Helena Pelletier potrafi polować na zwierzęta i wytropić każdy ślad. Nauczyła się tego od ojca, z którym dorastała w całkowitym odosobnieniu w domku na trzęsawiskach. Mężczyzna był jej bohaterem, wzorem do naśladowania i idolem – do czasu, gdy zaczęła sobie uświadamiać, że obie z matką są na bagnach więzione, a ojciec kontroluje całe ich życie.
Teraz, piętnaście lat później ojciec ucieka z pilnie strzeżonego więzienia i ukrywa się gdzieś pośród moczarów. Helena ma jedno zadanie: dopaść ojca, zanim on dopadnie ją.
Akcja powieści Karen Dionne rozgrywa się na dwóch płaszczyznach czasowych, a każda z nich silnie przeciąga uwagę na swoją stronę.
Płaszczyzna pierwsza- przeszłość, Helen dorasta na moczarach, w odosobnieniu. Bez kontaktu ze światem zewnętrznym. Jedynymi jej towarzyszami są władczy ojciec, którego dziewczynka jednak bardzo podziwia i cicha, podatna matka, która jest jej obojętna. Dziewczynka nie rozumie chłodu kobiety, dlaczego tak nienawidzi moczarów. Nie rozumie, że jej ojciec jest też oprawcą, który kilkanaście lat wcześniej uprowadził matkę gdy ta była ledwo nastolatką, a moczary to tak naprawdę więzienie.
Płaszczyzna druga- teraźniejszość. Już po opuszczeniu moczarów. Helen żyje z mężem i córkami, jest szczęśliwa, do momentu gdy ojciec ucieka więzienia. Teraz Helen staje przed trudnym zadaniem gdzie musi stawić czoła człowiekowi, który w dzieciństwie by jej idolem a uczucia, które nadal w głębi niej tkwią.
Te dwie płaszczyzny są doskonałym portretem psychologicznym dziecka i kobiety kształtowanym w bardzo skomplikowanej i trudnej rzeczywistości. Portret pierwszy to dziecko, które nie zna, nie rozumie innego świata. Które powoli, dorastając zaczyna pojmować co się wydarzyło, ale nie pasuje do jej ideału. Dla czytelnika to też spojrzenie na okrutny świat, okrutnego człowieka i wspomnienia dziecka, często idealizującego ten obraz, jest dla nas jak zderzenie z pociągiem. Dla niej czarnym charakterem była często matka, która nie podzielała jej entuzjazmu i miłości do moczarów, dla nas oczywiście był ona ofiarą. I w tej sytuacji żołądek nam się skręca z nerwów, a ręce zaczynają się pocić. To nie syndrom sztokholmski to coś znacznie gorszego. Niestety często trudne do przełknięcia.
Portret drugi to dojrzała kobieta, która wie co ją spotkało, wie co spotkało matkę. Zdaje sobie sprawę z okrucieństwa ojca. Jest gotowa za wszelką cenę bronić rodziny. A jednak nadal nazywa go ojcem, nadal odzywa się w niej zapatrzone w niego dziecko. I dochodzi do trudnego zderzenia wielu uczuć.
Córka króla moczarów nie zawiera jakiejś wielkiej tajemnicy. Napięcie nie jest budowane wokół jakiejś zagadki, niebezpieczeństwa nawet. Tu buduje je przeszłość, konstruowana tak by maksymalnie naprężyć nerwy czytelnika. Bo to ona działa na teraźniejszość.
Najbardziej poruszająca w książce jest świadomość, że to historia jest tak prawdziwa. Tam gdzieś, może właśnie w tym momencie w którym to czytasz, ktoś jest przetrzymywany, ktoś został porwany. Najlepsze historie pisze życie, niestety te najgorsze też. I tu ten realizm jest bardzo wyczuwalny.
Zaczynając powieść nie wiedziałam jak bardzo mnie zaangażuje. Jak bardzo w nią wsiąknę i jak bardzo mną ruszy. Główną bohaterkę darzyłam często złością do której nie miałam prawa. Bardzo trudny, skomplikowany temat.
To książka sprzecznych emocji i nieustannego napięcia. Bardzo dobrze napisany thriller psychologiczny przysparzający nam moralnych dylematów. Obraz oprawcy, ofiary i wplątanego w to dziecka, które zna tylko jeden świat, ale nie może to być jedyny w jakim będzie żyło. Mnóstwo skomplikowanych płaszczyzn, duże pole do przemyśleń dyskusji.
Za książkę dziękuję:
Zapomniałam o tym tytule, ale teraz mam go już zapisany :)
OdpowiedzUsuńMyślę, że również mogę się bardzo zaangażować w tę książkę. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuń