(no spoilers!)
Będzie to recenzja niezwykle subiektywna. Patrzyłam na film przez różowe okulary, ekscytując się każdym najmniejszym szczegółem, każdą sceną, zapominając o bożym świecie. Zbyt długo czekałam na ten film, zbyt wielkie miałam oczekiwania, by wziąć to na spokojnie. Za "ochy" i "achy" przepraszam... albo nie, to mój blog i moja recenzja- deal with it!
Uwielbiam tę nerdowską cząstkę siebie, która pozwala mi na ekscytacje produkcjami typu Thor. Nie jest to tylko wpływ mojego licencjatu. Uwielbiam produkcja kina popularnego. Uwielbiam wybuchy, kicz, i nierealność filmów. Filmy o superbohaterach... uwielbiam comics movies!
Na drugą część Thora czekałam odkąd obejrzałam Avengers. Moje oczekiwania były niezwykle wygórowane, a wszystko podsycały wszelkie przecieki z planu, spekulacje, wywiady. Produkcje Marvela maja w sobie coś takiego, czego nie maja inne. Mają te iskrę, ten humor i dramatyzm. To nie są ot takie historyjki o ludziach z super mocami. Marvel to organizm, który napędza się samodzielnie. Nakręcają nas jak zabawki i po każdym seansie puszczają w świat z nowymi pomysłami, z nowymi pytaniami i oczywiście z dawką bardzo pozytywnych energii.
Pierwsza część Thora była kiepska. W moim rankingu filmów Marvela plasował się w dolnej części tabeli. Jedynie Hopkins i Hiddleston ratowali cała koncepcję. Po sukcesie, powalającym bądź co bądź i poprzeczce jaka ustanowiły filmy z Iron Manem, producenci pewnie wyrywali sobie włosy z głowy, co tu zrobić, by znów nie zawieść. Nie wiem jak długo nad tym siedzieli, ile nieprzespanych nocy i wypitych kaw maja za sobą, ile ton papieru zużyli scenarzyści. Ale się udało.
Thor: Mroczny świat wspiął się na wyżyny i jest rewelacyjny.
Alan Taylor to nieprzeciętny reżyser. Twórca Gry o Tron, Mad Man, Lost. Powierzenie mu Thora.. sprawiło, że tchnął w tę produkcję nowe życie, obdarł ja z kiczu i śmieszność.
Po wydarzeniach z filmów "Thor" i "Avengers", Thor próbuje zaprowadzić porządek w kosmosie, ale starożytna rasa, dowodzona przez mściwego Malekitha powraca, by zepchnąć wszechświat w ciemność. Stając do walki z wrogiem, którego nie może pokonać nawet Asgard pod wodzą Odyna, superbohater musi udać się na niebezpieczną wyprawę, podczas której ponownie zjednoczy siły z Jane Foster i poświęci wszystko, by ratować nas wszystkich.
Thor się zmienił, ewoluował (podobnie jak Chris Hemsworth, który pokazał na co go stać, wyluzował i bawił się rolą). Już nie jest tym dzieciakiem, zadufanym i pewnym siebie księciem. Teraz to pretendent do tronu, silniejszy i mądrzejszy. Obdarty z wszelkich złudzeń, nie czeka aż zło go dopadnie, ale działa, tym razem nie pochopnie, ale z rozwagą i determinacją (podszytą chęcią zemsty). Jane, która nie należy do najlepszych bohatera filmowych, zaskakuje poczuciem humoru i odwagą. W pierwszej części Natalie Portman nie zachwycała, jej rola była szara i bezpłciowa (znam osoby, które jawne życzyły Jane śmierci, bo miały jej dosyć), tu pokazuje pazur, nie jest idealna, ale już nie irytuje. Poza tym, Rene Russo (Frigga) zaskarbia serce chyba każdego, podobnie jak Kat Dennings (Darcy), która z każdym pojawieniem się na ekranie wywołuje uśmiech i przypływ pozytywnych emocji. Thor: Mroczny świat pełen jest barwnych i ciekawych postaci. Jak przystało na film o superbohaterze pojawia się i przeciwnik. Christopher Eccleston nie jest tak demonicznie zły jakby można było oczekiwać. To potwór, który trochę z niewiadomych przyczyn chce zniszczyć wszystko i nie cofnie się przed niczym. Nie ma w nim jednak tej desperacji i wściekłości jaką charakteryzuję się inne czarne charaktery. Ma w sobie coś z majestatyczności i z pewnością brakuje mu poczucia humoru. Ale to nie wady.
Thor zawsze był częścią mitu. W przeciwieństwie do swoich przyjaciół z Avengers jego świat to bajka, w którą trudno jest uwierzyć. Jednak jego historia ma w sobie coś z klasyki. To opowieść o królach, niezbadanych światach. Thor jak król Artur ma swoich rycerzy, ukochaną dla której jest gotowy poświęcić życie. Królestwo i tron które na niego czekają. Tworząc tę historię Joss Whedon i Kenneth Branagh wpadli w pułapkę mitu i bajki, przez co ich świat kojarzy się nam bardziej z tęczą i jednorożcami niż bogami wikingów, Alan Taylor natomiast ratuje sytuację.
Akcja w Thor: Mroczny świat nabiera tępa już od pierwszych scen. Film nie jest tak przegadany. Kilkakrotnie dochodzi do efektownych walk i zwrotów akcji. Walka głównego bohatera z Malekithem to majstersztyk. Kapitalne efekty tylko podgrzewają atmosferę. Jest jak u Hitchcocka- najpierw bum, a później może być tylko lepiej. Do tego dużo humoru i zaskakujących wydarzeń. Kapitalne dialogi. Wielokrotnie puszczane jest oko do fana. Każdy orientujący się w uniwersum Marvela dostrzeże te małe aluzje, które są ukłonem dla tych wszystkich, którzy wiernie trwają przy ich produkcjach. To co właśnie najbardziej u nich lubię, to dbanie o swoje dzieci i trzymanie ich przy sobie, pozwalanie na współistnienie. (Dlatego Superman i Batman maja się połączyć- to działa). Aż do końca ciężko oderwać wzrok od ekranu, a końcowa scena jest ukoronowaniem filmu i spełnieniem moich najśmielszych oczekiwań.
Może was trochę zaskoczy temat tego posta, zwłaszcza, że ani razu nie wspomniałam o Lokim, ale najlepsze zawsze zostawiam na koniec.
To wielka miłość jaką żywię do Toma Hiddlestona, w moim mniemaniu najlepszego aktora swojego pokolenia, sprawiała, że odliczałam dni do premiery. Już w przypadku dwóch poprzednich filmów, Tom udowodnił, że potrafi grać i wie o co w tym wszystkim chodzi. Jego kreacja Lokiego, uważana za jedną z najlepszych w produkcjach Marvela, przyćmiewała wszystkie inne postacie i nawet rewelacyjny Robert Downey Jr musiał się nieźle namęczyć. Loki Hiddlestona, jak na boga oszustwa przystało, ma najbardziej złożony charakter ze wszystkich bohaterów produkcji. Pod powłoką zła kryje się ból i cierpienie, które go tylko napędzają do zemsty. Hiddleston ponownie kradnie show. Każda scena w której się pojawia (a nie jest ich tak dużo jakbym tego chciała), nabiera dodatkowego kolorytu. Potyczki słowne Lokiego i Thora są wręcz kapitalne. Jego gra stoi na najwyższym poziomie, bez problemu pokazuje wszystkie emocje i to w taki sposób, że nie raz uginają nam się kolana. Tom ponownie wyciąga z postaci to co najlepsze i o ile w pierwszym filmie wiele pochodziło od niego, to tu widać, że twórcy zrozumieli jak kierować jego postacią i teraz w każdej scenie błyszczy, a widzowie go wręcz kochają. Loki to fenomen, nic wiec dziwnego, że fandom Hiddlestona jest ogromny i a Loki's Army zdobywa kolejnych członków. Nawet w połowie, nie jestem w stanie opisać, jak jego kreacja jest rewelacyjna. Loki zasługuje na spin offa, bez wątpienia film byłby sukcesem. Może wystarczającym dowodem na to, będzie fakt, że wychodząc z sali słychać było tylko jedno imię: "Loki".
Podsumowując. Jestem niesamowicie mile zaskoczona. Film podobał mi się na tyle, bym nie była w stanie wczoraj nic napisać. Thor: Mroczny świat dostarczył mi tyle rozrywki i emocji ile potrzebowałam. Moja recenzja nawet w połowie nie opisuje tego co czuję. Nie chciałam niczym spoilerować. Jeżeli mam jakoś was zachęcić do pójścia do kina to proszę: Tom Hiddleston, Chris Hemsworth, Alan Taylor, efekty, fabuła, świeżość i najważniejsze: świetna zabawa. Można chcieć czegoś więcej?
Thor: Mroczny świat jest tak dobry jak Iron Man i może lepszy od Avengers, a z pewnością lepszy od Thora. Czekanie na trzcią część chyba mnie wykończy....
Ahhh :) Ja poczekam na film w wersji avi, ale obejrzę na pewno! :)
OdpowiedzUsuń