Mimo, że robię Blogmas, nie chcę rezygnować z moich cyklicznych postów i recenzji, więc dziś jak zawsze co dwa tygodnie, przychodzę z kolejną literką alfabetu. Dziś czas na D.
Zacznijmy jak zawsze od opisu (tego z tomu I)
Dziewiętnastoletnia Feyra jest łowczynią. Podczas srogiej zimy zapuszcza się w pobliże muru, który oddziela ludzkie ziemie od Prythianu, krainy zamieszkanej przez rasę obdarzonych magią śmiertelnie niebezpiecznych stworzeń, która przed wiekami panowała nad światem. Podczas polowania Feyra zabija ogromnego wilka. Wkrótce w drzwiach jej chaty staje pochodzący z wysokiego rodu Tamlin w postaci złowrogiej bestii, żądając zadośćuczynienia za ten czyn.
Feyra musi wybrać - albo zginie w nierównej walce, albo uda się razem z Tamlinem do Prythianu i spędzi tam resztę swoich dni. Pozornie dzieli ich wszystko - wiek, pochodzenie, ale przede wszystkim nienawiść, która przez wieki narosła między ich rasami. Jednak tak naprawdę są do siebie podobni o wiele bardziej, niż im się wydaje. Czy Feyra będzie w stanie pokonać swój strach i uprzedzenia?
Gdy tylko usłyszałam o tej serii, w zasadzie o jej pierwszym tomie, od razu wiedziałam, że chcę to przeczytać. Wszyscy mówili, że to taka Piękna i Bestia dla starszego czytelnika. I rzeczywiście, nie trudno jest zobaczyć podobieństwa. Wręcz nasuwają się one same nawet jeśli nie słyszeliście o tym porównaniu.
Mamy niezależną młodą dziewczynę, która zostaje niby więźniem potężnego faceta, który nie jest człowiekiem pre se. No i oczywiście jak to bywa, nie jest tak, że on jest całkowicie zły a ona odporna na jego urok. Klasyczny syndrom sztokholmdzki.
Sarah J. Maas odpowiedzialna jest za inną głośną serię Szklany tron, której przeczytałam dwa tomy, kolejne dwa czekaję na półce, ale mimo, że dobrze się je czyta, nie podobały mi się aż tak jak chociażby już połowa Dworu cierni i róż. Autorka ma naprawdę dobre pióro, od razu przykuwa uwagę i tworzy barwny i nieoczywisty świat.
Musicie wiedzieć, że pisze tę recenzję już po przeczytaniu wszystkich trzech tomów i z ciekawości sprawdziałm moją recenzję na Goodreads, by przekonać się jakie były moje pierwsze wrażenia. To jak bardzo zmieniła się moja opinia na temat tego cyklu naprawdę mnie zaskoczyło i trochę rozśmieszyło. Powiem wam więc najpierw co myślałam o pierwszym tomie chociaż dalej trzymam się tej opinii i co teraz myślę o całym cyklu.
Dwór cierni i róż mógłby stanowić samodzielną całość. Jest to zgrabna historia w zasadzie o miłości, z dużą dawką dobrej akcji, ładnie zamknięta w swoich ramach. Pamiętam jak wiele emocji we mnie wzbudziła, ja czytało mi się ją bardzo przyjemnie. Natężenie akcji miało właściwy poziom. Miałam trochę problemów z niektórymi detalami jednak. Nie do końca podobała mi się upartość Feyri, nie do końca podobała mi się wizja potencjalnego trójkąta miłosnego. Koniec końców przymknęłam jednak oko na te drobnostki i oceniłam książkę na solidne 4/5, w cale nie potrzebując kontynuacji, bo wiedziałam, że moja wizja tego zamkniętego, dobrego schematu zostanie rozwalona z kolejnym tomem.
Widzicie, cały hajp na tę książkę wiąże się głównie z tym całym romansem. Nie ukrywajmy, jest to bardzo ważny element i naprawdę ciekawie stworzony. Tylko pojawia się ten trójkąt miłosny, albo przynajmniej jawi się na horyzoncie i ja kompletnie go nie chciałam. Po pierwszym tomie byłam całkowicie zadowolona z tego jak jest i to wzdychanie do naszego bad boya, który zdawałam sobie sprawę zawładnął wieloma czytelniczkami, wcale nie było mi potrzebne.
I tak w skrócie wygląda moja opinia na temat pierwszej części, którą bez wątpienia bym wszystkim polecała. Wciągająca, emocjonująca, dojrzała historia romansu i fantastyki w zgrabnym połączeniu.
I wtedy przyszedł tom 2.
Pamiętając co pisałam o pierwszym tomie, możecie śmiało to przekreślić, ponieważ już w drugim rozdziale Dworu mgieł i furii mój światopogląd został wywrócony o 180 stopni, przewartościowany, a te detale których się czepiałam... Powiedzmy że nie mają już znaczenia. Nie tylko autorka doskonale wybrnęła z tego kogo lubić powinniśmy a kogo nie, nie pozostawiając nam złudzeń, co jeszcze wszystko inne okazało się od początku tak ukartowane, by czytelnik nagle dostrzegł to co naprawdę ważne. Podobnie jak życie Feyri (co oczywiście dojrzycie po przeczytaniu książek) tak i seria podzielona jest na dwa etapy i akcja rozwija wraz ze swoją bohaterką.
O ile w pierwszym tomie Feyra była taką ot czasem konfliktową ale ciekawą bohaterką, która nie wyróżniała się za bardzo i czasem irytuje, a jej historia w sumie tylko ciekawie opakowanym obrazkiem, tak w kolejnych tomach rozwija się w prawie epicką przygodę, pełną emocji podczas której czytelnikowi nieraz mocniej zabije serce. Feyra z przeciętnej staje się silną i niezależną, odważną i naprawdę potrzebną postacią. To czego nie zauważałam wcześniej i tłumaczyłam na jej niekorzyść, teraz całkowicie się zmieniło, to co mnie denerwowało okazało się w żadnym wypadku nie być jej winą.
A romans? Ten nasz wielki, epicki i piękny romans? Cóż nadal był wielki, piękny i epicki, ale w całkowicie innej odsłonie, która i owszem była do przewidzenia, ale nie tak jak się tego spodziewałam. I tym razem to było dużo lepsze. Całkowicie poddałam się wizji Maas i całkowicie ją zaakceptowałam. Nie chcę wam niczego spoilować, ale ci co czytali wiedzą teraz że jestem po stronie większości i nie wiem co mnie napadło i jak ślepa byłam czytając pierwszy tom. Drugiemu już dałam 5/5, trzeci już nie wywoływał tak skrajnych emocji ale nadal był świetny.
Ciekawie rozwijają się bohaterowie, ci których lubiłam w pierwszej części nagle (chociaż w sumie nie bez powodu) stali się całkiem inni, ci których odtrącałam teraz są moimi ulubionymi.
Maas bawi się emocjami bardzo sprawnie i doskonale wie co napisać by serce czytelnika biło szybciej.
Tak, przeczytałam tylko dwie części Szklanego tronu, ale zdaje mi się, że autorka dużo lepiej czuje się jednak w nieco dojrzalszej konwencji Dworów. Nie tylko język jest tu poważniejszy. Nie ma tak naprawdę tematu którego by nie poruszyła. Gdybym miała jakoś to określić poprzez gatunek najłatwiej nazwać to fantastyką New Adult. Są tu opisane sceny seksu, jest i słownictwo pewnie nieodpowiednie dla młodszego czytelnika. Maas nie oszczędza nam lubieżnych myśli bohaterów, krew też leje się strumieniami (szczególnie w 3 tomie). Przez to książka jest bardziejodpowiednia dla starszego nieco czytelnika. Nie wiele jest tego rodzaju książek, fantastyki już nie YA ale też nie tej ciężkiej dla dorosłych. To jest coś idealnie po środku.
Jest jeszcze motyw fantastyki. Barwny i skrzetnie poukładany świat pełen magii. Wielopłaszczyznowy. Podobało mi sie jak powoli ale konsekwentnie autorka odsłaniała swoje karty. Stworzyła unikalny system z unikalna magia. Jest i konflikt... polityczny i konflikt rodów. W zasadzie wszystko co fantastyka mieć powinna.
Cykl Dworu cierni i róż to świetna, emocjonująca przygoda w wielu wymiarch. To książki, które żąglują naszymi pragnieniami, które nie są oczywiste, zaskakują. To książki, których bohaterowie stale się rozwijają, którzy nie tkwią w miejscu.
Sarah J. Maas ma talent do budowanie niezwykłego napięcia, na różnych płaszczyznach. Do tworzenia ciekawych i niejednoznacznych postaci. Do kreowania niezwykłych światów. I to wszystko tworzy z lekkości, jej książki czyta się niemal tak łatwo jak obyczajówki, z tym, że wszystko co prezentuje nie jest bynajmniej banalne.
Jest to cykl, który trudno mi porównać do czegokolwiek innego, bo po protu niewiele książek z gatunku fantastyki jest tak dobrych. Oczywiście w odniesieniu do popularnej fantastyki młodzieżowej, a z drugiej trudno to porównywać bo z pewnością jest bardziej dojrzałą. Bez wątpienia jedna z moich ulubionych serii.
dla całej serii
Już jutro obiecana recenzja Harry,ego Pottera i Więźnia Azkabanu w wersji ilustrowanej.
A dziś Mikołajki! Co znaleźliście od poduszką?
Podoba ci się to zdjęcie? Zapraszam na Instagram
Mam w planach ten cykl, ciekawa jestem czy mi również się spodoba. ;)
OdpowiedzUsuń