale chcę byście sami odkrywali tę historię.
To trudna powieść, napisana pod dzieci, ale sądzę, ze i dorośli ją docenią, bo każdy z nas inaczej ją odczyta. Dla dziecka to okazja na niekonwencjonalną lekcję historii. Dla dorosłego, który wie co się wydarzy i który od razu odczyta metafory, to również lekcja, ale i przypomnienie, że zło niszczy wszystko bez względu na to kim się jest.
Lalkarz z Krakowa to jedna z tych książek, które na długo ze mną zostaną. Być może na zawsze. Obawiałam się, że napisana przez amerykankę książka o moim mieście, o moim kraju i o tematyce tak bliskiej każdemu z Nas, może jednak być nieprawdziwa w odczuciach. Tymczasem to jak realna jest ta magiczna książka, momentami jest przerażające. W literaturze wojennej im bardziej przerażające tym prawdziwsze.
Całość dopełnia to przepiękne wydanie. Jak coś tak pięknego może mieścić w sobie tyle smutku i tragizmu... te sprzeczne emocje będą wam towarzyszyć podczas całej lektury. Nie będziecie mogli się oderwać. Może uronicie łzę. Może popatrzycie przez okno, wzniesiecie oczy ku niebu i podziękujecie, jeszcze raz, że żyjemy w lepszych czasach. A na końcu, patrząc na przeszłość, będziecie chcieli sprawić by to nigdy się nie powtórzyło.
Zaczynając od twoich sąsiadów i bliźnich. Zwalczając nienawiść, rasizm, uprzedzenia i zło. Bo to one w czasie wojny wygrywały.
Takiej książki jak Lalkarz z Krakowa jeszcze nie było. Napisana przez amerykańską autorkę powieść o Krakowie, Polsce i wojnie, która wpisuje się w ramy gatunku realizmu magicznego. Nie ma takiej książki w Polskiej literaturze, ale bardzo dobrze, że trafia właśnie na półki polskich księgarni. O wojnie i tej okrutnej zbrodni trzeba mówić i można ją też pokazać dzieciom.
Lalkarz z Krakowa zaczyna się jak stara baśń. Znajdujemy się w Krainie Lalek, magicznym, idyllicznym świecie, który zostaje zaatakowany. Z tego trwającego w wojnie świata Karolina- mała lalka, magicznie przenosi się do Krakowa roku 1939, do sklepiku Lalkarza, który od 20 lat wyrabia zabawki i żyje samotnie przy Rynku. Autorka łączy więc świat magiczny z bardzo realistycznym światem Lalkarza. Trudno jest mu początkowo uwierzyć w Karolinę, ale jednak, jego wrażliwość chyba samotność powodują, że zaprzyjaźnia się z lalką. Ta przyjaźń, tak pięknie opisana to najważniejszy element powieści. Romero nie jest w opisywaniu emocji dosłowna, a jednak tę magiczną więź czuć tu na każdym kroku. Gdyby nie daty i nasza świadomość tego co się wydarzy, na początku powieści, mamy przecież lato 1939 roku, moglibyśmy przypuszczać, że to po prostu bajka, jak Pinokio, przyjemna historyjka do poduszki. Realia są jednak straszne i nieubłagane. Wybucha wojna i jest ona pokazana tu tak prawdziwie, tak smutno, tak ... wyjątkowo.
Autorka świetnie się do książki przygotowała znając historię, znając Kraków, nie raz zastanawiałam się jak wiele pracy musiała włożyć w jej napisanie. Czuje się tu Kraków, jego folklor i specyfikę. Naprawdę, nie wiem czy Polak opisałby go lepiej. Widzi się też dbałość o prawdę historyczną. Autorka pewien czas spędziła w Krakowie, była też wolontariuszką w Auschwitz, czuję, że wiedziała o czym pisze. Przez to też ta książka, mimo magicznych aspektów wydaje się tak realistyczna.
Karolina, lalka, która przecież jest z innego świata, daje nam piękny pretekst do pokazania tej historii trochę inaczej. Jest z jednej strony jak dziecko zadające dużo pytań, ale potrzebnych pytań. Z drugiej strony to ona pomaga Lalkarzowi, to ona będzie powodem dla którego pewna żydowska dziewczynka, zawsze będzie żyć nadzieją. Karolina wnosi tyle magii, ale też folkloru, który sprawia, że dla dziecka ta książka będzie mniej tragiczna, a dla dorosłego... może nawet bardziej, przez soją metaforykę.
Lalkarz to znowu wspaniały człowiek, dowód na to, że nawet w czasach gdzie zło rządziło światem znajdowali się ludzie, skłonni z nim walczyć.
W książce ujrzymy też przekrój krakowskiego społeczeństwa, tego jak wyglądało przed i w trakcie wojny. Jak bardzo te dwa obrazy się różnią. Romero więcej uwagi poświęca społeczności żydowskiej, ze względu na ogrom zbrodni holocaustu i tego jak dobitnie dotknął Kraków. Może brakowało mi trochę w powieści strony Polskiej, dobrej strony polskiej, ale teraz zastanawiam się, czy byłaby potrzebna. Romero i tak udało się pokazać wiele stron medalu i to, jak świat był wtedy niebezpieczny. Nikt nie mógł czuć się spokojny o swój los.
Mogłabym o tej książce wiele jeszcze napisać, ale chcę byście sami odkrywali tę historię.
To trudna powieść, napisana pod dzieci, ale sądzę, ze i dorośli ją docenią, bo każdy z nas inaczej ją odczyta. Dla dziecka to okazja na niekonwencjonalną lekcję historii. Dla dorosłego, który wie co się wydarzy i który od razu odczyta metafory, to również lekcja, ale i przypomnienie, że zło niszczy wszystko bez względu na to kim się jest.
Lalkarz z Krakowa to jedna z tych książek, które na długo ze mną zostaną. Być może na zawsze. Obawiałam się, że napisana przez amerykankę książka o moim mieście, o moim kraju i o tematyce tak bliskiej każdemu z Nas, może jednak być nieprawdziwa w odczuciach. Tymczasem to jak realna jest ta magiczna książka, momentami jest przerażające. W literaturze wojennej im bardziej przerażające tym prawdziwsze.
Całość dopełnia to przepiękne wydanie. Jak coś tak pięknego może mieścić w sobie tyle smutku i tragizmu... te sprzeczne emocje będą wam towarzyszyć podczas całej lektury. Nie będziecie mogli się oderwać. Może uronicie łzę. Może popatrzycie przez okno, wzniesiecie oczy ku niebu i podziękujecie, jeszcze raz, że żyjemy w lepszych czasach. A na końcu, patrząc na przeszłość, będziecie chcieli sprawić by to nigdy się nie powtórzyło.
Zaczynając od twoich sąsiadów i bliźnich. Zwalczając nienawiść, rasizm, uprzedzenia i zło. Bo to one w czasie wojny wygrywały.
Za egzemplarz książki dziękuję:
Książka jest naprawdę pięknie wydana. Bardzo chętnie ją przeczytam, na pewno wywoła we mnie morze emocji. Lubię czytać książki o wojnie, a takiej z pewnością jeszcze nie czytałam.
OdpowiedzUsuńKsiążka zaciekawiła mnie najpierw tytułem i piękną okładką. Cieszę się, że również jej treść jest tak zachęcająca. Jeszcze bardziej się cieszę, że moje miasto pokazane jest w sposób rzeczywisty i prawdziwy. Tak, też mieszkam od lat w Krakowie :)
OdpowiedzUsuńPiękna książka i niezwykła historia :)
OdpowiedzUsuńMyślę, że ta książka mi się spodoba - bo opowiada o wojnie inaczej - tak samo jak cudowny, jeden z moich ulubionych film "Życie jest piękne", który bardzo Ci polecam :)
OdpowiedzUsuńTa książka już zdążyła mi się przewinąć kilka razy w przestworzach internetu, ale dopiero po Twojej recenzji mam ochotę ją przeczytać.
OdpowiedzUsuńŚliczna okłada a i sama zawartość wydaje się ciekawa ^^ postaram się po nią sięgnąć w najbliższym czsie :P my-dream-is-love.blogspot.com
OdpowiedzUsuńOkładka mnie zauroczyła, a wnętrze niezwykle mocno zaciekawiło. Na pewno będę czytać:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Justyna z http://livingbooksx.blogspot.com