piątek, 15 maja 2015

Avengers: Czas Ultrona

W kwestii filmów o superbohaterach jest ze mnę jak z dzieckiem. Należę do tych osób, którym nie wystarczy pójście do kina. Nie, ja namiętnie śledzę wszystkie nowinki z planu, oglądam materiały, wywiady. Chcę wiedzieć jak najwięcej. Gdy teraz tak o tym myślę, to mimo, że licencjat mam dawno za sobą (i pamiętam, że obiecałam niektórym dać go do przeczytania), to ten temat jeszcze w większym stopniu pochłania moje życie. Mam 23 lata (Glazer, nadal mam 23, nie śmiej się) i według niektórych powinnam wydorośleć, ale jeśli dorosłość wiąże się z rezygnacją z takiej przyjemności, to ja jej nie chcę. 

Już chyba pisałam niejednokrotnie o tym, jak bardzo lubię oba Universa, i nadal nie mogę wybrać między DC a Marvelem i chyba nigdy wyboru nie dokonam. Sprawa jest prosta, w zależności co w danej minucie oglądam, tego jestem największą fanką. I w momencie, gdy na ekranie pojawiło się to:


Przez najbliższe 3 godziny nie liczy się nic niż Avengeersi. 


Zanim udało mi się obejrzeć film, chociaż planowałam iść na premierę, ale przez Offa się nie udało, zdążyłam usłyszeć, chyba po raz pierwszy w przypadku tych filmów, tak różne opinie. Od "szkoda kasy" do "takiej napieprzanki super bohaterów nie było jeszcze w kinie". A że są to opinie ludzi, którzy mają podobne zdanie o tym gatunku, jak ja, byłam zdziwiona. Umówmy się jednak, nawet gdyby nikt na ten film iść nie chciał i tak bym poszła.

Po seansie rozumiem obie strony i potrafię dokłądnie zrozumieć dlaczego opinie są tak podzielona. Ja jednak napiszę to wyraźnie już na początku, bez zbędnego owijania w bawełnę. Dla mnie Avengers: Czas Ultrona byli świetni.

To czego oczekuję od tekiego gatunku to dobrej zabawy, niezłej "napieprzanki superbohaterów", mnóstwa efektów specjalnych, humoru i otwartego zakończenia, które powoduje, że po prostu muszę wydać kolejne pieniądze, na kolejny film, by czuć się w pełni zaspokojonym.


Z filmami o superbohaterach jest tak, że trudno by cokolwiek cię zaskoczyło. Wiesz czego żądasz i dostajesz to, w mniejszej lub większej dawce.

Ale przejdźmy do rzeczy.

To czego na pewno nie brakuje to "napierdalanka:, wybuchy, rozpadające się domy, mnóstwo szkła. Sekwencje walki są naprawdę imponujące, a jedną z tych wielkich otrzymujemy już w pierwszych scenach filmu. Jakby Joss Whedon chciał za Hitchcokiem rozpocząć od wielkiego bum i by później napięcie jeszcze rosło. Oczywiście filmy superbohaterskie to nie thrillery wiec napięcie raczej balansuje na zasadzie sinusoidy, ale i tak dostajemy kilka naprawdę wielkich sekwencji bitewnych, za które widzowie IMAXa na pewno dziękują. 

To wszystko robi naprawdę spore wrażenie, ale to co wydaje się jednak najistotniejsze w całym  tym filmie, i co wydaje m się mogło wprowadzić konsternację w "fanach" to bohaterowie. 


Tępo filmu "siada" gdy przechodzimy do sekwencji, w których twórcy skupiają się na postaciach by przybliżyć ich tok myślenia i zachowanie. Oczywiście możecie powiedzieć, że po to dostają indywidualne filmy, ale umówmy się- takie filmy otrzymała tylko połowa z squadu, więc nie dziwi chęć ukazania biografii reszty. 


Cała powyższa trójka to postacie, o których wiemy już na prawdę sporo. Każdy z nich doczekał się minimum 2 filmów, a kolejne czekają w kolejce. Chociaż zepchnięcie ich wątków troszkę na bok, szczególnie uwielbianego przez wszystkich Iron Mana, może fanów boleć, dało to możliwość pokazania pozostałej trójki, przez co nareszcie stworzono drużynę, w której wszyscy są tak samo ważni. W poprzedniej części bez wątpienia brylowali i chociaż tutaj ich wątki nie są pomijane, bo przecież to Tony wymyśli Ultrona, a Capitan jest szefem, to Avengersi nabrali nowego znaczenia i wizerunku.

 

Wątek tych dwojga- najsłabszy w całym filmie i znacząco psujący mi odbiór, został jednak wyssany z dupy. I chociaż przyczyniło się to do przybliżenia nam sylwetek bohaterów, a w szczególności Czarnej Wdowy, doskonale wiemy, że lepiej byłoby gdybyśmy tego oglądać nie musieli. Ponownie jednak zostaliśmy utwierdzeni w tym, że Marvel doskonale potrafi marnować potencjał, a nie przewidzenie w planach produkcyjnych filmu o Natashy Romanoff to ich największy błąd.



Gdybym was niedawno zapytała o skład Avengersów pewnie byście zapomnieli o tej postaci. Od czasu pierwszego Thora spychanie na margines Hawkeye'a bolało mnie niezmiernie. Wszyscy traktowali go jak taki rzep co się przyczepia, zestrzeli paru kosmitów i jest niepotrzebny. Tak też myśleli twórcy i ogłosili, że najprawdopodobniej w kolejnym filmie pożegnamy się z Clintem. Jednak jak się okazało fanów takich jak ja było więcej i wspólnymi siłami, petycjami, twittami, komentarzami daliśmy znać twórcom, że się zwyczajnie nie zgadzamy. Nawet Jeremy Renner wiedział, że mamy problem, a tym video udowodnił, że zna swoją postać na wylot:



Nie wiem czy to kwestia mnogości scen z Hawkeyem spowodowała, że film podobał mi się jeszcze bardziej, ale z pewnością nie przeszkodziła mi w odbiorze. Jest zabawnie, jest Hawkeye'owo, jest dobrze.

Chociaż czarny charakter w Avengers 2 nie jest tak wyrazisty jak Loki (i tak wspaniały) to wydaje się, że nie tyle zależało twórcom na pokazaniu zła, co właśnie głównych superbohaterów. Ultron jest raczej niezwykle dojrzałym przedstawicielem zła, który swoją złość przejawia w sposób inteligentny i tym samym odkrywa istotę powstania Avengersów, ich wady, które nam widzom były już znane. Nie jest jakoś bardzo demoniczny, nie jest szaleńcem, po prostu jest złem, ale takim, które i nas może dosięgnąć- sztuczna ineligencja, bum i mamy Matrix. Przyjemnością było oglądanie popisów Elizabeth Olsen/ Scarlet Witch i Aarona Taylor-Johnsona/ Quicksilver chociaż przyznam, że w portretowaniu tej postaci moje serce należy do Evana Petersa z X-Men: Przeszłość, która nadejdzie.

Jak zwykle dostaliśmy wiele odniesień do tego co było, jest i będzie. Marvel skrupulatnie dba o to by każdy oglądał wszystkie jego produkcje- seriale, filmy. Bez przygotowania, nieraz można się pogubić. Twórcy darowali sobie opowiadanie przyczyn rozpadu S.H.I.E.L.D. Lekkie aluzje każdemu powinny wystarczyć. 

Koniec patyczkowania się. Whedon daje nam dużo wszystkiego. Można nie nadążyć i jeżeli taka dawka superbohaterstwa wam nie odpowiada, możecie wyjść niezadowoleni. Ale to co mnie urzekło, to to, ze w tym natłoku wszystkiego, to wszystko układa się w spójną historyjkę. Film o superbohaterach wreszcie stał się filmem komiksowym. Koniec owijania w bawełnę, koniec patyczkowania się. Whedon zakłada, że ma do czynienia z wychowanymi na filmach, inteligentnymi i łapiącymi aluzje widzami. Jeżeli nie nadążasz to nie filmy dla ciebie. 

Świetna praca kamerą, wiele ujęć, które niczym wyciągnięte z komiksu mogą śmieszyć, ale są efektowne i na pewno dopełniają obraz.

Kapitalny humor słowny, zabawa dialogiem. Każdy bohater wyraźnie zilustrowany wybrzmiewa własnym głosem. 



Wszystkiego jest naprawdę dużo, ale nie masz przesytu, chcesz więcej i głośniej. Avengersi od początku stanowili ogniwo spajające które łączy to co było i zapowiada to co nadejdzie. Przygotowuje grunty, buduje historie. Po wyjściu z kina nie myślisz tylko o tym co widziałeś, ale snujesz własne teorie nad tym co zobaczysz. 

Sprawa jest prosta- jeżeli w przyszłości planujecie kontynuację przygody z Marvelem nie możecie pominąć tego filmu, a jeżeli tak, to koniecznie musicie udać się do kina, zasiąść w wygodnym fotelu,  głośnej sali z wielkim ekranem. Nie zastanawiaj się nad tym ile kasy zarobią producenci, ale zastanów się ile przyjemności ścieknie na ciebie z ekranu. Zawsze warto. Taka jest moja dewiza.




1 komentarz:

  1. Mi osobiscie spodobała sie reklama filmu poniewaz sa takie same jak z pierwszych Avengerow (fani komiksów wiedza o co mi chodzi). Jednak zawiodłam sie na filmie gdyz czekałam na Lokiego a jego scenę postanowili wyciąć na koszty produkcji.

    OdpowiedzUsuń

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia