Gdy rok temu zakładałam bloga myślałam, że będzie różnie, a dziś? Znów filmowo. Tym razem prezentuje dwa filmy, których oglądanie przysporzyło mi wiele frajdy i które gorąco polecam. Oczywiście wszystko bez spoilerów. Zresztą czy kiedykolwiek było inaczej?
Najpierw zacznę od filmu już kultowego, który od dawna widniał na mojej liście. Wreszcie zebrałam trochę rozrzuconej po kontach motywacji i zabieram się za klasyki.
Klub winowajców/ The Breakfast Club (1985)
Nie ma dwóch takich samych osób. Często różnice między nami są tak duże, że wydają się nie do pokonania. Wydaje mi się, że najlepiej widać je w śród ludzi młodych, gdzie hierarchia i subkultury są mocno zakorzenione. Szczególnie na szkolnych korytarzach widać te indywidualności, grupki ludzi, które chcę gdzieś przynależeć, kształtując tym samym siebie, ale jednocześnie odrzucając innych. Wielu z nich nie dostrzega, gdyż do tego trzeba stanąć z boku, że tak na prawdę, pod tą warstwą ukształtowaną przez społeczeństwo, jesteśmy tacy sami.
"Klub winowajców" opowiada o piątce uczniów liceum, którzy za karę muszą spędzić sobotę w szkole. Różnią się od siebie wszystkim. Andy (Emilio Estevez) to sportowiec, członek drużyny zapaśniczej, pretendent do stypendium. Brian (Anthony Michael Hall) to jego całkowite przeciwieństwo, typowy kujon, piątkowicz, cichy i nieśmiały. Claire (Molly Ringwald) to królowa balu, dziewczyna z dobrego domu, bogata, ładna, popularna. Przy niej Allison (Ally Sheedy) wygląda koszmarnie, a do tego jest dziwaczką i samotnikiem, czasami wprowadzając w osłupienie otoczenie. Jakby tego było mało dołącza do nich John (Judd Nelson), który za nic ma sobie zasady i panujący porządek. Nie znają się, są sobie obojętni, z początku nieufni, zaczynają się wręcz kłócić, jednak w raz z upływającym czasem rozumieją, że jedynym sposobem na przetrwanie tych kilku godzin jest rozmowa dzięki której zaczynają siebie poznawać.
Obejrzałam wiele filmów o i dla młodzieży Przewertowano w nich chyba wszystkie rodzaje problemów, pokazano wszystkie grupki rodzaje ludzi. Nikt jednak tak dobrze jak John Hughes nie wszedł w kręgi młodych ludzi rozumiejąc ich, ich psychikę, a co najważniejsze stając po ich stronie, tworząc najważniejszymi postaciami, budując naszą do nich sympatię tak umiejętnie i nienachalnie jak to tylko możliwe. Okraszona świetnymi dialogami, kapitalną muzyką i bardzo dobra grą aktorską opowieść, która często bawi, ale i daje do myślenia. Ilość emocji jaka jest nam przekazywana jest naprawdę imponująca. Każdy może znaleźć w bohaterach cząstkę siebie. Zastanowić się nad własnym życiem, nad tym czy ludzie których postrzegamy w określony sposób nie są inni niż nam się wydaje.
"Klub winowajców" to jeden z tych kultowych filmów z lat 80. który każdy z nas widzieć powinien. To film dla każdego bez względu na wiek, poglądy, charakter.
Mała Miss/ Little Miss Sunshine (2006)
Kolejny z filmów "must see".
"Mała miss" to film o rodzinie. Niezwykłej rodzinie, trochę dysfunkcyjnej, trochę dziwnej, ale kochającej się, a to właśnie ta miłość trzyma ich razem. Głowa rodziny to doradca życiowy Richard (Greg Kinnear), który uważa, że nigdy nie wolno się poddać i należy dążyć do perfekcji. Jego żona (Toni Collette) właśnie odbiera ze szpitala brata (Steve Carell), który niedawno próbował się zabić. Od tej pory będzie mieszkał w pokoju z siostrzeńcem (Paul Dano), który złożył śluby milczenia i nie złamie ich dopóki nie zostanie pilotem. Najmłodsza Olive (Abigail Breslin) to grubiutka, urocza dziewczynka w olbrzymich okularach, której największym marzeniem jest udział w konkursie piękności i oczywiście wygrana. Mała trenuje pod bacznym okiem dziadka (Alan Arkin), którego wyrzucono z domu spokojnej starości za narkotyki. Pewnego dnia cała rodzina rusza w pełną przygód i zwrotów podróż, której zwieńczeniem ma być konkurs Little Miss Sunshine.
"Mała Miss" to jeden z tych filmów podczas oglądania których uśmiech niemal nieodłącznie gości nam na twarzy. To przezabawna komedia o rodzinnie, która jednoczy się w dążeniu do celu. Mimo iż temat wydaje się banalny, w "Małej Miss" nie ma nic z banalność. W swojej komediowej otoczce porusza przecież problematykę oswajania się z tym kim się jest. Mała Olive nie należy do piękności, boryka się z wyglądem, staje do konkursu u boku wypacykowanych, wymalowanych, wyćwiczonych lalek posyłanych na konkursy przez niewyżyte matki. Film porusza kwestię akceptacji, tolerancji i normalności w świecie, który jej nie potrzebuje. Każdy w tej rodzinie potrzebuje zrozumienia. Twórcy właśnie to próbują od nas pozyskać.
"Mała Miss" to świetne aktorstwo, scenariusz, zdjęcia i przede wszystkim muzyka, która jest zwieńczeniem dzieła.
To film, który wywołuje uśmiech. To przyjemne kino, w którym dowcip jest na pierwszym miejscu, a pod którym skrywa się kilka ważnych kwestii, które kształtują tę rodzinę. Każdy dramat, każdy problem, każde potknięcie przyjmowane jest na klatę, z uśmiechem w taki sposób, że chcemy być częścią tej dziwnej rodziny. W końcu zawsze chodzi o miłość.
Na koniec bardzo chciałabym podziękować Ani G. i zadedykować jej tę notkę, którą tak topornie pisałam i nie mogłam skończyć. Dzięki za to, że gdy pisałam byś mi nie przeszkadzała ty na złość odciągałaś mnie od pracy powodując, że pisałam to 2 razy dłużej.
Pierwsze popieram, drugie muszę koniecznie obejrzeć :)
OdpowiedzUsuńPierwszy mam już w kolejce, a drugi właśnie został na nią wciągnięty. P.S. Zawsze do usług. ;)
OdpowiedzUsuńMam wielką ochotę w końcu obejrzeć Breakfast Club, bo wiele o tym filmie słyszałam. Plus, podobno ścieżka jest boska, ale tego dowiedziałam się z innego filmu, w którym ten był chwalony. także na pewno znajduje się na mojej liście do obejrzenia :)
OdpowiedzUsuńdrugi? ciągle trafiam na ten film, to na filmwebie, to na jakiejś innej stronie, i szczerze mówiąc... chyba w końcu będę musiała go oglądnąć. i przestać oceniać filmy po tytule.
Ciekawie opisany temat. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń