Cinder
(Saga księżycowa. Tom I)
Dawno, dawno temu, żyła sobie dziewczyna, która miała złą macochę i dwie przyszywane siostry. Traktowano ją jak służącą, poniewierano i wytykano palcami. Dziewczynie było na imię Kopciuszek.
Historia, którą wszyscy dobrze znamy i wydaje się, że widzieliśmy ją przerabiana na milion sposobów, a ile opowiadaczy, tyle wersji. Marissa Meyer też postanowiła wykorzystać dobrze znaną baśń, ale w swojej opowieści wpłynęła na całkiem nowe wody.
Już nie tak dawno temu, a raczej w dalekiej przyszłości i nie Kopciuszek (Cinderella) a Cinder.
Ludzie i androidy mieszkają razem w zatłoczonym i hałaśliwym Nowym Pekinie. Śmiertelna zaraza sieje spustoszenie w społeczeństwie. Z góry obserwują wszystko mieszkańcy Księżyca- Luny i czekają na swój ruch.
Cinder jest mechanikiem, w ten sposób zarabia na życie i chce się wyrwać spod "opieki" złej i wrednej macochy. Jej życie się zmienia kiedy poznaje przystojnego księcia Kaia i chociaż marzy by pójść na bal i spotkać go ponownie, wie, że jej marzenie nigdy się nie spełni. Cinder jest cyborgiem, który budzi odrazę w otoczeniu. Na dodatek zostaje wplątana w wir wydarzeń w których centrum znajduje się bezpieczeństwo planety.
O książce słyszałam wiele od zagranicznych recenzentów, którzy zachwycali się pomysłem i oryginalnością. Nie ukrywam, że wystarczyły mi słowa: cyborg, Kopciuszek by Cinder (jeszcze w wersji angielskiej) pojawiła się na moim Kindlu. Nie wiedziałam, że książka została wydana po polsku, ponieważ za granicą robi zawrotną karierę, a u nas cisza. Możliwe, że to wina niepozornej okładki (nadal bardziej podoba mi się oryginalna tu) i słabej kampanii reklamowej, ale tym lepiej dla nas, bo książka po bardzo okazyjnej cenie, trafiła do naszych rąk.
Ta książka całkowicie mnie zaskoczyła. Do samego końca nie spodziewałam się takiego przebiegu akcji, byłam nastawiona na baśń osadzoną w przyszłości. Taki Disney z tym, że Kopciuszek jest cyborgiem. Tymczasem dostałam osadzoną na kanwach bajki braci Grimm powieść sci-fi z wątkiem romansowym w tle.
Cinder nie jest w żaden sposób słodką opowiastką do poduszki. Jest to bajka dla starszych dzieci ze sporą wyobraźnią. Meyer bawi się konwencją i wpadła wręcz na genialny pomysł- świeży i oryginalny. Chociaż sama fabuła zahacza o tak popularną dziś dystopię, to Meyer w żaden sposób nie jest schematyczna. Koncepcja przeniesienia starych baśni do współczesności jest stara i zużyta, ale autorka Cinder idzie o krok dalej. Przenosi nas kilkaset lat do przodu, tworzy nowy-stary świat, a jej bohaterka w połowie składa się z metalu.
Cinder to silna, inteligentna dziewczyna, chociaż troszkę dziwiło mnie jak wolno poskładała wszystkie elementy do kupy. Ale umówmy się- trudno jest wniknąć w naturę cyborga. Nie do końca potrafiłam też wczuć się w jej domową sytuację. Wiemy, że ma złą macochę i widzimy co się dzieje, ale mam wrażenie, że ten element- założenia jak źle jest Cinder- wynieśliśmy raczej z oryginalnej baśni, a nie z fabuły tej książki. Wyraźnie jednak widać, kiedy zła macocha staje się jeszcze gorsza i wtedy naprawdę jej nienawidzimy. Książę też jest czarujący i poznajemy go dużo lepiej niż w Kopciuszku, ale obie postaci, w momencie gdy są razem, tracą troszkę na charakterze, a książka na oryginalności, ponieważ sfera romansu już opiera się na znanych schematach. Uwielbiam za to androida Iko, który był taką wisieneczką na torcie i z Cinder tworzył fantastyczny duet.
Te niewielkie braki zostają zrekompensowane przez akcję. W książce dzieje się sporo i tak jak wcześniej pisałam, kompletnie się tego nie spodziewałam. Historia Kopciuszka jest tłem do większych rzeczy, a mimo wszystko odczuwamy ten powiew baśni na plecach.
Jestem zachwycona koncepcją i pomysłem. Ta książka to coś wspaniale świeżego i nowego. Coś co bez wątpienia zasługuje na uwagę. W Cinder brakuje mi czegoś bym z czystym sercem mogła dać wyższą notę, ale musicie wiedzieć że jestem zachwycona.
Czyta się szybko i przyjemnie, a odkrywanie nowych kart całej, zawikłanej (w granicach rozsądku gatunku YA) fabularnie układanki, jest przyjemnością. Oczywiście sami to rozpracujecie w połowie książki, ale to nie Doyle czy Christie by do ostatniej strony być zamotanym w intrygę.
Polecam Cinder wszystkim. Wreszcie coś świeżego, interesującego i oryginalnego. Coś dla miłośników powieści przyszłości z sentymentem do opowieści z dzieciństwa.
Ja tymczasem z niecierpliwością czekam, aż kolejne części trafią w moje ręce. Słyszałam, że są jeszcze lepsze. Już kocham tę serię za nieszablonowość.
Saga przyszłości ma swój początek dawno, dawno temu...
Jak będą wszystkie cześć to przeczytam.
OdpowiedzUsuńW Polsce nie wyjdą. Stanęło na Scarlet i koniec. Można ewentualnie szukać na chomikuj amatorskich tłumaczeń - tak czytam Cress ;) - albo oszczędzać na oryginały ;)
UsuńPozostają oryginały. Wielka szkoda, bo seria naprawdę intrygująca :)
UsuńWłaśnie! Dobrze, że ktoś o książce napisał. Sam się w interpretacjach znanych baśni nie lubuję, ale ten tytuł mnie dosłownie wchłonął. Świetnie, że o nim wspominasz! Przy takich książkach się widzi ile skarbów omija Polską scenę literacką.
OdpowiedzUsuńhttp://rethorican.blogspot.com/
Za bardzo jestem przywiązana do klasycznej wersji Kopciuszka i ta książka jakoś mnie nie przekonała. Czasem jednak muszę poczytać więcej niż jedną recenzję, aby sięgnąć po taką historię. Jak na razie nastawiam się na czekanie. Zresztą i tak mnóstwo książek czeka w kolejce :P
OdpowiedzUsuńhttp://scg-po-prostu-ja.blogspot.com/ - zapraszam do siebie
SCG