Zapytałam Was na moim Facebooku co wolicie, kilka małych recenzji oscarowych filmów czy jeden zbiorczy post. Wygrało to drugie i z perspektywy czasu bardzo się cieszę, bo o Oscarach w tym roku mam mało (i z drugiej strony dużo) do powiedzenia.
Mam taką tradycją od 4 lat, że staram się obejrzeć wszystkie nominowane filmy. Jak się udaje to nawet oglądam te z kategorii aktorskich. Niestety od dwóch lat Oscary stopniowo zaczęły u mnie tracić na jakości. Według mnie wygrywały nie te filmy co powinny i tak w tym roku cały ten oscarowy entuzjazm prysł po zeszłorocznej klapie. Nie mówię tylko o tej gigantycznej wtopie z ogłoszeniem wyniku, ale z samym przyznaniem nagrody dla Moonlight, w moim odczuciu najgorszego filmu w stawce.
Nie chcę szukać nigdzie podstępów, ale w roku w którym #BlackLifeMatters wygrywa wg mnie słaby i nic nie wnoszący poza tematyką, film o czarnym geju, trochę zakrawa na polityczny ruch. Szczególnie, że działo się to krótko po przejęciu władzy przez Trumpa. Jego konkurentem był natomiast La la Land który nie tylko pokazał coś nowego, ale też zrobił ukłon w kierunku historii kina, film który będziemy nadal oglądać za 10, 20 lat. O Moonlight za 3 nikt już nie będzie pamiętał. A 2 lata temu? Wygrywa kontrowersyjny film o księżach pedofilach, który również do kinematografii nie wnosi absolutnie nic, a zanim był nominowany kapitalny Mad Max, Zjawa czy Marsjanin. Czy mówię, że Oscary się upolityczniły? Tak, ale nikt tego publicznie nie chce przyznać.
Co więc mamy w tym roku?
9 bardzo różnych od siebie produkcji które trudno jest tak naprawdę porównać, bo są to często bardzo odległe od siebie gatunki, z kompletnie różną estetyką. Co więc je łączy? Przeciętność. Filmy te, chociaż dobre i bardzo dobre są po prostu kolejnymi tworami kina i trudno mi się w nich doszukać czegoś przełomowego, co zrewolucjonizowałoby przemysł filmowy. Oczywiście filmy nie zawsze muszą to robić, ale te nominowane do Osacara wg mnie powinny.
Mam taką teorię, że od paru lat kino się cofa. Nie powstaje nic, co wniosłoby powiew świeżości i jakiejś nowej idei. W kinie blockbusteowym dostajemy odgrzewane kotlety w postaci odległych galaktyk, dinozaurów i superbohaterów. W kinie Oscarowym? Albo klasyczne i sprawdzone kostiumowe produkcje, albo robione na styl offowy filmy które już od lat brylują na festiwalach kina niezależne.
Ten marazm tak bardzo mnie zdołował jakiś czas temu, że wybaczcie, ale ten post będzie przepełniony nutą goryczy i moim narzekaniem na upadek w kinie tego co lubiłam najbardziej: "esencji zachwytu".
W tym roku żaden film mnie nie zachwycił. Kilka przyprawiło o szybsze bicie serca, ale generalnie na większości się wynudziłam lub doszukiwałam dziury w całym.
O dziwo nie mamy żadnego, silnie politycznego aktualnie filmu, który bazuje na niedawnych emocjach. Najbliżej temu stoi Czwarta władza, która nie ukrywam podejmuje bardzo ciekawą tematykę, ale też zbyt nudna by widz w kinie siedział z ekscytacją wbijając oczy w ekran. Mimo kapitalnej obsady, świetnej gry aktorskiej, film jest w sumie całkiem przeciętny. Duet Meryl Streep i Tom Hanks to para marzeń, bo jest to śmietanka aktorska wszech czasów, jednak mam wrażenie, że potencjał tej historii siadł gdzieś na samym początku planowania, ponieważ jak film zaczął naprawdę się rozkręcać, skończył się w najbardziej ekscytującym momencie. Wiem, że afera Watergate była już wałkowana na wiele sposobów, ale po prostu to co działo się przed nią chyba nie interesuje widza tak bardzo. Sam film oczywiście zrobimy przepięknie i pieczołowicie, ale chyba to dalej za mało, mimo, że na napisach pojawiają się nazwiska o które wielu producentów dałoby się posiekać. Mimo to nie byłabym w szoku, że stawiany raczej na końcu wyścigu film Spielberga, mógłby nieoczekiwanie zgarnąć statuetkę. Wszak pada tu kilka podniosłych fraz o wolności słowa i prasy nie dla polityki a ludzi. Jednak już prędzej uwierzę, że zgarnie tę najważniejszą nagrodę niż, że zrobi to Meryl Streep, która może za niedługo okazać się największą przegraną Oscarów w historii bo jej bilans nominacja/wygrana jest bardzo niekorzystny, a będzie on rósł, bo na pewno to nie jest jej ostatnia szansa.
Co do filmów, które skończyły się za szybko, z większym bólem oglądałam Czas mroku, którego napisy końcowe wypadły w bodajże najciekawszym momencie. Filmów o Churchillu było mnóstwo i pewnie wiele jeszcze powstanie, czemu trudno jest się dziwić gdy mówimy o jednym z największych polityków w historii. Jest to film skrojony pod Oscary w każdym względzie. Takie klasyczne kino oscarowe, które ma chyba wszystkie elementy mogące mu tę statuetkę zagwarantować, ale wydaje mi się, że czasy kiedy to mogło nastąpić dawno minęły. Niestety. Sam bardzo lubię filmy historyczne i bardzo bym temu kibicowała, gdyby nie to, że i tu mi czegoś brakowało. Dojście Churchilla do władzy jest pasjonujące, ale w filmie trochę brakuje treści, trochę, jest za mało historii. I dlatego też wydaje mi się, że szanse na główną nagrodę ma zerowe. Nie zmienia to jednak faktu, że film ma element który absolutnie powala na łopatki i czasami, aż ma się ochotę wstać i bić brawo. Gary Oldman wreszcie Oscara dostanie, jego Churchill jest kapitalny, charakteryzatorzy również maja spore szanse, bo nawet gdy widzisz tam Oldmana, to momentami nie widzisz go w ogóle i to jest wspaniałe.
Mimo, że pisałam, iż filmy się nie łącza to nie trudno nie zestawiać Czasu mroku z Dunkierką, ponieważ to generalnie ten sam temat, ten sam czas. Różne jest w nich jednak niemal wszystko. Nolan to człowiek którego wielbię, za Batmana nie jestem jednak pewna czy kocham za Dunkierkę. Film z rodzaju tych które zawsze muszą być w zestawieniu najlepszych filmów, ale Oscarów od paru lat nie dostają. Muszę jednak przyznać, że jak na hollywoodzką produkcję jest to bardzo nieamerykański film wojenny. Nie ma popijania coli, palenia papierosów i rozmawiania o dziewczynach w okopach. Jest za to dużo zbliżeń, dźwięku i chaosu. I to był mój problem. Bo mimo, że film bardzo wciąga, to momentami aż boli. Boli nieustanne tykanie zegara, nieustanne napięcie i powiedziałbym, że to plus, możemy wczuć się w sytuację bohaterów. Bolą jednak również spore niedoróbki, które momentami wykręcały mi kiszki. Nowoczesne budynki na plażach Dunkierki, szybkie zmiany czasu i perspektyw. Muzyka jest świetna (Zimmer) ale w pewnym momencie jej aż za dużo, bo zamiast obrazem to nią buduje się napięcie, emocje, akcję. Nolan idzie w dobrym kierunku, ale to jeszcze nie to. Jednak! Ten film również może wygrać, bo są argumenty na jego korzyść i w sumie nic by mnie nie zdziwiło.
Nie zdziwiłby mnie również Oscar dla Lady Bird, której obecności w stawce chyba nie rozumiem najbardziej. Typowy coming of age film w klimacie takich, które raczej mimo, że o nastolatkach, są dla starszych, który ten okres życia maja już za sobą. Taki festiwalowy trochę film co wydaje się niskobudżetowy, ale takim nie jest. Sama produkcja chyba jest jedna jednym z moich ulubionych w stawce, bo ogląda się go bardzo dobrze. Film jest bardzo ciekawy, super zmontowany, nie udziwniany. Byłabym jednak zawiedziona, że tylko na tyle stać Akademię, bo chociaż film jest dobry, wg mnie nie wnosi nic nowego poza pokazaniem że Saoirse Ronan ma przed sobą wielką przyszłość. Chociaż chyba na jej statuetkę jeszcze za wcześnie. Film niemniej warty obejrzenia.
Mówiąc o nastolatkach odkrywających siebie. Chciałam zrobić wszystko po Bożemu i najpierw przeczytać Tamte dni, tamte noce, jedna się nie udało wiec do filmu podeszłam z wiedzą minimalną. Jeżeli Oscara miałby w tym roku zgarnąć film który jest spokojny, ładnie nakręcony, lekko offowy (oczywiście żaden w tym roku nie jest przełomowy) to skłaniałabym się ku tej produkcji. Jest to bardzo ładny, delikatny, stworzony z wielką dbałością o detale obrazek. Film który tylko zyskuje w miarę oglądania. Niestety momentami bywa nudny, trochę przeciągnięty, ale niektórzy z was powiedzą, że taki jego urok. Na wskroś przypomina mi filmy kina brytyjskiego lat 80. coś klimatem bliskie Rydwanom Ognia czy Pokojowi z widokiem. W moim odczuciu to komplement, chociaż pierwszego filmu nie lubię to ten klimacik jak najbardziej w moim stylu. Jeżeli mamy mówić o czymś przełomowym w tym kontekście to na pewno jest nim Timothée Chalamet który jest świetny i gdyby nie Oldman już widziałabym go ze statuetką (grał też w Lady Bird, ale tam jakoś jeszcze nie zwróciłam na niego uwagi).
Zatrzymując się jeszcze na chwilę przy brytyjskim kinie lat 80. w takim klimacie jest też trochę Nić widmo. Film o którym słyszałam tylko negatywne opinie, a który mnie osobiście się podobał. Nudnawy, powolny, z pięknymi kostiumami (które bardzo możliwe uszył sam Daniel Day-Lewis w ramach ćwiczeń) jest tak klasyczny, że to może właśnie być jego największym minusem. Film na swoją ubogość fabularną jest też prawdopodobnie zbyt długi, co nie zmienia faktu, że momentami czaruje. Nie czaruje natomiast Day-Lewis, którego aktorstwo za każdym razem onieśmiela i aż dziw, że taki talent nie dostaje statuetki co roku. To taki dysonans, bo on jest tak perfekcyjny, że może to boleć. W tym roku jednak jego rola nie była na tyle wymagająca byśmy mieli mu dawać Oscara, chociaż przysporzyła mu z pewnością sporo umiejętności, które powinien wykorzystać np. robiąc kreacje gwiazd na galę.
Mimo, że nie ma w tym roku wielkich faworytów o dwóch filmach mówi się najgłośniej. Kształt wody ma aż 13 nominacji i o ile nagrody dla Guillermo del Toro za reżyserię raczej się spodziewam o tyle za film już niekoniecznie. Problem mój z tym filmem polega na tym, że "czegoś' mu brakowało. Był dziwaczny, momentami niezrozumiały. Był to jednak chyba najbardziej oryginalny i innowacyjny film w całym zestawieniu. Trochę teatralny, zalatywało mi tu Amelią, ale myślę, że podobieństw do innych produkcji spokojnie się tu dopatrzycie. Może i dobry, ale bardzo dziwaczny. Mimo jednak, że film jak film mnie nie powalił, to za aktorstwo należą się wielkie brawa. Gdyby nie to, że Oscara dla aktorki dostanie ktoś inny Sally Hawkins wróciłaby do domu ze statuetką. Michael Shannon, Octavia Spencer, Richard Jenkins i nie lubiący grać bez charakteryzacji Doug Jones tworzą ten film. Poza tym mimo ładnych obrazków, nie do końca mnie przekonuje.
Przekonują mnie natomiast Trzy billboardy za Ebbing, Missouri bo chociaż to film kompletnie od czapy w stosunku do tego czego żądałabym od Oscarów, to jest to też film który wywołał we mnie prawdziwe emocje. Film który zaskakuje, który nie jest oczywisty i który przekracza pewne granice tego, do czego kino nas przyzwyczaja. Wszystko co sobie przed seansem zakładałam zostało wywrócone do góry nogami. I całe szczęście. Film ciekawy, poruszający z mnóstwem zwrotów akcji. Minusy? Nadal nie zmienia nic. Chociaż wydaje mi się, że ta jego pozorna normalność, która właściwie zostaje roztrzaskana już po kilku minutach to może być fajny kierunek dla innych. Jest to też film, który nawet jeśli nie wygra głównej statuetki, jest ustawiony aktorsko. Nie widzę wielkiej rywalki dla Frances McDormand. Za drugoplanową rolę męską nominowani są Woody Harrelson i Sam Rockwell i któryś statuetkę pewnie dostanie.
Jest jeszcze przełom. Horror nominowany jako najlepszy film czyli Uciekaj!. Film który wg głosów innych albo był nominowany za aspekt co nieco polityczny albo i nie. Nie widziałam. Jak wygra obejrzę.
I tyle.
Bardzo się czepiam? Tak, ale to dlatego, że kompletnie nie mam parcia na Oscary. W tym roku trudniej jest przyznać statuetkę polityczną, to dobrze. Nie dobrze, że nie mam wielkiego faworyta i co nie wygra pewnie na tę statuetkę jakoś zasługuje bo znajdą się odpowiednie argumenty.
Jak pisałam wyżej mój problem polega na tym, że od kilku lat wydaje mi się, że nie ma w kinie tak wielkiej kreatywności, ryzyka. Może to bardziej chodzi o te wielkie kasowe produkcje, ale co do Oscarów, te ostatnie 3 lata pokazują, że to co podoba się publice, przez Akademię oceniane jest całkiem inaczej. Męczy mnie takie trochę napuszenie, które pokazuje nam wszystkim jak mało niby znamy się na tym co dobre.
Najbardziej boli mnie jednak, że od 2 lat wygrywały filmy o których nikt za kilka lat nie będzie pamiętał. Filmy przeciętne.
Niemniej, planuję obejrzeć ceremonię. Możliwe nawet, że zrobię tekstowa relację live na Facebooku, więc zachęcam do obserwowania, to rano będziecie wiedzieć co i jak.
My oczywiście kibicujemy całym sercem Twojemu Vincentowi, który jest właśnie tym czego mi w kinie brakuje- czymś innym, nowym i oryginalnym (i trochę polskim).
Oryginalność- jak to słowo wile znaczy i jak mało jednoczesne.
Ok więc szybko podsumowując- moje typy:
(biorąc pod uwagę kategorie w których coś się orientuję)
Najlepszy film: Trzy billboardy za Ebbing, Missouri
Najlepszy reżyser: Guillermo del Toro
Najlepsza aktorka pierwszoplanowa: Frances McDormand
Najlepszy aktor pierwszoplanowy: Gary Oldman
Najlepsza aktorka drugoplanowa: Allison Janney
Najlepszy scenariusz oryginalny: Trzy billboardy za Ebbing, Missouri
Najlepszy aktor drugoplanowy: Sam Rockwell
Najlepszy scenariusz adaptowany: Tamte dni, tamte noce
Najlepsza charakteryzacja i fryzury: Czas mroku
Najlepsza muzyka oryginalna: Trzy billboardy za Ebbing, Missouri
Najlepsza piosenka: "This Is Me"
Najlepsza scenografia: Kształt wody
Najlepsze efekty specjalne: Wojna o planetę małp
Najlepsze kostiumy: Nić widmo
Najlepsze zdjęcia: Kształt wody
Najlepszy długometrażowy film animowany: Twój Vincent
Najlepszy dźwięk: Baby Driver
Najlepszy montaż dźwięku: Baby Driver
Najlepszy montaż: Dunkierka
Czy coś się z tego sprawdzi? Możliwe. W sumie wszystko może być na odwrót. Przecież nawet jak ogłoszą zwycięzce to to nie jest w 100% pewne czy to właściwy zwycięzca.
Tak czy inaczej, widzimy się w poniedziałek. Skomentuję galę, wygranych, przegranych. Trudno mimo wszystko jest mi się od Oscarów odciąć. Takie zawsze było moje małe hobby.
A i jeszcze jedno, mam nadzieję, że nikogo nie uraziłam. Pamiętajcie, że każdy może mieć swoje zdanie i chętnie usłyszę co Wy macie do powiedzenia o tegorocznych kandydatach, filmach i Oscarach w ogóle.
Ok, tyle. Jutro o tej porze będziemy wiedzieć już wszystko!
Wedle mnie te oscary są troszkę przerysowane od paru lat i wygrywają dziwne filmy. Osobiście nie lubię la la land i nie rozumiem ich fenomenu ;p
OdpowiedzUsuńSuper się czytało! :))
OdpowiedzUsuńSuper się czytało. Ja co do efektów specjalnych obstawiałabym ,,Blade Runner 2049". Co do najlepszego filmu to chyba ,,Trzy Billboardy za Ebbing". Co do aktorki pierwszoplanowej to duże szanse oprócz Frances McDormand ma Margot Robbie za ,,Ja, Tonya" :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
W tym roku czekm na wyniki, a później wybiorę to co chcę zobaczyć ;)
OdpowiedzUsuńCiekawie jest poczytać takie ,,gdybania'' już po rozdanych ludzikach :D
OdpowiedzUsuń