Jeżeli jesteście zemną od jakiegoś czasu może zauważyliście, że nie często recenzuję serie. Nie jestem ich wielką fanką. Wolę książki, które nie ciągną się w nieskończoność, co jest trochę ironią, ponieważ moje ulubione książki to właśnie serie. Często jednak nie mam siły zagłębiać się w coś, nadrabiać kilku książek. Nie mam wystarczająco cierpliwości, więc gdy słyszę, że seria przekracza trzy pozycje, wolę po nią nie sięgać. Szczególnie gdy jest to seria o młodej bohaterce, która okazuje się jest w jakimś stopniu wyjątkowa i to ona ma zmienić świat. Po prostu wydaje mi się, że wszędzie już o tym słyszałam. Jednak nie lubię się też wypowiadać o czymś czego nie czytałam, albo skreślać coś o czym nie mam pojecie. Lubię przeczytać pierwszą książkę i nie mam problemu z odłożeniem serii na bok.
Kończąc ten wstęp powiem wam, że w tym roku czytałam bardzo dobre jak i bardzo przeciętne serie. Dziś chcę się z wami podzielić przemyśleniami na temat takiej, którą skreśliłam nie wiedząc absolutnie o niej nic, a po kilku recenzjach na booktube przełamałam się i przeczytałam w dwa dni.
seria "Rywalki" Kiera Cass
Gdy ujrzałam te książki na półce w bibliotece gdy miałam praktyki, wydawała mi się to jakaś dziecinna seria o dziewczynach biorących udział w konkursie piękności. Byłam przekonana, że jestem na to za stara. Gdy zrobiłam odpowiednie rozeznanie, odkryłam, że prawdopodobnie się mylę, a Rywalki mogą mi przypaść do gustu.
Dla trzydziestu pięciu dziewcząt Selekcja jest szansą ich życia. To dzięki niej mają szansę uciec z ponurej rzeczywistości. Ze świata, w którym panują kastowe podziały, wprost do pałacu, w którym będą spełniane ich życzenia. Z miejsca, gdzie głód i choroby są na porządku dziennym, do krainy jedwabi i klejnotów. Celem Selekcji jest wyłonienie żony dla czarującego i przystojnego księcia Maxona.
Każda dziewczyna marzy o tym, by zostać Wybraną. Każda poza Americą Singer.
Dla Americi Selekcja to koszmar. Oznacza konieczność rozstania z Aspenem - jej sekretną miłością i opuszczenie domu. A wszystko tylko po to, by wziąć udział w morderczym wyścigu o koronę, której wcale nie pragnie.
Jednak gdy spotyka Maxona, który naprawdę przypomina księcia z bajki, America zaczyna zadawać sobie pytanie, czy naprawdę chce za wszelką cenę opuścić pałac. Być może życie o jakim marzyła wcale nie jest lepsze niż to, którego nawet nie chciała sobie wyobrazić...
Nawet jeżeli sam opis brzmi niezbyt porywająco, to już po kilku stronach książki można zauważyć, że cały ten konkurs nie jest tak bardzo beznadziejny i oderwany od jakiegokolwiek głębszego dna. Myślę, że świat przedstawiony jest jedną z tych dystopii (ponieważ jednak dystopią jest) który moglibyśmy najszybciej zaakceptować, a mimo to nie jest to świat doskonały. Kiera Cass pokazała coś, co dobrze znamy i pewnie wielu z was skojarzy to od razu z Igrzyskami Śmierci, jednak jej wizja podziału klasowego tak naprawdę bardzo różni się od dystryktów. Tu każdy ma szanse na lepsze życie, może się wykupić, ale każdy też może upaść. Choć podziały są znaczące, to jednak wszystko jest możliwe. Temu też ma służyć konkurs na księżniczkę.
America "nie jest jak każda" i chociaż to jeden z najbardziej znienawidzonych przeze mnie tekstów książkowych, muszę przyznać, że rzeczywiście, motywacja Americi i jej charakter może rzeczywiście świadczyć o jej wyjątkowości (względem konkurentek). Przypomina mi ona bardziej Katniss niż Tris. Jest od samego początku tak silna jak autorka chce nam pokazać później. Ma swoje własne poglądy i od początku do końca się ich trzyma. Pozostaje też dalej zwykłą dziewczyną, która nagle wsadzona w inny świat musi się z tym wszystkim radzić.
Łatwiejszy do tolerowania był też trójkąt miłosny, ponieważ wszystko działo się tu bardzo naturalnie. I jak sama America podkreślała, liczy się to czego ona pragnie. Podobało mi się jak całą sytuację romansu rozwiązała autorka. Nie było zbędnego dramatyzowania. No chyba, że między Rywalkami. Ale chyba każdy może sobie wyobrazić co się będzie działo, gdy w jednym miejscu znajdzie się 35 dziewczyn, z czego 34 chcą dostać koronę i być żoną przystojnego księcia. Było ciekawie.
Poza oczywiście całymi tymi wyborami Jedynej, mamy tu wyraźnie zarysowane tło polityczne. Które z każdym rozdziałem staje się coraz ważniejsze. Podobało mi się, że w tym wszystkim uniknięto motywu "wybrańca". Jakiekolwiek napięcie w książce wiązało się właśnie z sytuacją w kraju, a nie rozterkami sercowymi głównej bohaterki, co bardzo mi odpowiadało i obaliło moje wcześniejsze wątpliwości. Ne zawsze bowiem konkurs na księżniczkę, który ma być ukazany jako rozrywka, jest pozbawiony innych, poważniejszych motywów.
Początkowo trylogia, przerodziła się w serię. W trakcie publikacji są dalsze losy bohaterów, jednak jeszcze nie dane mi było je przeczytać, a nie chcę nic zdradzać, ponieważ będzie to dla was spoiler dotyczący pierwszych trzech książek.
Początkowo trylogia, przerodziła się w serię. W trakcie publikacji są dalsze losy bohaterów, jednak jeszcze nie dane mi było je przeczytać, a nie chcę nic zdradzać, ponieważ będzie to dla was spoiler dotyczący pierwszych trzech książek.
Rywalki nie są serią idealną. Niestety "gdzieś to już czytałam". To przeczucie zdarza się jednak tak często, przy wielu lekturach, że staram się je ignorować. Znajdziemy tu wiele oryginalnych motywów, które powodują, że Rywalki to lektura godna uwagi. Nie są porywające, nie zostaną serią stulecia i bardzo możliwe, że moda nią nie przeminie prędzej czy później. Może nie będą jej czytać nasze dzieci. Jednak jest tu to Coś, co spowodowało, że nie mogłam się od tych książek oderwać. W niespełna dwa dni przeczytałam 3 części i dodatkową nowelę. Byłam całkowicie pochłonięta przez ten świat, wręcz zafascynowana. Ani przez chwilę się nie zmęczyłam. Czerpałam z lektury czystą przyjemność.
Myślę, że jeżeli nie macie wygórowanych wymagań i chcecie książki, która pozwoli wam się rozerwać. Która posiada zarówno elementy bajki jak i trochę akcji z intrygami i rewolucją, to może być coś dla was!
za całą serię
Jestem też w trakcie książkowego odliczania Blogmasowego. Teraz w trakcie W śnieżną noc. Wczoraj był czas na Johna Greena. Dziś pojawi się króciutka recenzja ostatniego opowiadania. Jutro ruszam z Podaruj mi miłość. Jeżeli was to interesuje zapraszam na facebooka, gdzie codziennie aż do świąt pojawia się blogmasowy wpis.
Też nie przepadam za seriami ani trylogiami, wolę gdy w obrębie jednej książki zawarta jest cala historia, nawet jakby miała mieć 1000 stron :D Ale ta seria wydaje się ciekawa i warta przeczytania
OdpowiedzUsuńJak na razie przeczytałam dwie pierwsze części. Nie są to może ambitne książki, ale jako wieczorny "odstresowywacz" są wręcz idealne. Czyta się je szybko i nie wymagają zbyt wiele myślenia. Szkoda tylko, że jest w nich tak wiele utartych schematów :/
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Lunatyczka
Tak, te utarte schematy :/ Ale jak trudno jest napisać teraz coś oryginalnego?! Z drugiej strony nawet te utarte schematy są czasem fajne :)
Usuń