O tej książce było głośno w zeszłym roku, oj było. Ale często jest tak, że jak jest o czymś głośno to niekoniecznie równa się to jakości książki. O Pięćdziesięciu twarzach Greya też było głośno. Ale Marsjanin to co innego, to książka, która była wszędzie bo wielu deklarowało, że to jedna z najlepszych książek jakie czytali w tamtym roku. Teraz gdy film został nominowany do Oscara, nie mogłam dłużej zwlekać. Dzięki rodzicom, od których dostałam Marsjanina (w tej pięknej, oryginalnej okładce, chociaż bardzo lubię Matta Damona) wreszcie przyszedł czas bym i ja mogła się przekonać o co tyle szumu.
Zdjęcie z okładki pochodzi od NASA - czy to nie super!?
Mark Watney kilka dni temu był jednym z pierwszych ludzi, którzy stanęli na Marsie. Teraz jest pewien, że będzie pierwszym, który tam umrze!
Straszliwa burza piaskowa sprawia, że marsjańska ekspedycja, w której skład wchodzi Mark Watney, musi ratować się ucieczką z Czerwonej Planety. Kiedy ciężko ranny Mark odzyskuje przytomność, stwierdza, że został na Marsie sam w zdewastowanym przez wichurę obozie, z minimalnymi zapasami powietrza i żywności, a na dodatek bez łączności z Ziemią. Co gorsza, zarówno pozostali członkowie ekspedycji, jak i sztab w Houston uważają go za martwego, nikt więc nie zorganizuje wyprawy ratunkowej; zresztą, nawet gdyby wyruszyli po niego niemal natychmiast, dotarliby na Marsa długo po tym, jak zabraknie mu powietrza, wody i żywności.
Czyżby to był koniec? Nic z tego! Mark rozpoczyna heroiczną walkę o przetrwanie, w której równie ważną rolę co naukowa wiedza, zdolności techniczne i pomysłowość odgrywają niezłomna determinacja i umiejętność zachowania dystansu wobec siebie i świata, który nie zawsze gra fair…
Facet zostaje sam na Marsie! I tak zaraz umrze! - moglibyście pomyśleć. Fakt mimo, że opis książki jest niezwykle intrygujący logika podpowiada nam, że to nie może potrwać długo, a jedyną ciekawą rzeczą będzie moment jak Markowi braknie powietrza i umrze. Cóż ciekawego może dziać się na Marsie gdzie wszystko jest piaszczyste i czerwone?
Otóż bardzo dużo, bo nawet jeżeli przyszłość maluje się w bardzo ponurych barwach, fabuła jest tak ciekawa, że nie myślimy za bardzo o tym jak się to może skończyć, a o tym jaki jest kolejny ruch.
Gdybym to ja została na Marsie, lata świetlne od Ziemi, bez żadnego kontaktu z ludzkością, pewnie umarłabym w kilka dni, bo zjadłabym wszystkie zapasy, zepsuła skafander, lub uszkodziła bazę. Albo nawet bym do niej nie dotarła, siadła zrozpaczona pośrodku pustkowia i czekała aż mi się skończy tlen. Ale Mark to co innego, Mark mimo, że wie, że ma przesrane wie też, że ma dwie opcje- załamać się i umrzeć (co pewnie bym ja wybrała) albo spróbować przeżyć jak najdłużej, ponieważ wie że kolejna misja na Marsa jest w przygotowaniu. Mark chociaż się postara, co mu szkodzi, czasu ma dużo.
Książka jest pełna napięcia i wyczekiwania. Od samego początku trzyma w uścisku i tak naprawdę do samego końca napięcie rośnie, ani na moment nie zwalnia. Jest to niesamowita książka o sile człowieka, determinacji i woli walki. O odwadze, o pokonywaniu niewyobrażalnych przeszkód. Jest to historia jakiej jeszcze nie było. Zapomnijcie o Grawitacji, o Interstellar. Marsjanin to coś wyjątkowego.
Na pierwszy plan wysuwa się wielostopniowa tragedia: człowiek pozostawiony na pastwę losu na obcej planecie, ekipa, która go tam zostawiła przeżywa załamanie, na Ziemi wszyscy go opłakują. Wszystko jest do dupy. I rzeczywiście może to wam przypominać wyżej wymienione filmy, dodatkowo Apollo 13 czy Armagedon. Andy Weir dokonał jednak czegoś, czego się nie spodziewałam. Z dramatu stworzył przygodę okraszoną wyjątkowym humorem, którego nikt by po takiej tematyce nie oczekiwał. Mark to bohater silny, odważny, zabawny, którego narracja sprawia, że mimo, że w sumie pewnie umrze co sam podkreśla, nie czujesz jego tragedii. Albo czujesz, ale nie jest tak przytłaczająca, ponieważ nawet jak mówi, że wszystko spieprzył, potrafi zachować odrobinę optymizmu. Nie da się go nie lubić i mu nie kibicować. Niezbyt często śmieję się na głos czytając. Tu śmiałam się non stop. Gdy człowiek ma tak już totalnie przesrane to co ci pozostaje? -myślę, że taka jest dewiza Marka. Jest niesamowity.
Książka skrzy się humorem, ale też idealną dawką dramaturgi, która w tym przypadku była nieodzowna. Ostatnie kilka stron spędziłam w jednej pozycji, mocno ściekając książkę, na wdechu czekając jak to się skończy.
Marsjanin, poza niezwykle ciekawą i zajmującą, i fascynującą historią to jeszcze książka, która jest ciekawa nie tylko ze względu na fabułę i bohaterów. Styl w jakim jest napisana jest niezwykły. Wielopłaszczyznowa narracja, wiele przeskoków, wiele typów stylistycznych. Językowo doskonały, co nie tylko sprawia dużą czytelniczą przyjemność, ale dodaje książce dodatkowych walorów. Akcja płynie niczym w dobrym filmie i dzięki temu nie da się nudzić. Widać tu też dbałość o szczegóły, przygotowanie i dopracowanie wszystkiego. Tak jakby Weir miał wgląd w dokumenty NASA. Niezwykły realizm. Książka pełna naukowych i technicznych szczegółów dostarczonych tak, że nawet jeżeli macie problem z obsługą kuchenki mikrofalowej, zrozumiecie jak skonstruowany jest marsjański łazik.
W tej książce podoba mi się absolutnie wszystko. Nieczęsto zdarzają się lektury w których akceptuję każdy element- tu biorę pełen pakiet.
Jednak poza czystą przyjemnością książka daje jednak sporo do myślenia. Nie tylko o przyszłości ludzkości, o tym co moglibyśmy osiągnąć (a co się szybko nie wydarzy ze względu na cięcia kosztów NASA). Przypomina w sposób bardzo klarowny o tym kim są ludzie. Możemy myśleć, że jesteśmy samolubni i coraz mniej się przejmujemy, ale jak pisze Weir w pewnym momencie, każda istota ludzka ma naturalny instynkt pomagania i troszczenia się o innych. Nawet jeżeli tak nie uważamy, to w obliczu katastrofy, każda ludzka jednostka jest ważna. Ta własnie myśl i poczucie, że człowieka jest stać na dużo więcej niż sam przypuszczał jest potęgą Marsjanina.
Gdyby ktoś miał mnie spytać jaką książkę powinien przeczytać, chociaż nie czyta dużo, albo co powinien kupić, chociaż rzadko kupuje książki, teraz z czystym sumieniem mogę polecić tę pozycję.
Marsjanin to książka pełna akcji, wybornego żartu, idealnej dawki dramaturgii, fantastycznych postaci, świetnego języka. Dla mnie pakiet doskonały!
Recenzji filmu możecie spodziewać się trochę później.