Dziś alfabet trochę w innym wydaniu bo z książką, którą już recenzowałam, ale która właśnie otrzymała drugie życie, drugą twarz i czas to uczcić.
Minęły dobrze ponad dwa lata od kiedy przeczytałam Cinder po raz pierwszy. Wtedy jeszcze w innej szacie, innym tłumaczeniu i bez grosza ekscytacji. Gdy sięgnęłam po nią ostatnio była to całkiem nowa przygoda i właśnie o tym chciałabym z Wami dziś pomówić.
Nie ma sensu pisanie pełnej recenzji raz jeszcze, najpierw po prostu sięgnijcie po mój post sprzed 2 lat, a później wróćcie tu.
Jak pewnie widzicie nie tylko oładka uległa zmianie. Tak 2 lata temu robiłam zdjęcia kalkulatorem na nudnym tle i tak mój styl... Oboje z Cinder ewoluowałyśmy.
Oprócz oczywistych zmian jak okładka, która swoja drogą teraz jest dużoooo ładniejsza, bo tylko spójrzcie na nie:
jak i wydawnictwa, które miejmy nadzieję tym razem nie porzuci serii w połowie jak miało to miejsce poprzednim razem, zmianie uległ też mój stosunek do powieści.
Wiadomo, że łatwiej się czyta coś co się już zna, ale nie zawsze czerpie się z tego większą przyjemność niż za pierwszym razem. Już po kilku stronach bardzo łatwo wniknęłam w ten świat. Chociaż już znany i tak odkrywałam go na nowo. Z łatwością przychodziło mi też przypominanie sobie szczegółów. To jak powrót w ulubione miejsce z dzieciństwa, a radość w cale nie maleje tylko dlatego, że się już tu było.
Mimo, że już przeczytaliście recenzję #1 i tak zwrócę uwagę na parę szczegółów. Po pierwsze Cinder, dużo lepiej odbieram ją teraz. Nie wiem dlaczego, może automatycznie porównuję ją w pewnym stopniu do tysięcy innych bohaterek jakie od pierwszego razu poznałam. Łatwiej mi tez było wczuć się w jej sprawy rodzinne, lepiej rozumiem dlaczego było tak a nie inaczej. W gruncie rzeczy Meyer bardzo dobrze przetransportowała tę starą baśń i zaadaptowała ją na potrzeby swojej historii. Teraz widzę to wyraźniej. Za pierwszym razem chyba za bardzo zignorowałam fakt, że Cinder mimo wszystko nie jest człowiekiem, zignorowałam jej przeszłość i to jak może to oddziaływać na jej działania. Nie że całkowicie zmieniłam swoje zdanie, nadal przy nim obstaję, jednak mam teraz drugą perspektywę i mogę wypoziomować swoją opinię.
Pewnie większość, która czytała książkę, czy to po angielsku czy polsku zastanawia się czy opłaca się sięgnąć po nią raz jeszcze. W mojej opinii jak najbardziej. Za drugim razem lektura podobała mi się jeszcze bardziej i naprawdę nie przesadzam. Po drugie wreszcie dostaniemy całą serię, w ładnych okładkach, a co do treści, później ma być jeszcze lepiej więc nie widzę żadnych przeciwwskazań by sięgnąć po Cinder raz jeszcze.
A do tych którzy jeszcze nie nie mieli z nią do czynienia powiem, że z wielu książek z jakimi miałam do czynienia Cinder jest jedną z najoryginalniejszych i najciekawszych współczesnych fantastyk YA. Ma powiew świeżości. Przetransportowanie dobrze znanej baśni do przyszłości i zrobienie z niej całkowicie nowej historii było świetnym pomysłem. Nadal można w niej wyczuć genezę w postaci baśni Kopciuszka, ale ma tu tyle nowego, że powieść Meyer stanowi swoją indywidualną opowieść.
Żeby nie było tak kolorowo, jest jedna rzecz której nie jestem pewna. Przetłumaczenie Lunarów jako Księżycowych. Trochę według mnie stracili na tajemniczości. Nie jestem przekonana czy to był dobry zabieg. Poza tym jednak nowe tłumaczenie jest bardzo dobre. Książkę czyta się fantastycznie szybko i trudno się od niej oderwać.
Nie mogę doczekać się na więcej.
I tym razem Cinder dostaje pół gwiazdki więcej.
Pewnie większość, która czytała książkę, czy to po angielsku czy polsku zastanawia się czy opłaca się sięgnąć po nią raz jeszcze. W mojej opinii jak najbardziej. Za drugim razem lektura podobała mi się jeszcze bardziej i naprawdę nie przesadzam. Po drugie wreszcie dostaniemy całą serię, w ładnych okładkach, a co do treści, później ma być jeszcze lepiej więc nie widzę żadnych przeciwwskazań by sięgnąć po Cinder raz jeszcze.
A do tych którzy jeszcze nie nie mieli z nią do czynienia powiem, że z wielu książek z jakimi miałam do czynienia Cinder jest jedną z najoryginalniejszych i najciekawszych współczesnych fantastyk YA. Ma powiew świeżości. Przetransportowanie dobrze znanej baśni do przyszłości i zrobienie z niej całkowicie nowej historii było świetnym pomysłem. Nadal można w niej wyczuć genezę w postaci baśni Kopciuszka, ale ma tu tyle nowego, że powieść Meyer stanowi swoją indywidualną opowieść.
Żeby nie było tak kolorowo, jest jedna rzecz której nie jestem pewna. Przetłumaczenie Lunarów jako Księżycowych. Trochę według mnie stracili na tajemniczości. Nie jestem przekonana czy to był dobry zabieg. Poza tym jednak nowe tłumaczenie jest bardzo dobre. Książkę czyta się fantastycznie szybko i trudno się od niej oderwać.
Nie mogę doczekać się na więcej.
I tym razem Cinder dostaje pół gwiazdki więcej.
Za możliwość jej przeczytania dziękuję:
Super, że książka zyskała w Twoich oczach wraz z drugim wydaniem. To ciekawe, że przeszła taką rewolucję tylko dzięki zmianie wydawnictwa. Nie czytałam jeszcze tej serii, właściwie słyszę o niej po raz pierwszy, ale cieszę się, że dzięki Twojej recenzji mogłam się z nią zapoznać :)
OdpowiedzUsuńCzytałam i bardzo lubię tę książkę tylko jak dla mnie trochę przewidywalna :)
OdpowiedzUsuń