piątek, 30 stycznia 2015

Oscary 2015 cz.2 - Gra tajemnic i Teoria wszystkiego

albo

Tragiczna historia geniuszu


Tak właśnie można byłoby zatytułować obie recenzje.


Gra tajemnic


Gra tajemnic to film ukazujący inne oblicze wojny, wojny która zamiast na froncie, toczyła się w głowach geniuszy, próbujących znaleźć sposób by pokonać wroga.
Gra tajemnic to opowieść o grupce ludzi, którzy podczas wojny zajmowali się rozwiązywaniem najtrudniejszej zagadki tamtych czasów- Enigmy. Dla większości Polaków pewnie ujmą będzie pominięcie, a raczej przyciszenie wkładu naszych lingwistów i kryptologów w historię Enigmy, jednak tamte wydarzenia i pierwsze łamania szyfrów były podwaliną dalszych wydarzeń ukazanych w filmie (co zostało zresztą, na marginesie, wspomniane).
Pomijając jednak naszą dumę narodową i traktując film jako film, Grę tajemnic ogląda się nadspodziewanie dobrze. Zawdzięczamy to zarówno scenariuszowi, grze aktorskiej, zdjęciom czy rewelacyjnej muzyce.
Idąc do kina nie miałam wielkich oczekiwań. Od pewnego czasu mam przesyt filmów wojennych, jakby II wojna światowa była jedynym ciekawym tematem. Poza tym nie jest to też pierwszy film o tej maszynie. Fascynują mnie jednak genialni ludzie niezrozumiali przez świat, muszący radzić sobie z otoczeniem w chwilach, gdy myśli wybiegają znacznie ponad przeciętne rozumowanie. Dlatego też pokochałam serial Sherlock i właśnie w tym miejscu należy zwrócić uwagę na najjaśniejszą stronę filmu czyli Benedicta Cumberbatcha. Prawdą jest, że w jego postaci możemy odnaleźć wiele  z Sherlocka, ale tak jest tylko na początku. W pewnym momencie dostrzegamy drobne szczegóły jak układ ust czy dłoni i wiemy, że nie mamy do czynienia z Benedictem odtwarzającym swoją serialową rolę ale z Alenaem Turingiem. Cumberbatch idealnie naddaje się do ról aspołecznych geniuszy i nie przeszkadzałoby mi gdyby zagrał więcej takich postaci. 
Gra tajemnic to film, który posiada chyba wszystkie elementy, które powinien by spodobać się publiczności: zrobiony z rozmachem, wartką akcją tocząca się płynnie na trzech płaszczyznach czasowych, świetną obsadą z wielkimi nazwiskami, oparty na faktach. Wszystko dopełniają na prawdę dobre zdjęcia i humor, którego nie brakuje, a który idealnie zgrywa się z dramatyzmem wojny i postaci Turinga.

Najlepszy film Ido Ostrowsky, Nora Grossman, Teddy Schwarzman
Najlepszy aktor pierwszoplanowy Benedict Cumberbatch
Najlepsza aktorka drugoplanowa Keira Knightley
Najlepszy reżyser Morten Tyldum
Najlepszy scenariusz adaptowany Graham Moore
Najlepsza muzyka oryginalna Alexandre Desplat
Najlepsza scenografia Maria Djurkovic,Tatiana Macdonald
Najlepszy montaż William Goldenberg
Już teraz wiem, że Gra tajemnic nie jest najlepszym filmem roku, ponieważ nie jest czymś czego wcześniej byśmy nie widzieli. Nie zmienia to faktu, że jest filmem bardzo dobrym! Poza tym Benedict też raczej nie ma co liczyć na Oscara mając tak mocną konkurencję i tu nadal będę obstawiać Keatona. Keira wspaniała, na prawdę podobała mi się bardzo, jedna z jej lepszych ról w ostatnich latach. Poza tym oczywiście zasłużone nominacje. Ze smutkiem jednak stwierdzam, że na aż 8, statuetek może być bardzo mało. Niestety. 


Teoria wszystkiego


Stephen Hawking to postać niezwykła, która budzi myślę podziw u każdego kto trochę wgłębi się w jego biografię i osiągnięcia. Wszyscy ci, którzy oczekują jednak, że obejrzą film o rodzeniu się geniuszu mogą być zaskoczeni.
Teoria wszystkiego oparta nie jest na wspomnieniach Hawkinga ani na jego teoriach, to historia oparta na książce jego żony z którą spędził 30 lat życia. 
Nie będzie tu zaawansowanej fizyki, teorii czarnych dziur czy krótkiej historii czasu. Dostaniecie opowieść o miłości, rodzinie i postępującej chorobie. O geniuszu, który myśleniem wyprzedzał wszystkich dookoła, a który fizycznie przechodził przez piekło niedołęstwa. 
I mimo całego podziwu dla tego jak wyglądało ich małżeństwo, to osobiście całkowicie pochłonęła mnie postać Hawkinga. Chodzi o to, że film oparty na relacji żony, jak pewnie sama książka, wygląda na wyidealizowaną opowieść o tym, że nawet tak paskudna choroba nie przeszkadza w miłości. Osobiście bym wątpiła, że może być tak idealnie. Jeżeli to co widziałam jest prawdą to na prawdę zazdroszczę im obojgu, że się znaleźli i że tyle przetrwali. Ale odchodząc od oceny fabuły, skupmy się na faktach. Teoria wszystkiego to bardzo elegancko skonstruowana opowieść, która wycisnęła ze mnie nie jedną łzę. Umiejętnie grająca emocjami i pięknymi obrazkami, podparta świetną muzyką stanowi obrazek idealny. 
I do tego gra aktorska. Eddie Redmayne nie należy do moich ulubionych aktorów, ale już po 20 minutach Teorii wszystkiego wiedziałam, że jest w roli Hawkinga genialny. Jest taki jeden moment, pod koniec filmu (podczas wykładu) kiedy dokładnie widzimy jak przeobraził się Eddie, jak bardzo musiał się zmienić. Dla mnie genialna rola.
Teoria wszystkiego, może nie jest filmem na miarę najlepszego filmu roku, jednak jest filmem biograficznym na wysokim poziomie. Sprawia, że o Hawkingu chcemy wiedzieć więcej. Jestem pewna, że wiele osób będzie chciało go lepiej poznać dowiedzieć się czy to co zobaczyli jest prawdą. Cieszę się, że go widziałam i pomijając taki lekki zgrzyt co do tego czy tak było, czy nie, uważam, że jest godny polecenia. 

Najlepszy film Anthony McCarten, Eric Fellner,Lisa Bruce, Tim Bevan
Najlepszy aktor pierwszoplanowy Eddie Redmayne
Najlepsza aktorka pierwszoplanowa Felicity Jones
Najlepszy scenariusz adaptowany Anthony McCarten
Najlepsza muzyka oryginalna Jóhann Jóhannsson

Jeżeli Michael Keaton nie dostanie Oscara to dostanie go najprawdopodobniej Redmayne. Poza tym każda nominacja zasłużona i chyba tylko Oscarem za film i dla aktorki byłabym lekko zawiedziona. 



Oba wyżej wymienione filmy mogę zaliczyć do tych co tak pieszczotliwie drażnią moje szare komórki. Wzruszają i bawią. Są świetną rozrywką o ile możemy o niej mówić w przypadku tak tragicznych, nie da się tego ukryć, historii. Gra tajemnic przypomina mi troszkę Piękny umysł i rzeczywiście podobnie budzi we mnie gniew dla społeczeństwa, za ignorancję i nie poszanowanie geniuszu. Teoria wszystkiego wywarła na mnie taki sam (chociaż może jednak troszkę mniejszy) efekt co Chce się żyć. I teraz analizując te dwa filmy, ponownie smutno mi, że Dawid Ogrodnik urodził się w Polsce, że tak genialna gra nie trafi na karty historii kina którą jednak piszą amerykanie. A przecież Eddie nie był w cale lepszy niż Dawid.
Czytaj dalej »

wtorek, 27 stycznia 2015

Nadrabianie oscarowych zaległości- Rydwany ognia.

Niedawno w głowie zaświtał mi pomysł, dość szalony (szaleństwo!), by nadrobić oscarowe zaległości. Jest wiele filmów, które na przestrzeni lat dostały tę najważniejszą statuetkę, w tej najważniejszej kategorii, a których ja nie miałam okazji obejrzeć. Zabrałam się więc do wypełninia ambitnego planu i tak wybrałam wszystkie filmy od roku 1950, które były najlepsze, przygotowałam losy i teraz raz w tygodniu możecie się spodziewać notki "Nadrabianie oscarowych zaległości". W każdy weekend będę oglądać coś nowego, nie będę oszukiwać, daję słowo. Może podpowiem wam dzięki temu co warto, a co nie warto zobaczyć. Sprawdzę też gust Akademii, z którym czasem jest kiepsko. No cóż, do dzieła. 

Pierwszy los:

Rydwany ognia (1981)



Zanim zrobicie cokolwiek, zanim zaczniecie czytać, chciałabym byście uruchomili poniższy filmik, żeby muzyka ta leciała wam w tle podczas czytania. Wierzcie mi to niezwykle ważne, dla odbioru tego posta.


Słyszycie, włączyliście?
Poczekajcie aż zacznie grać fortepian.
Dobrze. 

To co teraz słyszycie to muzyka autorstwa Vangelis za którą dostał Oscara. 
To co teraz słyszycie to najmocniejszy i najlepszy element filmu. Niestety jeden z niewielu.

Z całym szacunkiem dla wielkiej i klasycznej kinematografii, Rydwany ognia to niestety ogromne NUDY. Nie należę do osób, które łatwo nudzą się podczas oglądania filmów, zawsze staram się doszukać pozytywów, jednak teraz...

Prawdziwa historia dwóch brytyjskich lekkoatletów startujących na Igrzyskach Olimpijskich w 1924 r. Jeden z nich biegnie ku chwale Boga, drugi robi to dla sławy. -oto i cała fabuła.

Oczywiście rozumiem całą tę koncepcję kina dziedzictwa, którym pasjonowała się Wielka Brytania w latach 80. Rzeczywiście udało im się pokazać potęgę narodu, te dobre czasy zwycięstw, białych sweterków, zasad i porządku, ale udało m się też pokazać stereotypowy flegmatyzm. Film, którego głównym motywem jest sport powinien być bardziej porywający, ciekawszy, a tymczasem Rydwany ognia są przegadane. Dłużą się niemiłosiernie. 

Plusem filmu oczywiście jest klimat. Uwielbiam Wielką Brytanię za te jej wszystkie dziwactwa i dbałość o szczegóły, jednak piękne widoczki i znakomite kostiumy nie przysłonią średniej gry aktorskiej i braku ciekawej fabuły. W zasadzie nie wiem o czym ten film był. Postacie były mało wyraziste, aktorzy i imiona postaci mi się myliły. 

Nie zrozumcie mnie źle, to nie tak, ze krytykuję film za to, że jest stary i klimat nie ten co trzeba. Wychowałam się na takich filmach, pięknych kostiumowych produkcjach z lat 80. Oglądałam ich wiele, problem w tym, że Rydwany ognia są przereklamowane, mówi się o nich jak o wielkim arcydziele tymczasem wieją nudą i nie maja niczego co zasługiwałoby na uwagę.

Poza muzyką. 

Teraz dźwięki utworu który wam leci w tle zmierzają do końca, a to oznacza, że kończy się jedyna warta uwagi scena w filmie. Muzyka stanowi ponad połowę sukcesu i popularności jaką cieszy się ta produkcja. Śmiem twierdzić i może zbyt odważnie, że film na nią nie zasługuje. Nie lubię komuś odradzać oglądania czegoś, dlatego tak tego nie ujmę. 

Jeżeli macie sporo wolnego czasu i chcecie zobaczyć Rydwany ognia, dla samego faktu obejrzenia tak wielkiego klasyka kina, to serdecznie wam polecam. Nie przesadzajcie jednak z odbiorem tej serdeczności. Jeżeli wystarczy wam sama muzyka to wsłuchajcie się w te piękne dźwięki, a jak chcecie streszczę wam fabułę.
Czytaj dalej »

sobota, 24 stycznia 2015

Oscary 2015 cz. 1 - Birdman i Whiplash

Są takie filmy, które na długo pozostają z widzem, takie które gdy zaczynają lecieć napisy wcale się nie kończą. Takie które pozostawiają po sobie "WOW". Oba niżej wymienone filmy zaliczam do tej kategorii. Oba są rewelacyjne, oba zasługują na owację na stojąco. Oba są niesztampowe i oba tak mało hollywodzkie. Są sztuką samą w sobie i odkrywają nowe obszary kinematografii, w której niestety twórcy tak rzadko się zapuszczają.


Birdman
Gdybym mogła po tym filmie czegokolwiek się spodziewać to na pewno nie tego co zobaczyłam. Birdman jest czymś zjawiskowym, jest niezwykłym obrazkiem, który, jestem tego pewna, zrobi wrażenie na każdym. 
Birdman to opowieść o tym, co chyba jet koszmarem każdej gwiazdy kina. Zapomniany aktor, próbuje swoich sił w teatrze chcąc wrócić na szczyt, odciąć się od swoich dawnych sukcesów, odzyskać to co stracił. Oto całe streszczenie fabuły. Wierzcie mi, pod tym prozaicznie banalnym opisem, kryje się taka dawka emocji i treści, której może pozazdrościć niejeden film akcji. Nie tyle oglądamy fikcyjną opowieść powstałą w głowie scenarzysty, co zfikcjonalizowaną rzeczywistość, która wydaje się niezwykle prawdziwa, nawet w momentach kompletnie surrealistycznych. Główny bohater, grany przez Michaela Keatona, wydaje się niezwykle prawdziwy, do tego stopnia, że w pewnym momencie można odnieść wrażenie, że jest to film niemal biograficzny. Nic dziwnego losy Bohatera i Keatona są niezwykle podobne- obaj byli gwiazdami, znani z ról niezwykłych bohaterów. Birdman niczym Batman byli jednymi z największych osiągnięć w karierze swoich odtwórców. I obie te kariery przycichły. Keaton jednak wychodzi poza autobiograficzny krąg tworząc postać niesamowitą, przeszywającą i zapadająca w pamięć. Obnaża się jako aktor wysuwając niezwykła paletę swoich umiejętności.
Ale nie tylko Keaton dał popis umiejętności. Alejandro González Iñárritu zgromadził plejadę gwiazd: Edwart Norton: zmiksowanie Podziemnego Kręgo i Moonrise Kingdom, Emma Ston, która odrodziła się po strasznie, przerażająco kiepskiej roli w Magii w blasku księżyca, czy  Zach Galifianakis do którego niestety przyklejono łatkę kretyna z Kac Vegas, a który udowadnia, że potrafi tak wiele. 
Najmocniejszą stroną filmu są jednak zdjęcia, które tworzą Birdmana od początku do końca, nadając mu to bez czego byłby bezwartościową historyjką o upadłym artyście. Emmanuel Lubezki sprawił, że film jest niezwykły i hipnotyzujący. Dzięki niemu aktorzy, scenariusz, i wszystkie inne elementy wyglądają o niebo lepiej. Prowadzenie kamery i ujęcia "bez cięcia" są zachwycające. Nie jest to może nic nowego, jednak w tym wypadku jest to rozwiązanie doskonałe,  a film stanowi sztukę samą w sobie. Oglądając film tak nakręcony, miałam wrażenie, że gdyby aktorzy nic nie robili i tak byłabym zachwycona.
Czy Birdman nie ma wad? Oczywiście, że ma. Czasami nużące sekwencje i niezrozumiałe wtręty, końcówka która, w moim odczuciu pozostawia wiele do życzenia i mimo wszystko (chociaż wiem że trochę sobie zaprzeczam) nastawienie na artyzm, powodują, że nie uznaję go jako arcydzieło. 
Niemniej polecam wam wszystkim, ponieważ jest to coś nowego, a na pewno innego.  

Najlepszy film Alejandro González Iñárritu,James W. SkotchdopoleJohn Lesher
Najlepszy aktor pierwszoplanowy Michael Keaton
Najlepszy aktor drugoplanowy Edward Norton
Najlepsza aktorka drugoplanowa Emma Stone
Najlepszy reżyser Alejandro González Iñárritu
Najlepszy scenariusz oryginalny Alejandro González IñárrituAlexander Dinelaris,Armando BoNicolás Giacobone
Najlepsze zdjęcia Emmanuel Lubezki
Najlepszy dźwięk Frank A. Montaño, Jon Taylor, Thomas Varga
Najlepszy montaż dźwięku Aaron Glascock,Martín Hernández
Ani Emma Stone ani Edward Norton nie dostaną statuetki. Montaż dźwięku również przemawia na korzyść Whiplash, jednak będę mu mocno kibicować w kwestii zdjęć, chociaż jak przegra z Idą nie będę smutna.

Whiplash


Whiplash jest: zachwycający, porywający, zdumiewający, rewelacyjny. Mogłabym użyć tu wszystkich pozytywnie wartościujących przymiotników i każdy byłby trafiony. Zostałam całkowicie porwana przez ten film i pisząc tę recenzję nadal cieszę się jak dziecko ponieważ mam świadomość, że wczoraj widziałam coś niezwykłego. 
Głównym bohaterem filmu nie jest ani młody chłopak uczący się gry na perkusji, ani nauczyciel perfekcjonista, dla którego tempo nigdy nie jest odpowiednie. Głównym bohaterem Whiplash jest muzyka. Film ten się słyszy, nie można go oglądać gdy dookoła coś nas rozprasza, gdy nie jesteśmy gotowi na uderzenie taktów. Musimy go usłyszeć w każdej nucie, każdym dźwięku. Czuje się go każdą komórką ciała. Trzymający w napięciu niczym najlepszy thriller, nie pozwala na odwrócenie uwagi chociażby na sekundę. Jeżeli spodobał wam się zwiastun, musicie wiedzieć, że film jest dziesięć razy lepszy.
I teraz przejdę do mojego ulubionego elementu filmu. Bardzo często zdarza się tak, że to drugoplanowe role są wyrazistsze i lepsze od pierwszoplanowych. W Whiplash postać Andrew jest jakby motorem do wykreowania jednej z najbardziej powalających i niesamowitych kreacji bohatera. J.K. Simmons jest prawdziwą gwiazdą filmu, stworzył postać tak bezwzględną, tak niezwykłą i tak złożoną jakiej ze świecą szukać w najlepszych dreszczowcach. Jest niczym połączenie najlepszych czarnych charakterów w historii kina i generałów- sadystów wszech czasów, którym dano batutę do ręki, a przy tym jest tak rzeczywisty jak to tylko możliwe. Widząc go masz świadomość, że jest to ten typ nauczyciela, którego masz ochotę zamordować, ale jest to nauczyciel geniusz, który jeżeli tylko przetrwasz, doprowadzi cię na szczyt. Jestem pod tak ogromnym wrażeniem postaci kreowanej przez Simmmonsa, że nie mam ochoty oglądać reszty filmów. Chcę dać mu tę złotą statuetkę tu i teraz  będę go wielbić bez względu na wszystko. Stworzył czarny charakter, który się kocha i nienawidzi równocześnie (tak jak Joffrey Baratheon, tylko jeszcze bardziej kocha) a nie jest to łatwe. 
Jestem totalnie nieobiektywna i nie potrafię nie krzyczeć głośno z zachwytu. Film jest rewelacyjny. Siedziałam z zaciśniętymi pięściami do końca i ani na moment nie zostałam zawiedziona. Oglądając Whiplash czujesz to co bohater: pot, krew, łzy. Jesteś zahipnotyzowany. 


Najlepszy film David Lancaster, Helen Estabrook, Jason Blum
Najlepszy aktor drugoplanowy J.K. Simmons
Najlepszy scenariusz adaptowany Damien Chazelle
Najlepszy dźwięk Ben WilkinsCraig Mann,Thomas Curley
Najlepszy montaż Tom Cross

Został nominowany w kategoriach, w których jest najmocniejszy. Nie wiem czy zasługuje na miano najlepszego filmu bo reszty nie widziałam, jednak J.K. Simmons musie wygrać i na prawdę nie obchodzi mnie jak zagrali inni. Był pierwszoplanowym aktorem drugoplanowym.
Czytaj dalej »

czwartek, 22 stycznia 2015

BookNerd Challenge: Pięć osób, które spotkamy w niebie

Rozpoczynając nowy rok, postanowiłam kontynuować mój challange książkowy. Od ostatniego postu minęło więcej czasu niż 2 tygodnie, ale myślę, że możemy potraktować 2015 jako nową kartę i zacząć wszystko od nowa.

Pierwszą książką, którą przeczytam w tym roku jest Pięć osób, które spotkamy w niebie autorstwa Mitcha Alboma. Zajmuje ona 88 miejsce na liście BBC "100 książek, które trzeba przeczytać przed śmiercią." Słyszałam o niej na prawdę wiele dobrego i bardzo długo jej szukałam. Gdy tylko odkryłam ją w bibliotece już wiedziałam co przeczytam jako pierwsze w nowym roku.




Książka zaczyna się nietypowo, bo od Końca.

Oto historia człowieka imieniem Eddie, zaczynająca się nietypowo bo w chwili jego śmierci, która nastąpiła w biały dzień. Dziwne może się wydawać takie rozpoczynanie opowiadania od końca, jednak tak naprawdę każde zakończenie jest zarazem początkiem. Tyle że w danej chwili o tym nie wiemy.



Pięć osób, które spotkamy w niebie, opowiada o podróży, którą każdy człowiek odbywa po śmierci, podróży, która ma podsumować nasze życia i pokazać nam samym kim byliśmy. W podróży tej będzie nam towarzyszyło pięć osób, a każda otworzy nowy etap drogi, Nie będą to osoby których się spodziewamy, mogą to być epizodyczne postacie naszego życia, takie które jednak wywarły na nie duży wpływ.


A wy, jak myślicie jakie pięć osób spotkalibyście w niebie? Co by wam pokazały? Z czym musielibyście się pogodzić, co poukładać?
Na te pytania  odpowiedzi szukał Eddie, którego życie kończy się, mimo sędziwego dnia, niespodziewanie, w zwykły słoneczny dzień. Kolejnym etapem jest niebo, o którym Eddie nigdy nie myślał, którego się nie spodziewał.

Albom stworzył własną wizję zaświatów starając się tym samym odpowiedzieć na odwieczne pytanie o życie po śmierci. Dla niego, główną funkcja nieba jest "zrozumienie swojego wczoraj". Taka wizja mi odpowiada. Autor pokazuje, że nawet najzwyklejsze, szare życie człowieka jest wyjątkowe, bo każdy z nas jest wyjątkowy na swój sposób. Każde nasze działanie jest powiązane z innym, tworzy łańcuch przyczyn i skutków. Jest logiczną całością, która już dawno został zaplanowana.

Sama książka budzi we mnie jednak mieszane uczucia, nie powala, ale mimo wszystko, w pewnym stopniu zachwyca. Poprzez prosty język, przekazana jest niesamowita treść, mądrość. Mam wrażenie, że Pięć osób, które spotkamy w niebie to zbiór cytatów i aforyzmów z pięknymi prawdami życiowymi. Jest wiele myśli, które każdy czytelnik na pewno będzie chciał zachować dla siebie. Daje do myślenia, sprawia, że człowiek zaczyna analizować własne życie. Lubię takie mentalne wyzwania.


Ludzie myślą, że niebo to rajski ogród, gdzie mogą bujać w obłokach, beztrosko włóczyć się nad rzeką czy po górach. Ale sama tylko sceneria, bez pocieszenia, byłaby pusta, pozbawiona jakichkolwiek treści. Największym darem Boga jest to, że będziesz mógł zrozumieć, co zdarzyło się w twoim życiu, że zostanie ci wyjaśniony jego sens. To jest ten wieczny pokój, do którego dążysz.






Czytaj dalej »

sobota, 10 stycznia 2015

Kilka przemyśleń piszącego magisterkę, czyli co zrobić by skończyć.

0. Nie bierzcie przykładu ze mnie. Jestem beznadziejnym autorytetem jeżeli chodzi o te sprawy. Pierwszy rozdział pracy powinnam oddać już miesiąc temu, a mam napisane dokładnie 8 stron. Bardzo możliwe, że w momencie publikacji tego wpisu będzie ich więcej, jednak na ten moment (10 stycznia, godzina 22) mam ich 8. 



Nabrałam jednak, przez czas pisania pracy, sporego doświadczenia, więc powiem wam czego nie robić, albo co robić, bo wiem dokładnie co robię źle i wcale mnie to nie  motywuje...

1. Zbierzcie materiały, ale starajcie się by nie było ich za dużo. Moja praca #1 jest tak wspaniałym tematem, że mam tysiące książek, artykułów i Bóg wie czego. Wielu z was może pomyśleć, że to super, bo sami szukacie i niczego nie znajdujecie. Niestety mylicie się sądząc, że mnogość materiałów jest dobra. Im więcej tego macie, tym więcej czasu zajmie wam przedarcie się przez te literki. Tak więc nie przesadzajcie, nie szukajcie tyle co ja, przymykajcie oko na wyskakujące rekordy w katalogach! Będziecie zdrowsi.



2. Używajcie kolorów! Nauczyłam się tego po pierwszym kryzysie. Najlepiej mieć tonę kolorowych karteczek, zakreślaczy, długopisów (NIE WOLNO KREŚLIĆ PO KSIĄŻKACH!). Moja rada jest taka, żebyście mieli osobny kolor na każdy rozdział pracy. Dzięki temu nie będziecie musieli kilkakrotnie przeglądać całej książki, a szybko znajdziecie to czego potrzebujecie.
I tu dochodzimy do kolejnego punktu.



3. Róbcie notatki. Zapisujcie na bieżąco tematy z książki, piszcie strony gdzie coś znaleźliście. Pomoże to wam w ogarnięciu wszystkiego. Na samoprzylepnej karteczce wypiszcie też sobie tematy, które się wam mogą przydać i naklejcie na okładkę. Dzięki temu nie będziecie musieli przewracać za każdym razem spisu treści, a wierzcie mi łatwo zapomnieć co było gdzie.



4. Plan. Nie mówię o planie pracy, który macie podać promotorowi. Mówię o planie rozdziału. Wypiszcie sobie z materiałów, z których będziecie korzystać tematy i strony w książkach, ponumerujcie je według kolejności w jakiej chcecie je widzieć w swojej pracy, a jak napiszecie- skreślcie.



5. Biała tablica jest waszym przyjacielem. Niedroga rzecz a pomocna. Możecie zapisać sobie myśli, zmazać punkty i kontrolować wszystko. 



6. Porządek. Nie wierzę, że to piszę, bo jestem królową chaosu, ale porządek miejsca pracy jest niezbędny. BHP. Jak macie syf w otoczeniu nic nie zrobicie. Będzie was rozpraszała książka, która leży niedaleko, kubek, który przypomni wam o herbacie, którą tak bardzo chcecie wypić.



7. Herbata. Nie muszę tłumaczyć że to napój bogów dodający supermocy. Niezbędnik. 



8. Brak Internetu. Byłoby absolutnie wspaniale nie posiadać tego strasznego czegoś, które wciąga, rozprasza i powoduje, że 10 zdań piszesz przez cały dzień. Odłącz się, wyrzuć ruter przez okno, usuń konto na Facebooku, zaszyj się w jaskini. Instagram, Twitter, Tumblr i inne cholerstwa NIE ISTNIEJĄ w czasie kiedy piszesz! 



O rany nowe gify z hobbita na Tumblr!

9. Soundtrack. Pisanie w ciszy jest dobre, bo pozwala się skupić. Jeśli jednak przypominasz mnie i nawet szmer wiatru powoduje że zaczynasz myśleć o chłodzie na zewnątrz- zimie- śniegu-Frozen-Let it go!-youtube- cover- videos-Pies Pająk, to wiedz, że soundtrack jest niezbędny. Nie wybieraj niczego, czego tekst znasz na pamięć, bo zaraz zaczniesz śpiewać przed lustrem z szczotką do włosów. Wybierz melodie bez słów, soundtrack do filmów. Niech Hans Zimmer będzie twoim najlepszym przyjacielem. 



10. Nie unikaj promotora. Jak kilka razy zapyta się o twój pierwszy rozdział, który miałeś wysłać miesiąc temu, może cię to zmobilizować. Nie udawaj, że on nie istnieje, chodź na seminaria, bądź dobrym studentem. 



11. Skup się na jednej czynności. Nie pisz wszystkiego na raz, nie szukaj memów z Obamą i Putinem potrzebnych do ostatniego rozdziału,  gdy jeszcze nie masz pierwszego.



12. Odpoczywaj. Nie ma nic lepszego niż film lub książka na koniec dnia. Perspektywa nagrody jest wspaniałym zwieńczeniem dnia. W innym wypadku się wykończysz.



13. Czekolada. Czekolada nie pyta, czekolada rozumie!



14. Jedzenie. Miej coś pod ręką, na wypadek jak zgłodniejesz. Częste chodzenie do lodówki nie pomaga w pisaniu. Ciągle głodny wstajesz kilka razy, a w przerwach od lodówki nie napiszesz nic.



15. Wielkość czcionki i układ ma znaczenie. Ustaw wszystko od razu jak należy, a przekonasz się, że 1,5pkt między wierszami i wyjustowanie wiele zmieniają.



16. Ilość wyrazów ma znaczenie. Jeżeli pod koniec dnia będzie ich więcej niż na jego początku jesteś bohaterem! 



17. Przestań myśleć o głupotach. W pewnym momencie zaczniesz analizować wszystko, łącznie z sobą i dojdziesz do wniosku, że masz kościste ramiona, nadgarstki i łokcie i jakbyś wpadł do metalowej beczki pewnie nabawiłbyś się brzydkich sińców.



18. Blog. Nie zakładaj bloga. Możesz przez miesiące nic nie pisać, jednak kiedy zaczniesz magisterkę, dostaniesz weny i nawet sądząc, że możesz notkę pisać z przerwami i pod koniec napiszesz, że jednak udało ci się ruszyć z pracą nadal będziesz na 8 stronie w czasie publikacji.




To chyba wszystko co mam wam do powiedzenia. Jestem najlepszym przykładem na to, że posiadając wyżej wymienioną wiedzę nie potrafię z niej skorzystać. Jestem beznadziejnym leniem.  

Do zobaczenia wkrótce- gdy wyjdę z tego śmierdzącego szamba, które nazywa się Końcem Semestru. Mam kilka pomysłów. Nowy rok będzie ekscytujący. Miłego pisania magisterek licencjatów i wszystkiego co robić powinniście, a nie robicie bo kotki, jednorożce i Lee Pace są ciekawsi. 




Czytaj dalej »

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia