Z kupowaniem książek jest tak, że gdy jesteś początkowym zbieraczem, albo po prostu czytasz niewiele, każdy zakup musisz przemyśleć kilka razy. Rozumiem to. Sama kilka lat temu byłam na tym etapie. Myślałam, że jak nie mogę dostać czegoś w pdf, to pójdę do biblioteki, albo jakoś sobie załatwię. Jednak szybko odkryłam, że nie ma nic lepszego niż zakupy. Szczególnie te książkowe.
Z kupowaniem książek jednak rodzi się pytanie - czy ja to drugi raz przeczytam? To pytanie sobie zadaję ciągle: czy chcę tę książkę tak bardzo? Albo jak skończę, czy w przyszłości znów po nią sięgnę? Nie często mam okazję do ponownej lektury, ale to dlatego, że zwyczajnie mam za dużo książek. Czasami jednak robię wyjątek i tak było tym razem.
(podoba ci się to zdjęcie? daj lajka na Instagramie)
Porozmawiajmy więc o książce którą już raz czytałam w oryginale, ba nawet recenzowałam i serdecznie proszę, byście w tym momencie przerwali czytanie tego tekstu i cofnęli się 2 lata do tył by zapoznać się z moją pierwszą recenzją.
Przeczytane? Dobrze, więc jak po tym czasie odbieram tę historię?
Gdy pisałam poprzednio, że dużym plusem historii jest odejście od standardowego dramatyzmu powieści o chorobie, nie myliłam się. Tym razem jednak, ponieważ starałam się wyczuć coś więcej odkryłam jak ciekawy w gruncie rzeczy portret nastolatka nakreślił nam autor. Przyzwyczajeni jesteśmy, że powieści młodzieżowe dostarczają nam bohaterów nad wiek dojrzałych, mądrych których kwestie są głębokie i przemyślane. I to zostaje tu troszkę wyśmiane, ponieważ umówmy się, jako nastolatkowie raczej nie posiadaliśmy całej wiedzy świata, szczególnie jeżeli przypominaliśmy Grega, któremu tylko wydaje się, że jest istotą poprawnie funkcjonującą społecznie.
Andrews troszkę na przekór normom pokazuje nam nastolatka prostego, bezpośredniego i trochę zagubionego. Takiego który jako narrator w pełni zdaje sobie sprawę z tego, że to co mówi jest banalne i czasem niewłaściwe, ale w sytuacjach realnych i tak z tego nie korzysta. Byliście kiedyś narratorami własnego życia? W głowie wszystko wydaje się proste "powiem tak, zrobię to" i nagle przychodzi do czynów i nic nie wychodzi. Bo życie nie jest takie łaskawe byśmy wszystko mogli robić wg scenariusza. A Greg ma istny dar do partolenia roboty.
Czego nie napisałam poprzednio, albo czemu nie poświęciłam należytej uwagi to forma w jakiej jest to napisane. Wiem, bo sporo osób to komentowało, że styl nie do końca przypada do gustu. Mnie to właśnie styl podejście do tematu podobał się najbardziej. Niezwykle prosty na pierwszy rzut oka jest ironiczną odpowiedzią na rzewne młodzieżówki o raku. Nie mówię by Jesse Andrews stawał przeciwko Greenowi i jego podobnym. Staje raczej w opozycji do schematów do których nas przyzwyczajono. Łamie pewne konwenanse. W swojej narracji jest często niechlujny. Czasami Greg potrafi porządnie wkurzyć, a ja w tym wszystkim odkrywam prawdę. Podoba mi się jednak to luźne podejście, bezpośredni kontakt z czytelnikiem. Genialne tytuły i wprowadzane elementy scenariusza, świetnie współgrają z głównym bohaterem.
Nie chce wygłaszać tu tych samych zapewnień, co przy poprzedniej recenzji. Mam nadzieję, że jak ja czytaliście to wiecie wystarczająco dużo.
Co jest moim celem na dziś to przekonanie Was, ze warto dać jej szansę. Nie wiem dlaczego pojawiały się te niepochlebne recenzje, ale rozumiem, ze ta książka jest dziwne. Dziwna i myląca. Inna. I jak dla mnie jak najbardziej wpisuje się w konwencje fabularne. A gdy styl jest spójny z całą resztą od wydarzeń po bohaterów, to ja uważam, że jest dobrze.
Nie chcę się powtarzać, myślę że wystarczy. Poświęciłam tej książce po raz kolejny kilka godzin i nie żałuję. Poza tym dobrze widzieć starannie wykonaną pracę tłumacza co niestety nie jest oczywistością.
Pamiętam, że gdy wyszła informacja od Wydawnictwa Moondrive, że wydadzą książkę, ale będzie dostępna tylko w boxie byłam wkurzona. Bo gdy czytam coś co mi się podoba, chcę by to przeczytał cały świat. I teraz jest ku temu okazja. Moondrive uruchomiło Moondrive Shop, gdzie dostępne są także te limitowane książki. Dlatego chciałabym byście rozważyli danie tej pozycji szansy.
Może wam się nie spodobać, może ją pokochacie, ale bez wątpienia to coś co trudno porównać z czymś innym. To powiew świeżości, a jeżeli kochacie czytać powinniście chociaż próbować odkrywać nowe lądy. Choć troszeczkę.
Czego nie napisałam poprzednio, albo czemu nie poświęciłam należytej uwagi to forma w jakiej jest to napisane. Wiem, bo sporo osób to komentowało, że styl nie do końca przypada do gustu. Mnie to właśnie styl podejście do tematu podobał się najbardziej. Niezwykle prosty na pierwszy rzut oka jest ironiczną odpowiedzią na rzewne młodzieżówki o raku. Nie mówię by Jesse Andrews stawał przeciwko Greenowi i jego podobnym. Staje raczej w opozycji do schematów do których nas przyzwyczajono. Łamie pewne konwenanse. W swojej narracji jest często niechlujny. Czasami Greg potrafi porządnie wkurzyć, a ja w tym wszystkim odkrywam prawdę. Podoba mi się jednak to luźne podejście, bezpośredni kontakt z czytelnikiem. Genialne tytuły i wprowadzane elementy scenariusza, świetnie współgrają z głównym bohaterem.
Nie chce wygłaszać tu tych samych zapewnień, co przy poprzedniej recenzji. Mam nadzieję, że jak ja czytaliście to wiecie wystarczająco dużo.
Co jest moim celem na dziś to przekonanie Was, ze warto dać jej szansę. Nie wiem dlaczego pojawiały się te niepochlebne recenzje, ale rozumiem, ze ta książka jest dziwne. Dziwna i myląca. Inna. I jak dla mnie jak najbardziej wpisuje się w konwencje fabularne. A gdy styl jest spójny z całą resztą od wydarzeń po bohaterów, to ja uważam, że jest dobrze.
Nie chcę się powtarzać, myślę że wystarczy. Poświęciłam tej książce po raz kolejny kilka godzin i nie żałuję. Poza tym dobrze widzieć starannie wykonaną pracę tłumacza co niestety nie jest oczywistością.
Pamiętam, że gdy wyszła informacja od Wydawnictwa Moondrive, że wydadzą książkę, ale będzie dostępna tylko w boxie byłam wkurzona. Bo gdy czytam coś co mi się podoba, chcę by to przeczytał cały świat. I teraz jest ku temu okazja. Moondrive uruchomiło Moondrive Shop, gdzie dostępne są także te limitowane książki. Dlatego chciałabym byście rozważyli danie tej pozycji szansy.
Może wam się nie spodobać, może ją pokochacie, ale bez wątpienia to coś co trudno porównać z czymś innym. To powiew świeżości, a jeżeli kochacie czytać powinniście chociaż próbować odkrywać nowe lądy. Choć troszeczkę.
Właśnie ja też byłam zirytowana, że ksiązka nie pojawiła się w normalnych księgarniach. Do tej pory mam przez to niesmak i chociaż historia brzmi świetnie, to nie mam ochoty jej czytać
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
To Read Or Not To Read