Już na początku roku postanowiłam, że czas zaczęć wychodzić literacko z mojej "comfort zone". Chciałam czytać więcej książek z gatunków po które sięgam najrzadziej. Dziś mam dla was kryminał, coś co lubimy oglądać, lubimy czytać, ale jednak nie są to książki na letnie ciepłe wieczory. Dlatego też troszkę zajęło mi wdrożenie się w jej klimat. Jak już się udało, trudno się było oderwać.
Po dziesięciu latach wychodzi na wolność Tobias Sartorius, morderca dwóch nastolatek. Nie pamięta wydarzeń feralnego wieczoru, chociaż wszystkie poszlaki wskazywały na niego. Wraca do rodzinnej wsi, gdzie czeka na niego tylko podupadły na duchu ojciec, zrujnowany dom rodzinny i wściekli mieszkańcy, żądni krwi mordercy ich dzieci. Jednak nie wszyscy są mu wrodzy. Rękę wyciąga do niego garstka znajomych sprzed lat, a także zbuntowana nastolatka Amelie, która wierzy w jego niewinność.
Tymczasem w podziemnym zbiorniku na starym lotnisku wojskowym robotnicy wykopują ludzkie kości. Niedługo potem ktoś spycha kobietę z kładki dla pieszych. Nadkomisarz Oliver von Bodenstein i komisarz Pia Kirchhoff rozpoczynają śledztwa w obu tych sprawach. Trop prowadzi ich do Altenhain i do Tobiasa.
Czy były więzień może być niebezpieczny? Czy to raczej jemu grozi niebezpieczeństwo?
Książka rozpoczyna się od krótkiego prologu. Mężczyzna przygląda się leżącej na łóżku Śnieżce. Śnieżce, która leży tak od pewnego czasu. Śnieżka które jest martwa, która została zamordowana.
Po czym dowiadujemy się, że Śnieżkę zamordowano 11 lat wcześniej.
Dla mnie już takie rozpoczęcie jest na tyle interesujące, że chcę wiedzieć co?, kto?, jak?, dlaczego?
I oczywiście się tego dowiemy, ale nie od razu. Jak przystało na dobry kryminał Śnieżka musi umrzeć najpierw kreuje nam jeszcze więcej pytań, jeszcze bardziej miesza nam w głowie, by gdy już zaczynamy się domyślać co i jak, okazuje się, że nie wiemy nic.
Miałam około 20 scenariuszy na to co tak naprawdę się wydarzyło. Na około 200 stron przed końcem byłam świecie przekonana, że rozwiązałam zagadkę. Myliłam się.
Książka Nele Neuhaus ma nie tylko bardzo dobry balans emocjonalny, ale też idealną proporcję pomiędzy wprowadzeniem wielu interesujących postaci a budowaniem akcji. W sprawę morderstw wiemy, że zaangażowane jest tu całe miasteczko. Wielu z mieszkańców wymienionych z imienia i nazwiska dostało pewną rolę do odegrania. Mogłoby się wydawać, że tego może być za dużo, ale nie jest. Autorka miała pomysł dla każdego. I jeżeli będziecie książkę czytać, szybko zauważycie, że to sprawia, że jest ona jeszcze bardziej ekscytująca.
Jak pisałam na początku kryminały to w pewnym stopniu wyjście poza moją "comfort zone", czasem jednak warto to zrobić, bo nie wiem czy jest coś porównywalnego z emocjami, które dostarcza morderstwo, tajemnica i brak sprawiedliwości.
Bardzo podobało mi się jak wiele wariantów faktycznych wydarzeń mieliśmy. Od początku czujesz, że coś jest tu nie tak, że to co wiemy ma drugie dno. Kryminał właśnie tak powinien funkcjonować, by czytelnik nie był zbyt pewny siebie. Autorka zamiast ukrywać wszystko, odkrywa wiele kart ale wiele z nich jest fałszywymi poszlakami. Trudno zliczyć ile zwrotów akcji tu było i wszystkie wprowadzono bardzo dobrze. Moja głowa bolała od pomysłów. Uwielbiam to.
Ważny jest też tu aspekt psychologiczny. Książka w sposób bardzo realistyczny i dobitny pokazuje psychologię tłumu. To jak działa społeczeństwo budowane na kłamstwie, strachu. To do czego zdolny jest człowiek. Często przerażające ale prawdziwe. Człowiek zdolny jest do wszystkiego, Neuhaus pokazuje to doskonale, bardzo uważnie kreuje świat i ludzi swojej książki. Realizm jaki tu mamy sprawia, że serce wali mocniej, dreszcz przechodzi po plecach i zdarza się, że głośno powiemy "CO?!".
Jedynym z nielicznych minusów był rozmiar księżyki. Gdy dochodzisz do 250 strony zaczynasz zadawać sobie pytanie ile jeszcze? Co autorka chce nam przekazać, czy nie mogłaby przyśpieszyć akcji. Oczywiście szybko przekonujemy się, że to dlatego, że po prostu nie mamy bladego pojęcia, że autorka ponownie wprowadziła nas w maliny i poczucie, że akcja idzie ku końcowi jest mylna. Jednak nie jestem pewna cz ktoś kto czyta niewiele i albo nie czytał nic od dawna to przetrwa. Długo miałam takie poczucie, jednak nagle dochodzi się do takiego momentu, że nie możesz się oderwać. Była godzina 1:30 w nocy, zostało mi około 200 stron i bardzo walczyłam ze sobą by przerwać, bo zarwę noc.
Tak więc minus w pewnym momencie zmienia się w największy plus - pochłaniającą cały świat lekturę.
Śnieżka musi umrzeć jest fascynującą powieścią o zakłamaniu. Czymś co nie tylko podczas czytania, ale też jakiś czas po będzie was trzymał w napięciu. Zapadająca w pamięć historia w której nic nie jest przewidywalne, gdzie dobrzy staja się źli, źli dobrzy i nie można nikomu ufać. Idealna lektura dla tych oczekujących dreszczyku emocji oraz lektury która potrafi podnieść ciśnienie.
Polecam, nie zrażajcie się objętością. Jeżeli odpowiednio do niej podejdziecie, nie będziecie chcieli jej odłożyć aż do ostatniego słowa.
Śnieżka musi umrzeć jest fascynującą powieścią o zakłamaniu. Czymś co nie tylko podczas czytania, ale też jakiś czas po będzie was trzymał w napięciu. Zapadająca w pamięć historia w której nic nie jest przewidywalne, gdzie dobrzy staja się źli, źli dobrzy i nie można nikomu ufać. Idealna lektura dla tych oczekujących dreszczyku emocji oraz lektury która potrafi podnieść ciśnienie.
Polecam, nie zrażajcie się objętością. Jeżeli odpowiednio do niej podejdziecie, nie będziecie chcieli jej odłożyć aż do ostatniego słowa.
Tytuł przyciąga, a wygląda na to, że i treść może być niezła.
OdpowiedzUsuń