Jeżeli śledzicie mnie na Instagramie wiecie, że dwa tygodnie temu byłam Marrakeszu, w Maroku. Moja pierwsza wycieczka na inny kontynent, i oczywistym jest że przywiozłam mnóstwo wspomnień i mnóstwo zdjęć. Postanowiłam się z Wami nimi podzielić.
Zanim poleciałam do Marrakeszu wiele się naczytałam o tym jak ciekawe, ale i niebezpieczne to miasto. Że jest co oglądać, ale i też trzeba ciągle uważać, że nagabują, zaczepiają i że każdy chce od ciebie kasę. Momentami myślałam, że chyba ludzie są nienormalni, że tam jadą, a ja zaraz będę jednym z nich. Opinii w internecie znajdziecie całe mnóstwo, przewodniki piszą wszyscy. Ja wam powiem jak przez te 4 dni poznałam Marrakesz i jakie wspomnienia z niego wywiozłam.
PrzylotPierwszą rzeczą jaką pamiętam z Marrakeszu jest podchodzenie do lądowania. Nad miastem nie było chmur, lądujesz w pomarańczowo-brązowym krajobrazie, zaraz koło miasta w tych samych barwach. Lądujesz na lotnisku, które wygląda tak nowocześnie, że lotnisko z Paryża wygląda jak biedny dworzec autobusowy.
Zaraz po przylocie jesteś zobowiązany do wypełnienia takiego druczku z twoimi danymi, skąd przyleciałeś i po co tu jesteś. Po odprawie paszportowej jest szansa na zakup karty do telefonu i wymianę pieniędzy. To pierwsze się opłaca, to drugie jest niezbędne. Walutą marokańską jest dirham, pieniądz, którego teoretycznie nie wolno wywozić poza granice kraju, dlatego w Europie pieniędzy sobie nie wymienisz. Warto mieć e sobą euro 1 euro = 10 dirhamów (w drodze powrotnej znów bez problemu można wymienić pieniądze). Gdy sobie to ogarniesz mona ruszyć dalej.
I wtedy wychodzisz na zewnątrz i od razu widzisz to słońce, palmy i krajobraz z jakim jeszcze nie miałaś do czynienia.
Przemieszczanie się
Lotnisko jest jakieś 3 km od centrum miasta, dlatego część turystów decyduje się na spacer. My ze względu na bagaże wolałyśmy wybrać autobus. Ten bezpośrednio spod lotniska jest jednak stosunkowo drogi (chociaż w sumie tu nic nie było bardzo drogie). Dlatego lepiej wyjść z terenu i pójść na zwykły przystanek autobusowy, skąd podróż kosztuje już 5 razy tańsza a to kwestia może 300 metrów. Autobusy nie są jakieś zachwycające, ale jeżdżą i a my dostarczyliśmy lokalnym dzieciom trochę atrakcji.
Była to jednak nasza jedyna przejażdżka autobusem. Lubimy zwiedzać na piechotę, zresztą w Marrakeszu za wiele by nam umknęło. Wszędzie jednak można złapać taksówkę, a raczej ona złapie cię. Są też riksze i powozy.
Są też motory, skutery... ich zdjęć nie posiadam, bo za każdym razem bardziej skupiałam się na tym by przeżyć, a nie nad robieniem zdjęć. Skutery chyba obowiązuje tam inne prawo. O tym nikt w internecie mnie nie przestrzegł. Jeżdżą szybko, jak chcę i gdzie chcą. Gdy odwiedzicie Maroko, uważajcie, bo pewne nieraz ktoś będzie jechał wam po piętach i traktował wąską alejkę jak drogę dwukierunkową.
Pierwsze wrażenie
Wysiadając z autobusu trafiasz w sam wir tego miasta. Nie wygląda ono ekstremalnie turystyczne, jest zatłoczone, pełne i głośne. Tubylcy mieszają cię z turystami. My przede wszystkim chciałyśmy znaleźć swój hostel i nie oglądałyśmy się za wiele, dlatego tego momentu nie mamy zdjęć. Na pewno zauważyłam, że centrum Marrakeszu nie jest tym do czego przywykłam w centrach miast. To tu widzimy najwięcej zwykłych mieszkańców, który raczej nie są najbogatsi, tu widzimy trochę odrapane ściany, mnóstwo sprzedawców, tłum.
Hostel
Znalezienie taniego noclegu nie jest tu trudne. Hostele sa wszędzie i co chwila ktoś będzie Was pytał czy takowego nie szukacie. My pokój mieliśmy już zaklepany. Tanio, przyjemnie i blisko.
Hostel Dar Ana nie wyglądał ochoczo z zewnątrz, ale w środku jest naprawdę urokliwy. Jedna rzeczą o której jednak warto pamiętać, to to, że w takich budynkach nie jest ciepło. W lecie to może zbawienie, ale dla nas nie za bardzo uśmiechało się spanie pod cienką kołdrą, zwłaszcza, że w nocy temperatura z 20 stopni spada bo 3.
W cenie mieszkania mieliśmy 3 noclegi i śniadania, a one były super, ale o jedzeniu za chwilkę.
To jedno z najważniejszych miejsce Marrakeszu, wielki plac z mnóstwem straganów. Miejsce gdzie tak naprawdę kręci się życie miasta. O nim pewnie naczytacie się najwięcej. Sama poznałam wiele historii, wiele osób przed nim ostrzega, że przejść bez zaczepek ciężko, że każdy chce ci coś sprzedać, że jak ktoś nie lubi tłumów, to może nie czuć się komfortowo. I wszystko to jest prawdą. I jest tego jeszcze więcej.
Wszystko co słyszeliście o Marrakeszu zdaje się dziać w tym miejscu. Możesz tu kupić chyba wszystkie smaki Maroka, perfumy, olejki, ubrania. Wszystko. Jest głośno i kolorowo. Znajdziesz tu zaklinaczy węży, facetów z małpkami na smyczy. Jest egzotycznie i kusząco.
To tu kupisz daktyle i inne smakołyki, napijesz się świeżo wyciskanego soku.
Nasz hostel mieścił się rzut beretem od placu. I pewnie można by spędzić na nim cały dzień, ale dla mnie i moich towarzyszek było tego jednak za dużo.
Bo jednak oprócz tych pachnących i różnobarwnych produktów, ciągle słyszysz zaczepki, ciągle ktoś chce ci coś wcisnąć. A gdy podeszła do nas pani zajmująca się henną, chwyciła moją przyjaciółkę za rękę i już chciała strzykawką zacząć jej coś na ręce rysować, doszłyśmy do wniosku, że ten plac to jednak nie dla nas. W tym miejscu ludzie są nachalni, starają się być uprzejmi, ale jednak atakują, do tego stopnia, że bardzo agresywnie przekraczają twoją strefę komfortu.
Gdy jednak tylko wyjdziesz za obrzeża placu widzisz Marrakesz piękny i intrygujący.
Miasto
Marrakesz, dawna stolica Maroka to miasto wielu widoków, wielu naleciałości, ale mimo wszystko czuć tu taki swojski, spójny klimat. Mimo podkreślanych przeze mnie barw, wśród budynków dominuje właściwie jeden - marokański. To połączenie pomarańczowego, brązowego i czerwonego. Nie bez powodu włśnie nazywają go Czerwonym Miastem.
I pomimo tych jednolitych budynków, dla nas każdy był ciekawy i warty sfotografowania. I wszystko to wygląda bardzo instagramowo.
Meczet Księgarzy |
Meczety to takie punkty orientacyjne Marrakeszu, ale też jedne z najpiękniejszych budowli.
Inne zabytki
Jednymi z najważniejszych punktów na mapie turystycznej Marrrakeszu są pałace. Na pierwszy rzut pałac sułtana el-Badi. Są to ruiny w sumie, brązowe ściany, i tylko zarys ogromu i przepychu jaki musiał tu być w latach jego świetności. Nie powstrzymało nas to od spędzenia tam wielu godzin i sfotografowania każdego zakątku.
A później przeszłyśmy do drugiego, dużo lepiej zachowanego pałacu Bahia, pełnego ogrodów i wyłożonego charakterystycznymi marokańskimi płytkami.
Są to miejsca w których zachwyca wszystko, chociaż są jednak bardzo surowe, wiesz ile w nich jest historii.
Takich miejsce w Marrakeszu, już nie pałaców, jest jednak cała masa. To bardzo fotogeniczne miasto.
Ulica
Gdy wyjdziemy z placu Dżami al-Fana, gdy opuścimy pałace wkraczamy na ulice Marrakeszu i tu dzieje się to co najbardziej mnie urzekło. Ciekawe życie, dużo mniej nachalni ludzie, sklepiki ciekawymi produktami. Tu turyście dużo łatwiej się przemknąć, chociaż zawsze ktoś coś za tobą zawoła. Tu jednak tak naprawdę poznajesz Marrakesz.
Od widocznie biedniejszych dzielnic, po znacznie bogatsze z drogimi hotelami.
Marrakesz ma cały przekrój społeczeństwa. Ludzie jeżdżący nowiusieńkimi bentlejami, dizajnersko ubrani turyści stojący w kolejce do muzeum Yves Saint Laurenta i obok szarzy ludzie, przemykający ulicami a na samym końcu żebracy, często w bardzo ciężkim stanie zdrowia.
Jednak to właśnie błądząc ulicami chyba najlepiej poczujesz to miasto.
Parki
Nawet bardziej niż tętniące życiem ulice zachwyciły mnie zielone parki. W tym pomarańczowo-ceglastym krajobrazie, na tle błękitnego nieba zieleń jest jeszcze piękniejsza i ma ona tysiące odcieni. A wśród drzew, pomarańcze, daktyle, oliwki, banany. W parkach czułam się jak w piękny, ciepły majowy dzień i zatęskniłam za wiosną i latem.
Jedzenie
Są tacy, co twierdzą, że najlepszym sposobem na poznanie kraju jest jedzenie. Zgadzam się.
Wszędzie w Marrakeszu są stoiska pełne lokalnych przysmaków. Kramiki z owocami i różnymi przekąskami. Za radą przewodników unikałyśmy jednak jedzenia w takich niepewnych miejscach, gdzie pewnie oprócz jedzenia można wynieść coś jeszcze. Jednak na każdym też kroku znajdziemy restauracyjki, w których, mimo, że pod turystów, również jest marokańskie menu, a cena może i zawyżona nie przeraża ze względu na stosunek marokańskiej waluty do naszej.
Sałatka z pomidorem, ogórkiem, świeżym chlebkiem i tajin z kurczakiem |
Sałatka z cukinią, bakłażanem, papryką i czymś co wyglądało jak ziemniak (?) |
I do tego kolejny tadjin ale na inny sposób |
Deser z owoców sezonowych |
Super pyszne mandarynki i marokańskie słodycze i herbatka miętowa |
Zupka z pomidorów i czegoś czego nie pamiętam |
i jeszcze jeden (inny) tajin |
Sok z banana i pomarańczy (chociaż lepszy był z mango) |
Oprócz przepysznych soków, naszym chyba największym odkryciem była miętowa herbata. Kupić ją możecie wszędzie. Jest to zielona herbata z dodatkiem mięty i cukru (bez cukru nie jest taka dobra). My dostałyśmy ją już na powitanie w hostelu, a później zamawiałyśmy gdzie się dało.
I śniadania z naszego hostelu z najlepszym miodkiem na świecie i jajkami z marokańskimi przyprawami.
Zapachy
Marrakesz to też miasto zapachów, przypraw, kadzidełek
Marrakesz nocą
Marrakesz nocą to inne miejsce. Tu miasto budzi się na nowo po zachodzie słońca. Tagi ożywają ze wzmożoną siłą, światłą latarni dają niesamowity klimat. I to nie zasługa turystów. To właśnie Marokańczycy pobudzają miasto. Targ, który za dnia, mimo że tłoczny, teraz jest wypełniony na każdym centymetrze. Ludzie chyba nie śpią.
Ludzie
Wbrew temu czego się obawiałam, Marrakesz to bardzo przyjazne miejsce. Ludzie, szczególnie ci pracujący w usługach są bardzo mili. Jednak bardzo dużo jest prawdy w tym, że są interesowni. W Marrakeszu załatwisz wszystko gdy tylko masz pieniądze. A jako turysta, szczególnie z Europy, z pieniędzmi jesteś utożsamiany. Prawdą jest, że na każdym kroku będziesz zaczepiany. Każdy chce ci pomóc ale prawdą jest, że nie robi tego bezinteresownie.
Idąc ulicami co chwile słyszałyśmy komentarze we wszystkich możliwych językach świata jakie jesteśmy ładne, nawołują na ciebie, chcę przyciągnąć uwagę, bo jak już się obrócisz, traktują cię jak swojego klienta. Bardzo często trzeba stanowczo odmawiać. Słowo "nie" padło z naszych ust wiele razy. Czasem od razu odpuszczają, czasem są nieprzyjemnie nachalni. W pewnym momencie idziesz po prostu przed siebie i nawet nie zwracasz uwagi na te wspaniałe produkty, bo nie chcesz odmawiać.
Z jednej strony to zrozumiałe, chcą zarobić. Z drugiej powoduje, że turysta jest niepewny i nawet boi się zapytać o drogę, bo już może to rozpocząć jakąś formę transakcji.
Mimo to, jak już wiedzą że coś kupisz, rozmowa z nimi to przyjemność.
No i nasi hostelowi gospodarze byli przesympatyczni i bardzo pomocni.
Koty
Miałam nie pisać o kotach ale mnie przymuszono. Koty są wszędzie. To zdjęcie to jedno z dziesiątek jakie zrobiłyśmy.
Karola to dla Ciebie |
Miałam pewne obawy przed wyjazdem. Inny świat, inna kultura i te wszystkie straszące turystów wiadomości w internecie. Tymczasem zapamiętam tylko pozytywy. Miasto słońca, błękitnego nieba, kolorów i zapachów. Miasto tysiąca smaków, gdzie nawet dżem truskawkowy smakuje lepiej.
W zasadzie wszystko do momentu lądowania w Krakowie przebiegało świetnie. Ta godzina krążenia nad miastem, przez śnieżycę i późniejszy powrót w korkach, troszkę psuje nastrój, ale sam Marrakesz nie zawiódł mnie, a wręcz dał więcej niż się spodziewałam.
Marrakesz, jak żaden inny wyjazd nakręcił mnie na podróże. Mam wrażenie, że teraz mogę jechać już wszędzie. Im dalej tym ciekawiej, chociaż nawet na zwiedzanie naszego kraju się nakręcam. Byle tylko poznać nowe.
W napisaniu tego posta pomogły mi moje dwie przyjaciółki/towarzyszki podróży, bo wiele z tych zdjęć zrobiły one. Dziękuję dziewczyny i za zdjęcia i za świetne wakacje.
byle częściej takie wyjazdy ��
OdpowiedzUsuńBardzo urokliwe i ciekawe miejsca. 😊
OdpowiedzUsuń