Hej! Dziś będzie egzystencjalnie.
Czasami tak mam, że już nie potrafię siedzieć cicho, a że ostatnio ten stan się nasilił, chyba przyszła odpowiednia pora na werbalizację myśli i podzielenie tym z wami. Często nie wychodzi to mi najlepiej i później tego będę żałować, ale od czego mamy internet jak nie od wylewania żalów i brudów na to co nam się nie podoba?
No właśnie, dziś będzie o tym co mówimy a co powinniśmy przemilczeć.
Sprawa jest prosta. Żyjemy w świecie, który daje nam tę wspaniałą demokratyczną możliwość, którą jest wolność słowa. Każdy z nas może mówić to co chce i kiedy chce. Tylko widzicie, definicja wolności słowa zawiera jeszcze drugi człon a jest nim poszanowanie owych poglądów przez innych. Oznacza to, że tak, możesz wyrażać swoją opinię ale w taki sposób, że nie godzi to w drugiego człowieka. I z tym Kochani mamy problem.
Nie chcę wdawać się tu w dyskusje polityczne. Wiemy wszyscy doskonale, że od kilku dni sytuacja na świecie jest tak napięta, że jakiekolwiek racjonalne dialogi nie mają szans zaistnienia. Jednym komentarzem w tym poście odnośnie sytuacji politycznej niech będzie ta piosenka. Wsłuchajcie się tylko w słowa. Wiem że ją doskonale znacie, ale czy ją naprawdę słyszeliście?
Dziś chciałabym jednak porozmawiać o innym wymiarze wolności słowa. Tej która jest częścią popkultury, każdego fana, widza czy czytelnika.
Dawno temu, ok jeszcze w latach 90tych, kiedy oglądaliśmy seriale, filmy, czytaliśmy książki, jedynymi osoba z którymi mogliśmy dzielić się swoimi przemyśleniami były te osoby, które robiły to z nami- rodzina, przyjaciele. Nawet jeżeli nasze poglądy się różniły, rozmawiając w cztery oczy mogliśmy sprowokować ciekawą dyskusję. Dziś jest inaczej. Internet, portale społecznościowe, fora internetowe dały nam możliwości nie tylko globalnego łączenia się w grupy fanowskie, ale również niemal natychmiastowej możliwości reakcji na to co się dzieje. Dziś jak oglądamy serial już na żywo możemy prowadzić dyskusję z kimś z drugiego końca świata. Dziś możemy rozmawiać z twórcami i zadawać im pytania. Internet jest niesamowity, ale jest też niestety bezkarny. Dzisiejszy fandonizm jest czymś co ma swoje jasne i ciemne strony. Z jednej strony cieszymy się z możliwości, mamy więcej informacji, bardziej się angażujemy, ale z drugiej każdy ma poczucie, że może napisać wszystko co mu się podoba, może wyrazić swoją frustrację i nikt na tym nie ucierpi. Tylko ludzie się mylą.
Zapominamy, że po drugiej stronie siedzą żywe osoby, które czują, które to czytają.
Nie chodzi mi o to, że nie możemy krytykować. Oczywiście że możemy, możemy powiedzieć głośno, że czegoś nie lubimy i coś się nam nie podoba. Tylko nie zawsze potrafimy krytykować.
Są dwa rodzaje krytyki:
1) konstruktywna krytyka, której celem jest przekonanie osoby B (np twórcy serialu, lub widzów), że to co robi nie jest dobre i że tego nie lubimy. Taka krytyka jest szczera, ale też ma na celu wpłynięcie na osobę B by ta zmieniła to, co nam się nie podoba. Jest to krytyka, którą chcemy osiągnąć coś dobrego, chcemy by coś zmieniło się na lepsze.
2) mówię bo mam prawo i w dupie mam co myślisz to ten rodzaj, który zauważam najczęściej. Są to komentarze które nie tylko ranią innych, ale mają na celu wywołanie dyskusji, której głównym celem będzie hejtowanie się nawzajem. Taka krytyka nie przynosi nic poza frustracją i zniszczeniem. Kończy się na wyzwiskach i braku szacunku, a przecież dyskusja toczy się pod postem odnośnie ostatniego odcinka serialu.
Ludzie zapominają o tym jaką moc ma słowo, jak potrafi ranić. Wykorzystują tanie sztuczki tylko po to, by widzieć jak świat płonie. Nawet jak jest to tylko świat fandomu. Zapominają, że skoro ty coś możesz przeczytać to twórcy też. Zapominają, że obrażając aktorów nie pozostają niezauważeni. Że to też ludzie. Hejterzy siedzą sobie w domach na swoich grubych tyłkach, zajadając czipsy i nagle im przychodzi coś do głowy i postanawiają coś napisać.
Oczywiście możecie wyrażać swoje poglądy, ale czasami różnicę zrobi dobór słów, by osoba po drugiej stronie, czy ktoś kto się z tobą nie zgadza, nie poczuł się urażony tylko kiwną głową i powiedział "ok, szanuję twoje zdanie. Mam inne, ale ty też możesz mieć rację".
Czy to naprawdę takie ekscytujące denerwować innych, sprawiać im ból tylko dlatego, że nie chce ci się dopisać kilku słów wyjaśnienia? Zamiast pisać "to gówno" może napisz dlaczego ci się to nie podoba? Inteligenty komentarz zrobi więcej niż idiotyczna próba wywołania internetowego szumu.
Jestem typem osoby, która angażując się w coś, robi to bardzo dogłębnie. Przeżywam to co dzieje się na ekranie lub w książce i widząc komentarze, które np obrażają kogoś tylko dlatego, że lubią kogoś innego, co nie ma sensu i racjonalnych podstaw, sama czują się urażona. Tak jakby mając inne poglądy, będąc mniejszym krzykaczem, jestem kimś gorszym. A ta druga osoba podnieca się bo dostaje więcej lajków. I siedzi i patrzy i wygląda to tak:
I jeżeli coś ci się nie podoba przestań oglądać. Nie komentuj tego co nie lubisz, skup się na pozytywach. Świat jest wystarczająco popieprzony żeby ludzie snuli wojny o to czy bohater powinien zrobić to czy tamto, czy ona powinna wybrać jego czy nie. Czy twórcy psują czy nie swój program.
Serio, żyjemy w świecie gdzie o twojej wartości jako człowieka znów decyduje kolor skóry lub religia. Ludzie nie myślą- ludzie oceniaj. Czy nie możemy przynajmniej naszych hobby, przestrzeni rozrywki oddzielić od shitu w jakim żyjemy? Czy tam też mamy bać się, że zostaniemy zrugani z błotem bo podzielamy inne poglądy, bo coś lubimy?
Chyba nie w takim świcie chcemy żyć...
W ostatnich dniach hejt jako taki po prostu mnie przytłoczył. W którymś momencie musiałam powiedzieć sobie "dość" i po prostu wyłączyć Facebooka, Instagrama i inne środki komunikacji, bo nie byłam w stanie inaczej się uchronić przed dyskusją, która z sensem i uważnością na drugiego człowieka nie miała nic wspólnego. Boję się tego zjawiska, martwi mnie istnienie ludzi, którzy za jedyny cel obierają sobie narzekanie i w gruncie rzeczy umartwiają się poprzez nakręcanie się i stały kontakt z tym, czego nienawidzą. I naprawdę nie wiem, jak z tym walczyć, bo każdy pozytywny głos nie tylko zostaje zakrzyczany, ale też powoduje nową falę ataków.
OdpowiedzUsuńCo do strony fandomu - trzymam się od niego z daleka, odkąd na jednej z prelekcji dotyczących serialowego "Hannibala" (nie pamiętam już na jakimś konwencie) dwie przypadkowe osoby za mną właśnie się poznały i rozpoczęły znajomość od pytania "A ty jesteś za Hannibalem czy za Grahamem"? Zabrzmiało jak standardowe pytanie kiboli. Stwierdziłam, że to nie dla mnie.
Dziękuję za ten post.
OdpowiedzUsuńDziękuję.
www.cynka7.blogspot.com